a
IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Nora Kitsune
List z Hogwartu
Niestety jak to często bywa, coś się kończy, a coś innego zaczyna. Czas Listu z Hogwartu dobiega końca. Mam nadzieję, że część osób będzie wspominało tę stronę z pewnym sentymentem, a nawiązane tutaj znajomości przetrwają pomimo zakończenia naszej działalności. Dziękujemy za te dwa lata! Administracja
List z Hogwartu
Niestety jak to często bywa, coś się kończy, a coś innego zaczyna. Czas Listu z Hogwartu dobiega końca. Mam nadzieję, że część osób będzie wspominało tę stronę z pewnym sentymentem, a nawiązane tutaj znajomości przetrwają pomimo zakończenia naszej działalności. Dziękujemy za te dwa lata! Administracja


 

 Nora Kitsune

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2, 3  Next
AutorWiadomość
Mistrz Budowy

Mistrz Budowy

Liczba postów : 299

Nora Kitsune Empty
PisanieTemat: Nora Kitsune   Nora Kitsune EmptyCzw Paź 23, 2014 8:40 pm

[You must be registered and logged in to see this image.]
Oto nora, w której rezyduje Kitsune. Przed wejściem do można zauważyć nadmierną ilość kolorowych kwiatów. Nad całą jamą stoi drzewo, którego korzenie lekko opadają na wejście, co służy za prowizoryczne "drzwi" kiedy tylko lis sobie tego zażyczy. Jama ma kilka tuneli wychodzących w różnych miejscach. Wiadomo, że wewnątrz znajduje się legowisko owego stworzenia, które jest zrobione z kwiatów przez co każdego dnia jego futro pachnie niczym różany ogród. Tunele ciągną się przez jakieś 300-500 metrów w głąb lasu, w stronę południa oraz wschodu. Miejsce znane jest tylko zwierzętom oraz magicznym istotom, które przychodzą po błogosławieństwo.


Ostatnio zmieniony przez Mistrz Budowy dnia Czw Paź 23, 2014 10:03 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
The author of this message was banned from the forum - See the message
Amelia Mary Fern

Amelia Mary Fern

Liczba postów : 1107

Nora Kitsune Empty
PisanieTemat: Re: Nora Kitsune   Nora Kitsune EmptyCzw Paź 23, 2014 9:22 pm

Dziś by na prawdę piękny dzień, choć dziwnie... melancholijny. Ponieważ był już weekend Amelia miała cały dzień wolny od wszelkich zajęć i właściwie nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Afrah jak zwykle ostatnio gdzieś zniknęła. Puchonka ciągle gdzieś znikała i Amelia zwyczajnie się o nią martwiła, tym bardziej, że podejrzewała, gdzie może być. Chociaż... sama nie wiedziała. Powoli przyzwyczajała się i nawet zaczynała przyzwyczajać do wybranka Af. Nie zmieniało to jednak tego, ze zwyczajnie tęskniła za nią i sie o nią martwiła.
Jeszcze bardziej martwiła się o Sebastiana, który całkiem gdzieś zniknął i tylko Moxie raz na jakiś czas przychodziła do niej, jakby chcąc powiedzieć, ze z jej panem wszystko ok.
Mając za wiele czasu dla siebie, Am za dużo myślała i siedząc w dormitorium powoli zaczynała popadać w lekką paranoje, więc wyszła na krótki spacer.... który trwał jakieś 6 godzin. Zamyślona nawet nie zauważyła gdy sie ściemniło ani gdy weszła w las i zagłębiła się w leśne ostępy wciąż z głową w przysłowiowych chmurach. Jej jedynym towarzyszem podróży była jej kochana sówka, siedząca jej cały czas na ramieniu w swojej najmniejszej postaci, przez co wyglądała trochę jak spinka do włosów.
W pewnym momencie, jak na niezdarę przystało, wywróciła się, jednak mogła by dać słowo, ze nadepnęła na coś co poruszyło się pod jej stopą. Coś miękkiego... Ogon jakiegoś zwierzęcia? Zaraz się chyba przekona...
Powrót do góry Go down
http://list-z-hogwartu.my-rpg.com/t382-amelia-mary-fern
The author of this message was banned from the forum - See the message
Amelia Mary Fern

Amelia Mary Fern

Liczba postów : 1107

Nora Kitsune Empty
PisanieTemat: Re: Nora Kitsune   Nora Kitsune EmptyCzw Paź 23, 2014 10:43 pm

Słysząc dobiegające z wnętrza jakiejś nory obok której upadła instynktownie sięgnęła po różdżkę ukryta jak zwykle w kieszeni. Jednak nie zdołała jej wyciągnąć bo jej ręce i nogi zostały spętane przez korzenie drzew. Zaczęła się szaleńczo szamotać, pewna, że zwierzę które wyjdzie z jamy nie będzie względem niej przyjaźnie nastawione.
Zmarła, gdy stanął przed nią wielki i widocznie bardzo rozzłoszczony lis. Przełknęła głośno śline trwając w zupełnym bezruchu równie wystraszona jak zafascynowana zwierzęciem stojącym przed nią. Unosiła się wokół niego dziwna, ale bardzo... Dobra aura. Sama jego obecność sprawiła, że dziewczyna nieco się uspokoiła, mimo że sam lis na spokojnego ani pokojowo nastawionego nie wyglądał.
Jakby na granicy świadomości zauważyła, że zwierz ma kilka ogonow. Jednak w tej samej chwili gdy zaczęła się nad tym zastanawiać w jej głowie odezwał się obcy głos.
Pokrecila głową by odpędzić głosy, które jak sądziła powróciły. Dawno ich nie słyszała. Odkąd wrócił Sebastian wszystko, łącznie z jej psychika wróciło do normy, a przynajmniej tak sądziła. Zamknęła oczy walcząc z głosami, chcąc je odetchnąć... Dopiero po chwili wysluchala się w to co owy głos mówił i powoli się uspokajajac otworzyła oczy patrząc na Lisa z nowym zainteresowaniem. Wciąż ciężko oddychala, jakby przebiegła maraton, a jej serce było mocniej. Wyglądała trochę jakby oszalała. I może nawet tak było...
-To ty? Mówisz w mojej głowie... Wprost do myśli? - zwróciła się do Lisa ostrożnie. Fenomen ten tak ja zainteresował że na moment zapomniałam strachu, jednak szybko sobie o nim przypomniała, gdy lis podszedł do niej bardzo blisko niemal dotykając swoim nosem jej twarzy...
-Ja nie chciałam zrobić Ci krzywdy... Przepraszam - tłumaczyła a w jej głosie i oczach wyczuwalna była szczera skrucha.
Zamrugala zaskoczona gdy zwierz tak po prostu się uspokoił i usiadł...
-Nabrać? - powtórzyła szczerze zaskoczona rozmasowujac nadgarstki uwolnione z kajdan korzeni.
-I udało Ci się - zaśmiała się wciąż trochę niepewnie, a jej oczy pozostały jakby odległe, zamyslone.
-To z korzeniami to też ty? - spytała ciekawa. W końcu to była jej dominująca cecha - ciekawość.
-Przepraszam, że Cię obudziłam. Na prawdę nie chciałam. Spacerowalam i zamyslilam się - posmutniala - nawet nie wiem za bardzo jak tu dotarłam. Co w moim wypadku nie wykracza za bardzo ponad normę-uśmiechbęła się krzywo komentując własną niezdarnosc i ciągłe gubienie się.
-Bałam się... Ale... Nie wydajesz się chcieć mnie skrzywdzić - zwróciła się do Lisa patrząc na niego uważnie. Po chwili usłyszała ciche pohukiwanie koło ucha.
-Ty wiedziałaś że nic mi nie zrobi - poglaskala czule siedząca aktualnie na jej ramieniu sowke, która po chwili wyleciała w powietrze i przyjęła rozmiary zwyczajnej sowy. Amelia dość dobrze już znała swoją sowia towatzyszke by wiedzieć, że gdyby coś jej zagrazalo ptak by ją obronił ukrywając za sobą, tak jak to zrobiła z syrena gdy się poznały. Skoro sowa spokojnie oddalila się od Amelii oznaczało to ze dziewczyna jest bezpieczna.
Usiadła koło Lisa po turecku.
-Jestem Amelia, a ta magiczna sowka to moja przyjaciółka Defene, a ty? Kim lub czym jesteś? Bo raczej nie normalnym lisem, prawda? Wybaczysz mi ze stanęłam na twoim ogonie? - spytała z nadzieją niepewnie wyciągając powoli dłoń w stronę głowy liska, nie dotknęła go jednak, a przytrzymala dłoń milimetry od jego uszu pozostawiając mu decyzję czy pozwoli się dotknąć.
Powrót do góry Go down
http://list-z-hogwartu.my-rpg.com/t382-amelia-mary-fern
The author of this message was banned from the forum - See the message
Amelia Mary Fern

