Maddie wetknęła głowę przez szparę w drzwiach, prowadzących do gabinetu Filcha. W sumie osobiście nic takiego do niego nie miała, był nawet śmieszny, tyle że zabrał jej ulubioną filiżankę! I to zupełnie bez powodu! Siedziała na parapecie, na korytarzu, piła herbatkę i machała sobie nogami. I nagle jakoś tak wyszło, że bucik ześlizgnął się z jej nogi, i wylądował prosto na głowie pani Norris. Ta wydarła się, jakby jej łeb odcinali! A ona przecież naprawdę nie chciała!
Krukonka weszła do środka, upewniwszy się, że nikogo nie ma. Od czego by tu zacząć? Najpierw przeszukała jedną półkę, drugą. Ale filiżanki ani śladu! Miała już sięgnąć po trzecią, ale w tym momencie usłyszała kroki na korytarzu. OH, HERBACIANA MARYJO! Filch, jak nic! Madeline wpełzła w panice pod biurko, zacisnęła powieki i modliła się o cud. Niech tylko jej nie znajdzie!