Amelia Mary Fern

Liczba postów : 1107

Nora Kitsune Empty
PisanieTemat: Re: Nora Kitsune   Nora Kitsune EmptyPią Paź 24, 2014 2:31 pm


To było czysto odruchowe. Jak każdy czarodziej, w chwili zagrożenia sięgała po swoją różdżkę, by móc się bronic. Czysty instynkt samozachowawczy. Grozi ci niebezpieczeństwo- bronisz się. Tym razem jednak Amelia nie mogła się bronić. Spętana nie była w stanie się ruszyć, a przez to bała się jeszcze bardziej.
Jeśli celem Lisa było ją wystraszyć to jak najbardziej mu się udało. Nie mogła ani się bronić ani uciec i wpadała, jak osaczona ofiara w panikę.
Jej psychika była w opłakanym stanie. W ostatnim roku przeszła tyle, pod względem emocjonalnym, co mało kto i niewielu byłoby to w stanie przeżyć bez żadnych konsekwencji. Głosy były jak do tej pory jej najmniejszym problemem. Ich bała się najmniej, choć nie znaczy to, że nie bała się wcale. Nie chciała ich. Sprawiały ból.
-Nie pomyślałam nawet o tym. Nie kiedy już cię zobaczyłam. Ale dzięki za zapewnienie- uśmiechnęła się lekko do Liska.- Ale skoro możesz mówić do mojego umysłu, to nie słyszysz moich myśli?- spytała jak zwykle ciekawsko.
-Nie jadasz ludzi, a czym się żywisz?- zaczęła wypytywać w typowy dla siebie sposób starając się dowiedzieć jak najwięcej.
- Trafiłam tu przypadkiem. Zamyśliłam się po prostu i nogi same mnie poniosły- wytłumaczyła- Wiem, ze nie wolno wchodzić do lasu... i zazwyczaj raczej unikam nawet jego skraju. Tu jest królestwo zwierząt, do którego człowiek nie powinien zaglądać, by tylko je zniszczy, jak wszystko czego się dotknie- powiedziała nieco melancholijnie i krytycznie pod adresem własnej rasy. Zdawała sobie sprawę z tego, ze w całej swojej wspaniałości, mnogości wielkich i małych osiągnięć ludzie zapomnieli o tym skąd pochodzą i przestali dbać o przyrodę. Ba! Ludzie niszczą naturę. To było okropne. Przynajmniej dla Amelii, która kochała przyrodę. W lasach i zagajnikach, pod gołym niebem czuła się o niebo lepiej niż w czterech ścianach. Wyjątkiem była w pewnym stopniu biblioteka. Tam mogła siedzieć godzinami. Ale od każdej reguły jest przecież jakiś wyjątek.
Wzdrygnęła się lekko widząc jak wypowiadając ostanie zdanie lis wyszczerzył kły.
-Przyroda jest dla ciebie bardzo ważna- zauważyła nieśmiało. Automatycznie trybiki w jej głowie ruszyły. Składała elementy do kupy niczym puzzle. Nie umknęło jej uwadze, ze pod łapami lisa trawa jest jakby zieleńsza. W ogóle okolice nory, gdzie przebywali były … piękniejsze niż reszta lasu. Pełno tu było różnobarwnych kwiatów, trawa zieleniała i to wszystko było widać nawet w mroku głębi lasu. Coś niezwykłego...
-Ty masz jakiś związek z przyrodę? W sensie wpływasz na nią, prawda?- spytała wysuwając takie, dość oczywiste wnioski.
-Kitsune...- powtórzyła jakby smakując imię lisa.- Posłaniec boga? Z jakiej religii, wiary jest twój Pan?- spytała pierwszy raz słysząc imię owego boga, a z tego co się orientowała każda wiara miała jakiegoś swojego boga płodności czy też życia. - Czyli jesteś … istotą boską?- upewniła się. Może było to dość oczywiste, ale wolała się spytać, tym bardziej, ze lis wydawał cie całkiem miły i jak na razie odpowiadał na jej pytania.
Odsunęła dłoń od Lisa uśmiechajac się smutno. Rozumiała, ze jest w pewien sposób istotą dziką i jak dzikie zwierze może jej zwyczajnie nie ufać i nie chcieć by go dotykała. Respektowała to. Tak samo jak to, ze przecież sam powiedział, że pochodzi od boga. Mógł zwyczajnie uważać ją za nie godną dotykania go.
Pisnęła cicho czując jak miękki ogon Lisa oplata ją. Spojrzała na niego wciąż trochę zdziwiona, jednak po chwili otrząsnęła się i delikatnie położyła dłonie na oplatającej ją kicie.
- Ja się nie modlę. W ogóle. Jednak jeśli twój Pan to uosobienie sił płodności i życia , tak jak podejrzewam, to nie ma problemu. Zawsze na swój sposób czciłam siły natury, szczególnie to w jaki sposób wszystko się rozrasta. Jednak... czy twój Pan ma jakieś upodobania...W sensie...jak powinnam się do niego modlić?- spojrzała na Lisa pytająco.
-Ach...- westchnęła cicho czując, jak Lis unosi ją i przysuwa do siebie. Jakby była lekka jak piórko.
-Silny jesteś-zaśmiała się pozwalając mu się ułożyć. Siedząc niepewnie obok, tuż przy jego boku niepewnie objęła go, by im obojgu było nieco wygodniej. Ledwie go dotknęła poczuła się jakby... lepiej... to było co najmniej dziwne, jednak na razie nie zwracała na to uwagi. Było jej tak dobrze. Ciepło i miękko.
-Tak tak wiem. Ale zakazy są po to by je łamać- zaśmiała się cicho- a serio...mówiłam ci już, po prostu się zamyśliłam. Nawet nie wiem kiedy i jak się tu znalazłam. Wyszłam tylko na spacer. - wytłumaczyła ponownie. Rozglądnęła się, a wreszcie spojrzała w górę na korony drzew pomiędzy którymi prześwitywało niebo.
-Późno już- stwierdziła, widząc na niebie już pierwsze gwiazdy.- Zaraz wzejdzie księżyc. Dziś pełnia, a koło księżyca zalśni sama Wenus, w drugiej kwarcie, często mylona z gwiazdą polarną, która przecież błyska dużo bardziej na zachód- powiedziała cicho.- Przepraszam- zaśmiała się lekko zawstydzona- kocham astronomię i czasem za dużo o niej mówię. Już milknę- uśmiechnęła się ciepło.
Powrót do góry Go down
http://list-z-hogwartu.my-rpg.com/t382-amelia-mary-fern
The author of this message was banned from the forum - See the message
Amelia Mary Fern

Amelia Mary Fern

Liczba postów : 1107

Nora Kitsune Empty
PisanieTemat: Re: Nora Kitsune   Nora Kitsune EmptyPią Paź 24, 2014 9:32 pm

Myśli Amelii szalały jak zwykle zresztą, gdy miała do rozwikłania jakąś zagadkę, a tym był dla niej Lis. No i nie zapominamy, ze zwierz nastraszył ją i to nie mało na samym początku, tego jakże niezwykłego ich spotkania. Strach powoli ustępował, ale jego miejsce zastępowało zaciekawienie, nie mniej chaotyczne. Jednak jak to w przypadku Amelii bywa. Mimo, ze była osobą niezwykle... niezdarną i ciągle przez to pakowała się w kłopoty, wbrew pozorom była bardzo poukładana. Powoli jej myśli zaczynały się uspokajać i mimo wielotorowości, typowej dla młodej Puchonki, nabierały czystości. I nawet gdy kolejne dziwne dla niej rzeczy następowały, jej umysł pozostawał względnie spokojny, jedynie dokładał kolejny element do tworzącej się w jej głowie układanki, która prowadziła do poznania bliżej istoty Lisa.
-Czyli im jestem spokojniejsza tym lepiej idzie komunikacja?-upewniła się, jakby automatycznie skupiła się dążąc do uspokojenia myśli, by poprawić komunikację między nimi i zobaczyć do czego to doprowadzi.
Wysłuchała go uważnie, wszystko analizując. Teraz gdy wiedział, ze on i tak tego nie słyszy mogła pozwolić sobie na głębsze rozmyślania. W sumie, z tego co mówił wynikało, że żywił się jak normalny lis. Możliwe więc, ze ma więcej wspólnego ze zwykłym „liskiem chytruskiem” niż można było wywnioskować na początku. Pomijając rozmiar i posiadanie kilku ogonów, nawet zbytnio nie odbiegł pod względem wyglądu od leśnego rudzielca. I miejsce, w którym się znajdowali, jak podejrzewała Amelia, okolice jego legowiska nie różniły się specjalnie od lisiej nory w innych lasach. Ale jednak wszystko tu mocno odróżniało to miejsce. Tu było jakby... lepiej. Cała okolica była cudownie zielona, pełna kwiatów. Wszystko wydawało się tu po prostu... wspanialsze.
W tej chwili nie żałowała już, zę się tu znalazła. Minął strach i zaczęła dostrzegać piękno tego miejsca, a przy lisie cła się wyjątkowo dobrze. Nie miała najmniejszej ochoty odchodzić. Pierwszy raz dziękowała za swoje roztargnienie.
- Czyli takim opiekunem? Troszczysz się o cały las i jego mieszkańców- uśmiechnęła się z uznaniem.
-Wybacz. Nie chciałam cię urazić. Chodziło mi o to co robisz z roślinami wokół ciebie- Ponownie rozejrzała się z zachwytem wokół jakby pokazując o co jej chodzi. Wszystko to kwitnie, rośnie. I to najwyraźniej twoja zasługa. Sama twoja obecność wydaje się sprawiać, ze wszystko pięknieje. Ale skoro jak powiedziałeś,jesteś duchem tego lasu, to chyb normalne, prawda? To twoje zadanie, dbanie by wszystko toczyło się tak jak powinno, rosło i kwitło i zachowywało swoja płodność, prawda?- wytłumaczyła swój tok myślenia jednocześnie zadając pytania, które miały ją naprowadzić a kolejne elementy postaci Lisa.
-Myślisz, ze w którejś z książek w szkolnej bibliotece będzie coś o tobie? - spytała z uśmiechem. - Ciekawe co by o tobie napisali i ile byłoby w tym prawdy...-zastanawiała się na głos. Wiedziała, ze nie wszystkim książką i nie całkowicie można ufać. Wiele rzeczy jest koloryzowanych lub pomijanych.
Zauważyła, że gdy jej towarzysz mówi o swoim boskim Panie, robi to z niesłychaną pokorą i szacunkiem.
-Twój Pan musi być wspaniały. Mówisz o nim z takim … uwielbieniem, a nie wyglądasz na istotę, która byłaby taka...pokorna i pełna szacunku dla byle kogo. Podobno najlepiej poznać Pana po tym jak mówią o nim jego słudzy. Z tego co mówisz i jak to robisz... wydaje mi się, ze Inarim?- wypowiedziała imię boga pytająco, nie pewna czy robi to dobrze. Spojrzała na Lisa jakby prosząc o potwierdzenie, ze dobrze wypowiada imię jego Pana.- jest naprawdę wspaniałym i dobrym bogiem .Jednym z tych niewielu , którzy naprawdę zasługują na to by ich czcić. - uśmiechała się ciepło mówiąc wszystko to w co ułożyły się jej obserwacje do tej pory.
Pokornie przyjęła skarcenie.
-Czyli poniekąd jeśli będę traktować ciebie z szacunkiem, to tak jakbym czciła twego Pana?- rzuciła półgłosem, jakby do siebie.- Nie znaczy to, ze i tak bym cię nie szanowała. Uważam, ze wszystko co żyje zachowuje na szacunek. Tylko tak .. się zastanawiam- wytłumaczyła szybko, żeby Lis znów nie pomyślał, ze luźni czy coś w tym stylu.
- Hmm- mruknęła myśląc intensywnie nad słowami Lisa- Można by było więc uznać, ze nieświadomie już od dawna czcze Inariego. Szanuje bowiem dary tego świata, wszystko co wydaje na świat matka ziemia, z tym ze nigdy nie przypisywałam panowania nad tym żadnemu bóstwu. Teraz, skro to twoja prośba i warunek wybaczenia...mogę swoim zabiegom czci dla natury nadać kierunek ku Inariemu, który jak mówisz jest panem tego wszystkiego- uśmiechnęła się szeroko. Dla niej to był żaden problem. Może czcić naturę, z myślą ze to dzieło boga, którego posłańcem jest siedzący obok lis.
- Nie chce być bogiem- zaśmiała się- Po co mi to? Bóg to bóg. Człowiek to człowiek. Nie powinniśmy wychodzić poza ramy tego kim jesteśmy. Człowiek jest wspaniały taki jaki jest. Możesz się ze mną nie zgadzać. Z twojego stanowiska, my ludzie to raczej zaraza, prawda? Ale jednak... potrafimy być naprawdę wspaniali. Bo człowiek w sam w sobie jest wspaniały jako twór natury. Myślę, że jest majstersztykiem sztuki tworzenia. Każdy z nas jest wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju. Ciągle się zmieniamy i ewoluujemy,zmieniamy się. Czy to nie jest na swój sposób piękne? Gdybyśmy tylko pamiętali, że tak jak wszystko inne jesteśmy dziećmi świata i powinniśmy go szanować...-zakończyła ze smutkiem.- Ale co do twojego ostrzeżenia...nigdy nie chciałam i raczej nie zechcę być bogiem. Bo bóg ma wszystko. Wszystko może. Wszystko wie... to takie nudne. Ja lubię się dowiadywać. Uczyć się nowych rzeczy dążyć do kolejnych celów własnymi siłami. - powiedziała ponownie się uśmiechając.- człowiek to istota nieustannie nienasycona. Dlatego, nawet jemu samemu, wydaje się czasem, ze chciałby być bogiem. -dodała jakby na zakończenie.
-Z tobą? W sensie, że tutaj w lesie?- nie kryła szoku i nutki strachu. Las był zakazany, bo grasowały po nim bardzo niebezpieczne zwierzęta.
-Przodków? Czyli twój pan jest jakby młodszym bogiem? Przed nim byli inni? Im tez służyłeś?-dopytywała dalej.- Dziękuję, ty też jesteś bardzo interesujący- zarumieniła się lekko. Oglądali razem nocne niebo jeszcze kilka chwil, a później Lis zaniósł ją do swojej nory.
-Wiesz, ja wbrew pozorom potrafię chodzić. Mam dwie nogi i umiem ich używać całkiem nieźle- zaśmiała się cicho, gdy Lis zwyczajnie wniósł ją owijając swoimi ogonami.
- To wygląda z zewnątrz trochę jakbyś mnie porywał- śmiałą się coraz głośniej, radosna. Jakoś nie specjalnie przeszkadzała jej perspektywa nocy u boku Lisa. Przecież, on jest... Lisem. Nic jej nie zrobi.
-Ciem- zaczęła, a w tym samym momencie na ścianach pojawiły się lśniące kryształki- no tu było- dokończyła ze śmiechem. Usłyszała ciężkie westchnienie.
-Co się stało? Coś nie tak?- spytała patrząc na Kitsune z troską. Wtuliła się w niego, gdy owinął ja ogonami, ale wciąż zerkała na niego troskliwie i delikatnie, w uspakajającym geście głaskała jeden z jego ogonów. Po kilku chwilach, zaczęło dziać się coś dziwnego. Poczuła, ze futro które miała pod policzkiem … zniknęło, a jej twarz spoczywa na miękkiej skórze. Zdziwiona, a przede wszystkim zmartwiona uniosła wzrok i omal nie uderzyła się o jedną z ścian nory, odskakując odruchowo, gdy zamiast lisa zobaczyła wręcz zabójczo przystojnego młodzieńca, który był... nogi.
Jej policzki oblał krwisty rumieniec. Delikatnie chwyciła jeden ogonów i uniosła go przykrywając najważniejsze miejsca anatomii chłopaka. Chwilę siedziała obok zszokowana, po czym w najmniej inteligentny sposób z możliwych, zaczęła dźgać lekko młodzieńca w pierś i bezczelnie uniosła jego rękę chwytając za nadgarstek i puściła.
-Kitsune?- rzuciła pytająco...- Czy ty...eee...Czy ty właśnie stałeś się człowiekiem? Wiem mało inteligentne pytanie...ale...- nie wiedziała co ma powiedzieć. Nie bala się. Była tylko zszokowana. No bo kto by ni był? Tuliła słodkiego Liska, a po chwili tuli się do... niemniej słodkiego chłopaka.
-Nie mogłeś mnie jakoś ostrzec, ze nocą bywasz sobie człowiekiem?- spytała. Dobrze wiedziała, zę to wciąż ten sam Kitsune. Czuła to. Jednak... był chłopakiem... nagim!
-Podejrzewam, że nie masz tu żadnych ubrań...- była najzwyczajniej w świecie zawstydzona.
Powrót do góry Go down
http://list-z-hogwartu.my-rpg.com/t382-amelia-mary-fern
The author of this message was banned from the forum - See the message
Amelia Mary Fern

Amelia Mary Fern

Liczba postów : 1107

Nora Kitsune Empty
PisanieTemat: Re: Nora Kitsune   Nora Kitsune EmptySob Paź 25, 2014 6:48 pm

Zauważyła, że rzeczywiście im była spokojniejsza tym lepiej słyszała słowa Lisa w swojej głowie. Było to dla niej wciąż trochę dziwne, kojarzyło się z głosami które swego czasu słyszała. I nie było to zbyt dobre skojarzenie. Sama myśl o tamtym okresie, gdy sądziła, że Sebastian nie żyje, sprawiała jej ból, tym bardziej że chłopak ponownie zniknął i tak jak zawsze wiedziała, jakby podświadomie gdzie jest, tak teraz nie miała pojęcia i to ją okropnie martwiło. A jednak... Siedząc tak koło Lisa i słysząc w swoich myślach jego głos czuła się dobrze. Lekko. Mimo skojarzeń nie odczuwała tego bólu. To było dziwne dla niej, ale tak miłe, że postanowiła się tym nie zajmować myśli. Po co, skoro było to dobre?
-Dziękuję. Lubię... Kombinować - przyznała śmiejąc się cicho z własnych słów. Mimo, że czuła się przy lisie tak dobrze, całkiem zrelaksowana, nie uszło jej uwadze, jak niezwykle dostojna jest on istotą. Cała jego postać emanowala wewnętrzna powagą, której przeczylo jego wcześniejsze zachowanie.
-Jesteś niebywale ciekawa istota - powiedziała szczerze, głęboko zamyslona - nie tylko z powodu boskiego pochodzenia, czy niezwykłej budowy - wskazała na poruszające się lekko dziewięć ogonow - ale masz też jakby... Dwoisty charakter. Z jednej strony jesteś bardzo dostojny i pełen powagi, w pełni odpowiadającej twojemu pochodzeniu. Sprawiasz wrażenie bardzo mądrego i nie wątpię że posiadasz wiele mądrości i to nie tylko gra pozorów. Jednak emanuje mądrością starca. Kogoś kto ma wiele za sobą. Wiele widział i doświadczył. Z tego co mówisz i to jest bardzo prawdopodobne. Zapewne masz więcej niż 20lub, prawda? A jednocześnie nasze spotkanie zaczęło się od psikusa. Nabrales mnie i wtedy zdawales się bardzo z siebie zadowolony. Jak... - szukała odpowiedniego słowa - Rowen. Kolega ze szkoły. Dowcipnis. - mówiła wciąż bardzo głęboko zamyslona. - Wybacz jeśli cię urazilam. Myślę na głos - powiedziała szybko, gdy tylko wyrwala się z własnych myśli i zorientowala, że wszystko powiedziała na głos.
-Szkoda. Ciekawa jestem Co by było o tobie napisane - uśmiechnęła się ciepło.
-Nie którzy jednak niosą za sobą tylko zniszczenie.-rzuciła na swoją obronę. - Jak mówiłam. Jestem nie wierząca. Do tej pory nie spotkałam nigdzie takiej wiary, religii, którą uznałabym za godna kultywowania. Cenie sobie życie i jego bieg. Krąg w którym to wszystko trwa. Szanuje to ze czasem coś musi umrzeć by inni mogli żyć, choć nie zmienia to mojego żalu za wieloma wspaniałymi gatunkami które odeszły. Zawsze wierzyłam, że za wszystkim stoi jakąś wyższa siła, która wszystkim kieruje. Nie nadawałam jednak tej sile imienia - wytlumaczyla. Czuła i dostrzegła jego siłę, a jednak nie bała się. Czuła respekt, ale nie strach. Podświadomie czuła że lis je nie skrzywdzi.
-No tak troszkę tak to wygląda. Ale raczej nikt się tym za specjalnie nie przyjmie. Wątpię by ktokolwiek w ogóle zauważył że mnie nie ma - rzuciła ze skutkiem w głosie. Bo taka była prawda niestety. Raczej nikt nie przejmował się jej osoba więc gdyby nawet została w lesie do poniedziałku, kiedy to zaczynają się zajęcia, nikt za specjalnie nie zwrócił by na to uwagi. Nie mogła wyjść z szoku, gdy on tak po prostu sobie leżał. Zamrugala szybko zaskoczona, gdy jego na wpół otwarte oczy okazały się takie same jak gdy był lisem. Znaczy on chyba nadal jest lisem tylko zmienił postać.. Sama już nie wiedziała...
- Nikomu nie powiem, tylko się zakryj - rzuciła rozpaczliwym tonem zakrywajac oczy gdy ogon się wyprostowal. Pozwoliła by ją przytulil choć wciąż zarumieniona zakrywala dłońmi oczy zawstydzona i lekko skrępowana.
-Rozumiem. - szepnęła. Znaczy może nie do końca rozumiała, ale starała się.
pisnela cicho gdy jej ubrania zniknęły.
-Wolałabym być ubrana - jej głos był niemal placzliwy. Dla niej to było dziwne o bardzo... Intymne. A jednak... Gdy zawstydzona tak ze aż bezwladna tulila się do Lisa i obserowala go przerażonym wzrokiem... Wstyd odchodził. Widziała że dla niego jest to jakby całkiem naturalne. Zachowywał się wciąż bardziej jak Lis niż człowiek i przez to powoli się odprezala tym bardziej że robiło jej się ciepło, a zdążyła zmarznac gdy od niego się odsunela. Niepewnie wyciągnęła dłoń i zaczęła wodzic palcami po jego policzku ledwie jednak dotykając jego skóry jakby się bała że nie jest prawdziwy. Z jej oczu powoli znikal strach, a zastepowala go fascynacja.
-I tak co miesiąc? A.. Na jak długo? Godzinę, dobę? - dopytywala
Powrót do góry Go down
http://list-z-hogwartu.my-rpg.com/t382-amelia-mary-fern
The author of this message was banned from the forum - See the message
Amelia Mary Fern

Amelia Mary Fern

Liczba postów : 1107

Nora Kitsune Empty
PisanieTemat: Re: Nora Kitsune   Nora Kitsune EmptySob Paź 25, 2014 11:27 pm

Amelia nic nie wiedziała na temat magicznych właściwości skóry Lisa. Pewnie gdyby wiedziała i tym by się zainteresowała. W końcu to wspaniała właściwość. Zainteresowała by się tym, jak wszystkim do tej pory co tyczylo się Lisa.
-Cieszę się - zaśmiała się słysząc, że mu schlebia, a potem zwyczajnie oniemiala słysząc ile mniej więcej lat ma lis.
-To rzeczywiście wiele przezyles. Inaczej mówiąc mam obok siebie żywy podręcznik historii - zaśmiała się ciepło gdy potarl pyszczkiem jej policzek.
-Masz rację. Świat jest zbyt piękny i radosny a ludzkie życie zbyt krótkie by być cały czas poważnym. Choć to drugie się ciebie nie tyczy. I też lubię zagadki i układanki. Zresztą zauważyłeś że jestem bardzo ciekawska. - uśmiechnęła się uroczo. Musiała przyznać że jego śmiech brzmiący w jej głowie był bardzo przyjemnym dźwiękiem. Aż jej samej zachciało się śmiać.
-Myślę że sami siebie zazwyczaj nie rozumiemy - zaśmiała się - A co do mnie... Wiara to w dużej mierze kwestia wychowania. Moja rodzina wyznaje pewne wartości z którymi w sporej części się nie zgadzam, ale nie praktykuje żadnej wiary, przez co ja sama mam do religii dość krytyczny stosunek. Tak jak mówiłam. Wierzę w wyższa siłę która wszystkim kieruje według jakiegoś planu,ale nigdy nie nadawałam tej sile imienia żadnego Boga czy innej znanej w różnych religiach istoty - powiediziała cierpliwie powtarzając.
-Krąg życia a zabijanie dla korzyści to dwie różne, skrajne sprawy. Ludzie... My popadamy w różne skrajności i pragniemy rzeczy do których czasem się tak na prawdę nie nadajemy. Chcemy się sprawdzić. I to jest na swój sposób dobre. Dzięki temu następuje rozwój, ale niestety czasem by osiągnąć cel podążamy po trupach, nie raz dosłownie - powiedziała spokojnie jednak z wyczuwalnym smutkiem i głębokim żalem nad ludzkim rodzajem.
-Dziękuję, nie chce jednak nadużywac twojej gościnności- powiedziała cicho szczerze wdzięczna za jego propozycje. Poczuła się... Chciana. Było to bardzo miłe. Uśmiechnęła się więc szeroko.
-Co się szczerzysz? - mimo wstydu zgromila Lisa wzrokiem widząc jego zadowolony uśmieszek.
-Mało mnie teraz obchodzi prawo indukcji. Nie mam ubrań! - była tak zawstydzona że aż wściekła. Nie wiedziała bowiem co ma zrobić. W pierwszym odruchu chwyciła pierwsza rzecz nadająca się do zakrycia jej nagości, jaka była pod ręką, czyli w tym wypadku jeden z ogonow Lisa. Przykryla się nim jak kocem.
-To fajne... Choć trochę dziwne, ale bardzo interesujące - tak bardzo w stylu Amelii. Jej ciekawość wygrywala nawet ze wstydem. Chęć zdobycia wiedzy była większa niż kulturowo wpojony, niemal naturalny odruch zakrycia nagości. Dla niej to było niewłaściwe by dwojka osób leżała obok siebie nago. To było po prostu... Tak... Krepujace. Jednak, gdy tak leżała z lisem., mimo że miał postać młodzieńca, całkiem przystojnego trzeba przyznać, widziała w nim tego samego Lisa, którego tulila na polanie. Miał ten sam zapach, otaczala go taka sama aura dobroci i miał te same oczy. Nawet ogony miał!
-Też Cię lubię i z chęcią będę cię częściej odwiedzać jeśli tylko mi pozwolisz - uśmiechnęła się ciepło kładąc dłoń na jego policzku w geście pełnym czułości. Jej oczy także były pełne troski i pewnego rodzaju czułości. Ciagle dotykala jego twarzy glaszczac już pewniej jego policzki delikatnie.
-Przemiana cie regeneruje... - wróciła do rozmowy - czyli tak trochę odwrotnie niż być powinno. Tak mi się przynajmniej wydaje. Bo lis to twoja naturalna forma, więc Przemiana powinna cie osłabić nie zregenerować - ponownie myślała na głos tym razem już świadomie.
Powrót do góry Go down
http://list-z-hogwartu.my-rpg.com/t382-amelia-mary-fern
The author of this message was banned from the forum - See the message
Amelia Mary Fern

Amelia Mary Fern

Liczba postów : 1107

Nora Kitsune Empty
PisanieTemat: Re: Nora Kitsune   Nora Kitsune EmptyNie Paź 26, 2014 10:44 pm

Ciekawość to wyjątkowa cecha, która prowadzi do wielu rzeczy. Może również do piekła, jednak dla Amelii była drogą do wiedzy, sposobem jej zdobycia. To właśnie ludzka ciekawość prowadziła do nowych odkryć, a co za tym idzie rozwoju. Ciekawość była powodem dla którego wciąż ludzie drążyli nieznane, aż to poznali, a wtedy znajdowali w tym nową wartość, coś innego co pobudzało ciekawość i tak w kółko, a efektem tego była ewolucja cywilizacji. Amelia była osobą u której ciekawość była wręcz dominującą cechą i nie raz wpadał przez nią w tarapaty, więc może i jest to droga do piekła. Podobno im więcej wiemy tym mniej wiedzieć chcemy, ponieważ czasem niewiedza jest błogosławieństwem. Więc może... wiedza to droga do piekła...?
Amelia jednak nie była, a przynajmniej starała się nie być w swoich dociekaniach zbyt natarczywa. Wiedziała, że czasem ktoś może nie chcieć jakiejś wiedzy udzielić i było to jego prawo. Dlatego zawsze starała się być subtelna i uprzejma. Nauczyła się już, ze „pokorne ciele dwie matki ssie”, jak to się czasem mawia.
Dziewczyna bardzo dobrze bawiła się w towarzystwie Lisa. Uczył ją, co ona bardzo wysoko ceniła,ale nie był przy tym jak co poniektórzy przemądrzały, co potrafiło bardzo ją zdenerwować. Dzielił się swoja wiedzą zaspakajając odrobinę jej ciekawość, a przy tym był dowcipny i miły. Rzadkie, ale bardzo przyjemne połączenie.
Nie tylko Lis zauważył, że wiele ich łączy. Amelia także z każdą chwilą coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu , że ona i Lis mogą zostać bliskimi przyjaciółmi, jeśli nie kimś więcej, choć w tej chwili ta myśl pojawiła się jedynie na pograniczu jej podświadomości. Świadomie zastanawiała się tylko, jak wiele łączy ją z Lisem, jeśli chodzi o poglądy i charaktery i czy możliwa jest między nimi przyjaźń. Bardzo by tego chciała, bo Lis wydawał si ją rozumieć, a przekonała się już na przestrzeni lat, ze znaleźć kogoś, kto cię rozumie jest bardzo trudno.
Istotnie Amelia wydawała się osobą bardzo uległą, wręcz bierną w życiu, taką którą należałoby się zaopiekować. I nie było to do końca mylne. Dziewczyna wychodziła bowiem z założenia, że walczyć należy tylko o to o co naprawdę zawalczyć warto, a wszystko inne może się toczyć po swojemu. Nie przejmowała się błahostkami. Z reguły pozwalała, by to ktoś inny decydował, jeśli nie było to coś bardzo istotnego dla niej samej. Wolała być tą która słucha niż tą która wydaje polecenia. Nie oznacza to bynajmniej, że unikała bycia przywódcą. Jeśli trzeba było potrafiła być stanowcza, a nawet władcza.
Teraz jednak, rola uległej jak najbardziej jej odpowiadała. Wiedziała już, że Lis jest dużo od niej starszy, a wpojono jej szacunek wobec starszych. Ponadto mimo przyjętej przez Lisa roli „alfy” nie był on wobec niej protekcjonalny. Wtedy by zaprotestowała. Mogła być pokorna, ale nie kiedy ktoś traktował ją z góry, jak osobę gorszej kategorii, nieudolną, nawet jeśli rzeczywiście była niezdarna i czasem wymagała by się nią zająć.
-Właśnie odnalezienie siebie i swojej drogi jest zazwyczaj najtrudniejsze. By to zrobić trzeba zaakceptować siebie takim jakim się jest. A to ogromny wysiłek. Łatwiej zaakceptować potknięcia i wady innych niż dotrzeć te same negatywne cechy i błędy u siebie i się z tym pogodzić. Każdy chce widzieć siebie jako ideał. A ludzie nie są idealni. Mamy wady. Popełniamy błędy. Ale to chyba jest właśnie najwspanialsze- popatrzyła na niego jak uczeń szukający potwierdzenia swoich spostrzeżeń u nauczyciela- Ciągle możemy się doskonalić. Non stop stawiać siebie coraz wyższe cele. Dążyć do tego by być takimi jakimi sami siebie chcielibyśmy widzieć.- jej głos był bardzo cichy i melancholijny, gdyż była głęboko zamyślona. Rozmowy z Lisem dobrze robiły jej mózgowi. Pozwalały na głębsze zastanowienie się nad sprawami nad którymi wcześniej nawet nie pomyślałaby aby myśleć. Poznać siebie w sposób w jaki zazwyczaj nie jest nam dane poznać siebie na co dzień . W końcu nie codziennie rozmawia się z półboskim Lisem, prawda?
Lis wyciągnął bardo trafne wnioski, choć raczej nie był sobie w stanie wyobrazić jak ciężkie i skomplikowane się jej stosunki z rodziną.
Ona i jej bliscy mieli skrajnie różne poglądy na świat, przez co można śmiało powiedzieć ona swojej rodziny zwyczajnie nienawidziła. A może miała inne poglądy bo nienawidziła swoich bliskich? Czy to ważne? Efekt był ten sam... żyła z ludźmi, których powinna kochać i w pewien sposób darzyła ich ciepłymi uczuciami, a jednak jednocześnie szczerze nienawidziła ich i siebie, za to ze nie potrafi im się postawić i żyć wedle własnych zasad. Może to z braku odwagi, a może z rozsądku...przecież za postawienie się rodzinie mogłaby ją spotkać śmierć...
- Wszyscy jesteśmy częścią jakiegoś większego planu, prawda? Nic nie dzieję się bez przyczyny. A dzięki temu, że sięgamy coraz wyżej rozwijamy się, to chyba dobrze, prawda?- uśmiechnęła się ciepło do Liska. Na prawdę przyjemnie się jej z nim rozmawiało. Poruszali naprawdę poważne tematy, a rozmowa toczyła się mimo to dość luźno.
- Śmierć jest częścią życie, jego finałem. Każdy kiedyś umrze. Ważne by żył,a to wbrew pozorom bardzo trudne, nie uważasz? Większość ludzi niestety tylko egzystuje, życia smakując małymi kęsami bardzo rzadko. To smutne- zamyślona i rzeczywiście trochę smutna głaskała delikatnie jego ogon.
- A ty byłeś tam, gdzie wszyscy trafimy po śmierci, prawda?- spytała wyrywając się z własnych smutnych przemyśleń, szczerze zainteresowana. Chciała jedynie wiedzieć, czy odwiedził chociaż to miejsce, choć podejrzewała, ze mniej więcej stamtąd pochodzi, ale nie chciała wiedzieć jak tam jest. Nie to, żeby jej to nie ciekawiło. Ciekawiło bardzo, jednak ...nie chciała psuć sobie niespodzianki. Przecież kiedyś i tak tam trafi i sama się przekona.
Zaśmiała się czując jak Lis pociera policzkiem o jej w geście czułego pocieszenia, którego wcale nie potrzebowała. Już dawno, choć właściwie nie jakoś strasznie, bo zaledwie pół roku temu, pogodziła się ze śmiercią. Od tamtej pory zmieniło się tylko jedno- przestała śmierci pragnąć. Teraz chciała żyć.
Słysząc jego następne słowa nie potrafiła powstrzymać wybuchu śmiechu. Wyobraziła sobie bowiem jak lis dosłownie hasa po lesie. Oczywiście jej wyobrażenia miały raczej niewiele wspólnego z rzeczywistością, były bowiem bardzo... groteskowe. W tej chwili bardzo się cieszyła, ze Lis nie czyta w jej myślach, bo pewnie by się za takie coś zwyczajnie obraził i wcale by się tym nie zdziwiła.
-Twój try życia jest więc... leniwy- powiedziała, gdy opanowała już trochę swoja wyobraźnię i śmiech.- Skoro tak to może czasem wpadnę, jeśli oczywiście mi pozwolisz i nic po drodze mnie nie pożre, by urozmaicić ci trochę czas.- obdarzyła Liska serdecznymi przyjacielskim uśmiechem.
Trzepnęła go w ogon, którym się zakrywała, nie jakoś specjalnie mocno, nie na tyle by go zabolało, nie chciała go krzywdzić, ale na tyle by wyrazić swoje oburzenie.
Zaśmiała się słysząc jego mruczenie, będące chyba wyrazem zadowolenia. Nabrała przez to trochę więcej pewności siebie w tej drobnej pieszczocie, której teraz nie zamierzała przerywać, skoro jemu się podoba.
Zamarła czując jak się do niej przybliża i pochyla lekko nad nią, tak jakby chciał...ale nie! No przecież... On nie zamierza chyba jej pocałować prawda?! Nie no, na pewno się. Znów się z niej nabija. Właśnie! Na pewno! Przecież widać po nim, ze bawi go jej nieśmiałość i skrępowanie. Tak. Na pewno tak. Przecież patrzy na nią tak zawadiacko...
Myśli myślami, a ona i tak leżała jak sparaliżowana patrząc na Lisa zszokowanym wzrokiem. Nie wierząc temu co wydawało jej się, ze mimo wszystko zamierza zrobić. Delikatny ruch ogonów, które czule się zacisnęły się wokół niej, tylko potęgował jej szok.
Czując, jak ich wargi dotykają się delikatnie, niemal czule poruszyła wargami szepcząc coś bezgłośnie. Lis nie mógł więc tego usłyszeć, a jednie wyczuć delikatne porudzenie jej warg, tak jakby odwzajemniała pocałunek. Gdy spojrzał na nią, mógł dostrzec malujący się na jej twarzy szok, który zmienił jej oczy w dwa talerze. A ona trwała zamarła z dłonią na jego policzku.
Już nie tylko sam pocałunek ją szokował, ale to, że … jej się podobało. Ale ni była by sobą, gdyby nie spłonęła w tej chwili ze wstydu, tak też się stało. Jej policzki oblały się krwistym rumieńcem, spuściła wzrok i zdjęła dłoń z jego policzka. Chciała się uspokoić, naprawdę chciała. Jednak z każdą chwilą wstyd przeradzał się w jakiś rodzaj wściekłości...
- Dlaczego?- powiedziała już nie szeptem jak wszystko wcześniej. Spojrzała na niego wściekle. Wątpiła by dla niego miało tak... osobiste znaczenie jak dla niej. I... on zdawał się doskonale zdawać sobie z tego sprawę...pocałował ją...i...właśnie...jak śmiał tak z nią igrać? Dla niego pewnie nic wielkiego to nie znaczy. A dla niej znaczy to bardzo wiele. Była wściekła i to widać było w jej oczach, których Lis nie mógł teraz zobaczyć. Ale nie tylko to... także zranienie i zawód...Bo... W jakiś sposób Lis sobie z niej zwyczajnie zażartował, a ona mu zaufała... Leży tu koło niego nago, ufna, ze nic jej nie zrobi, a on...pocałował ją... Poruszyła się niespokojnie, lekko ocierając się o niego niechcący, gdy znów ją pocałował, jakby w geście przeprosin. W oczach stanęły jej łzy, które z trudem powstrzymywała. Nie wiedziała co zrobić... Trwała więc cicho myśląc...
Powrót do góry Go down
http://list-z-hogwartu.my-rpg.com/t382-amelia-mary-fern
The author of this message was banned from the forum - See the message
Amelia Mary Fern

Amelia Mary Fern

Liczba postów : 1107

Nora Kitsune Empty
PisanieTemat: Re: Nora Kitsune   Nora Kitsune EmptyPon Paź 27, 2014 7:35 pm



Oj tak. Ludzie byli niezwykle ciekawskim gatunkiem, ale to już chyba ustalili, prawda? Człowiek pragnął wiedzieć jak najwięcej, a najlepiej wszystko, co było dla niego całkowicie niemożliwe, choćby ze względu na to, ze nikt nie wiedział nawet co się stanie następnego dnia. Świat postępował tak szybko, pędził do przodu w zastraszającym tempie, że ci którzy 10 lat wcześniej zakładali cokolwiek, teraz mogą wielkimi oczyma obserwować, jak bardzo rzeczywistość przerasta ich wyobrażenia.
Największą jednak przeszkodą by osiągnąć wiedzę było jednak nie to co przed ludzkim gatunkiem, lecz to co już minęło. Postęp zniszczył ta wiele wysoko rozwiniętych i mogących podzielić się niezwykłą wiedzą cywilizacji, że aż strach o tym myśleć. Dorobek tamtych cywilizacji został stracony i nigdy nie powróci to co mogliby nam dać. Jedynie archeologia dawała jakieś strzępy informacji. Jednak to i tak bardzo niewiele, a praktycznie nic w porównaniu z tym, co by mogło być.
Błędem ludzkości jest z całą pewnością to, ze walczy z tym co ją otacza, a nawet z własną naturą. Ludzie wypierają się swoich instynktów, na wszystko szukają wytłumaczenia, a przecież wiele na świecie nie potrzebuje wcale wytłumaczenia. Czy musimy wiedzieć z czego zbudowany jest płatek róży by podziwiać jej zapach i głęboki kolor? Czy potrzebna jest wiedza z czego składa się powietrze by móc nim oddychać i cieszyć się jego świeżością?Nie. Świat jest piękny, czasem właśnie dlatego, ze niezbadany. Pozostaje tajemnicą. Dlaczego dzieci które nic nie wiedzą są takie szczęśliwe? Bo nie są obarczane zbędnymi informacjami. Wszystko jest proste, a przez to przynosi więcej radości. Oczywiście zdobywanie wiedzy także bywa przyjemnością, ale zabija to niezwykłe uczucie cieszenia się chwilą. Zamiast myśleć o tym co jest teraz, jak pięknie pachnie kwiat, jak przyjemnie wieje wiatr, człowiek niepotrzebnie całkowicie zastanawia się, czy kwiat to róża, czy może jednak tulipan...
Amelia zawsze była... inna. Nie pragnęła wiedzy by czuć się lepszą. Chciała po prostu wiedzieć. Lubiła to. Kochała ten proces jakim jest uczenie się, odkrywanie wciąż nowych rzeczy. A Lis ciekawie opowiadał...
Mimowolnie spięła się lekko na wspomnienie o Czarnym Panie. Właśnie on był powodem dla którego nie dogadywała się z rodziną i niestety, Amelia miała okazję poznać czarnoksiężnika osobiście i nie wspominała tego spotkania zbyt przyjemnie, a wiedziała, że będzie musiała jeszcze nie raz się z nim zobaczyć.
Następne słowa Lisa jednak odciągnęły nieco jej myśli od tego jakże przykrego dla niej tematu.
-Mówisz jakbyś dość dobrze go znał... Jemu się nie powiodło...nie wydaje się bynajmniej osobą, która pozwoliłaby sobie na jakiekolwiek nie powodzenie. A jego poplecznicy są... straszni.-powiedziała cicho trzęsąc się na samo wspomnienie wizyty w siedzibie i zdarzeń które to poprzedzały. Ledwie o tym pomyślała, w jej oczach stanęły łzy żalu i... strachu. Była przerażona perspektywą, bycia ponownie zmuszoną do takich czynów. Wiedziała, starała się sama przed sobą siebie wytłumaczyć...przecież gdyby nie zrobiła tego sama by zginęła... staruszkowie i tak by zginęli przecież, a tak przynajmniej ona przeżyła... Ale to niewiele dawało, wyrzuty sumienia, żal i poczucie głębokiej winy dręczyły ją od tamtego dnia cały czas. Zabiła...i co z tego, ze ratowała w ten sposób własne życie, a oni tak by zginęli? To ona rzuciła zaklęcie...ona ich zabiła. A teraz... spojrzała z wielkim żalem na Lisa i odsunęła się lekko kuląc się. Nie potrafiła go dotknąć myśląc o tym co zrobiła.
-Mam więcej wad niż możesz sądzić.- mruknęła cicho. „I dużo więcej grzechów”-dodała w myślach wciąż myślami w zdarzeniach tego dnia, którego popełniła największa zbrodnię wobec natury swojej i świata. Zabiła.
Spokojny głos Lisa i poruszane przez niego tematy odciągały powoli jej myśli od tych przykrych wspomnień. Słuchała go uważnie, wciąż lekko się trzęsąc, nie z zimna, tylko...wewnętrznego bólu i powstrzymywanego płaczu.
-Więc nawet nasze spotkanie jest jakąś częścią planu...-zaczęła cichutko, wciąż niepewna swojego głosu, który tak jak podejrzewała drżał lekko.- Ale jaki w tym cel? Nie mówię, ze nie cieszę się, ze cię spotkałam, ale tak w temacie... zastanawiam się jaki jest cel tego jednego zdarzenia...- dokończyła trochę pewniejszym głosem, choć wciąż bardzo cicho.
-A może wiedza sprawiłaby, ze przestalibyśmy walczyć?- popatrzyła na niego pytająco. Nie wiedziała, o czym, o jakiej wiedzy dokładnie mowa, ale przecież nie może być tak, by jakaś informacja doprowadziła do zagłady całego ludzkiego gatunku, a przynajmniej jej było bardzo trudno sobie to wyobrazić...
-Czasem śmierć wydaje się jedynym wyjściem...drogą by przestać... cierpieć- powiedziała, a po jej głosie, jego tonie i barwie można było wyczuć, ze nie mówi od tak sobie, tylko … z własnego doświadczenia.-Ale życie to podobno cierpienie, a potem się umiera-zacytowała.
- Gdyby było łatwo, nie doceniano by życia.-powiedziała cicho filozoficznym nieco tonem.
Na następne słowa tylko przytaknęła nie drążąc.
Zaśmiała się ponownie widząc jego lekko zdezorientowaną minę Nie miała najmniejszego zamiaru tłumaczyć mu czemu się śmieje, jeszcze by się obraził, pokręciła więc tylko głową ocierając łzy które pod wpływem śmiechu zebrały się w kącikach jej oczu.
-Czyli... czysto teoretycznie...mogę sobie – zachichotała cicho- hasać po lesie i nic mi się ze strony jego mieszkańców nie stanie?- spytała tak dla upewnienia. Nie ciągnęło jej jakoś w leśne ostępy. Miała bardzo przykre wspomnienia związane z tym miejscem. Przed oczami niemal automatycznie stanął jej obraz wiszącego na drzewie ciała Alexa...Choć może czas zmienić wspomnienia...stworzyć nowe...
Jego zachowanie bardzo jej się nie podobało... dopóki nie pomyślała jak to wygląda mniej więcej jego oczami... wtedy sama się zaśmiała cicho, chociaż nadal była przede wszystkim zawstydzona i skrępowana własną nagością.
Amelia nie była osobą która zaczyna się rzucać i bić gdy jest zła, zdenerwowana czy oburzona. Zdarzało się, ze kogoś szturchnęła, ale zazwyczaj okazywała swoje... niezadowolenie mina, spojrzeniem ewentualnie artykułowała za pomocą bardzo dosadnych słów...tym razem jednak nie była zła, a zraniona...i zdezorientowana.
Przede wszystkim była osobą bardzo nieśmiałą i z reguły skrytą. Jak do tej pory pozwoliła bardzo niewielu osobą się do siebie zbliżyć, poznać siebie taką jaka jest naprawdę, za maską dziedziczki rodu. Właściwie...Tylko Sebastian tak naprawdę ja znał, no i może w pewnym stopniu Lily. Jednak oboje długo pracowali na takie zaufanie z jej strony. A lis... jemu w jakiś sposób od razu zaufała, nie udawała. Była sobą. Lis zdawał się w tej chwili, składając na jej ustach pocałunek zdawał się z niej nabijać... dlatego czuła się zwyczajnie zraniona...
Początkowo uciekała wzrokiem spuszczając głowę i zamykając oczy, jednak gdy on wciąż trzymał jej twarz czule głaszcząc jej policzki kciukami, wreszcie po dłuższej chwili, niepewnie uniosła wzrok i popatrzyła mu w oczy. W jej własnych widać było jak bardzo czuje się zdezorientowana i zawstydzona.
Wysłuchała go uważnie.
Nie odwzajemniła pocałunku, wciąż myśląc nad tym co powiedział.
Gdy się odsunął, ujęła jego dłoń delikatnie, nie odrywając oczu od jego tęczówek, wtuliła policzek w jego dłoń, by po chwili bez słowa objąć go i się wtulić, niczym małe wystraszone dziecko. Jakby przepraszając, zę nie odwzajemniła pocałuku.
-Mógłbyś mi zwrócić chociaż jakaś lekką sukienkę?Proszę-powiedziała cicho w jego klatkę piersiową. Gdy na jej ciele pojawiła się materia sukienki, obróciła się tak by być tyłem do Lisa. Wciąż opleciona w alii jego ogonami, owinęła swoje ramiona jego rękoma, tak, ze krzyżowały się na jej piersi, a sama chwyciła jeden ogon i zaczęła go machinalnie głaskać.
Przez długi czas milczała, a jedyną oznaką, ze nie zasnęła były miarowe ruchy jej dłoni na jego ogonie.
-Kitsune...-szepnęła cicho, by znów na kilka chwil zamilknąć, a gdy już wydawało się, że nie będzie ciągu dalszego – to naprawdę twój pierwszy w całym życiu pocałunek?- spytała patrząc przed siebie. Trudno jej było uwierzyć w całą wypowiedź Lisa więc postanowiła zadawać pytania po kolei do każdej jej części.
-Nie różnie się zbytnio od innych ludzi. A jeśli to raczej nie pozytywnie, dlaczego myślisz, ze jestem wyjątkowa? Co oznacza „głębsza relacja”?- te pytania nasunęły jej się najwcześniej i najbardziej nurtowały. Leżała cicho patrząc przed siebie i głaszcząc lisi ogon czule. To w jakiś sposób ją uspokajało. Po chwili obróciła się nieco, tak by móc patrzeć na lisa i czekała na odpowiedź.
Powrót do góry Go down
http://list-z-hogwartu.my-rpg.com/t382-amelia-mary-fern
The author of this message was banned from the forum - See the message
Amelia Mary Fern

Amelia Mary Fern

Liczba postów : 1107

Nora Kitsune Empty
PisanieTemat: Re: Nora Kitsune   Nora Kitsune EmptyWto Paź 28, 2014 12:26 am

Zadawała sobie sprawę, ze dla Lisa jej zachowanie jest co najmniej dziwne. Dla kogo by nie było? Siedzi skulona trzęsąc się jak trzcina na wietrze bliska płaczu...Wygadała na lekko ...szurniętą. Lis miał dodatkowo wgląd w jej myśli i była niemal pewna, że widzi jaki chaos tam naglę zapanował na wspomnienie o Czarnym Panie. Wątpiła by jednak domyślał się chociaż skąd u niej taka reakcja.
-Nie jesteś czasem trochę zbyt pewny siebie?-spytała szczerze zmartwiona. Nie to, że nie wierzyła w Lisa. W końcu był istotą półboską. Widziała jednak do czego zdolny jest Voldemort. On nie miał tabu. Zabijał bez skrupułów. Sprawiało jemu i jego poplecznikom to wręcz przyjemność.
Popatrzyła na niego.
-Nie chciałabym, byś z mojego powodu kogoś krzywdził- wyszeptała dość stanowczo jak na swój stan, spoglądając na niego poważnie. Zrozumiała, a przynajmniej jej się tak wydawało, przekaz- w razie potrzeby może się zwrócić do Lisa, a on jej pomoze. Jednak nie chciała tego. Nie chciała by przez nią w jakikolwiek sposób sprzeniewierzał się swoim zasadą. Nawet, gdyby osobą którą miałby skrzywdzić czy okaleczyć miał być Voldemort. Może i był istotą półboską, inaczej odbierał świat, ale nie miała najmniejszego zamiaru ryzykować, że będzie przeżywał to co ona od tamtego feralnego dnia.
Na początku osunęła się od niego, gdy chciał ją przytulić. Zwyczajnie nie czuła się tego godna. Po chwili jednak widząc, że Lis raczej nie ustąpi w ty, pozwoliła mu się objąć, a w następnej sekundzie tuliła się do niego ufnie, znajdując w jego ramionach jakiś rodzaj pocieszenia Milczała jednak. Nie była jeszcze gotowa o tym opowiedzieć. Wiedziała, że jeśli się odważy to będzie musiała powiedzieć wszystko od początku do końca, bo fragment nic nie znaczył. Jeśli się otworzy to całkowicie. Wyrzuci z siebie wszystko. A jeszcze nie czuła się na siłach.
- Ja...zabiłam człowieka-powiedziała i ponownie się od niego odsunęła. Usiadła w kącie i skuliła opierając brodę na kolanach. Patrzyła niewidzącym wzrokiem przed siebie.
-Pochodzę z bardzo znaczącej i...konserwatywnej rodziny czarodziejów. Moi bliscy niemal od samego początku popierają Czarnego Pana. Dlatego... jestem jakby rodzinnym wyrzutkiem. Ja go szczerze nienawidzę za to co zrobił mi i innym podobnym mi. Nie jestem w pełni czystej krwi. Moja mama pochodziła z niemagicznej rodziny. Dlatego, krótko po moich narodzinach... ona i tata zginęli...a właściwie zostali zabici przez popleczników Voldemorta. Nienawidzę go za to, ze mi i innym dzieciom zabrał rodziców, możliwość normalnego wychowania i … zaznana rodzicielskiej miłości. Przez niego poznałam... dowiedziałam się, że mam brata zaledwie rok temu, a miesiąc później on...zginął bo sprzeciwiłam się i nie chciałam go skrzywdzić. Zabili go na moich oczach- po jej policzkach spłynęły łzy. Zamilkła i mogło się wydawać, że to koniec opowieści. Że człowiekiem którego zabiła był jej własny brat.
-Ale to... środek opowieści...na samym początku zeszłego roku szkolnego Śmerciożercy dla własnej chorej przyjemności porwali i torturowali mojego najlepszego przyjaciela, podrzucili go później pod bramy zamku, ledwo żywego. Po tym wpadł w tak głęboką depresję, że próbował się zabić, a ja nic nie mogłam z tym zrobić- teraz już wybuchnęła płaczem przypominając sobie w jakim stanie był Sebastian- starałam się jak mogłam, ale on...po prostu umarł wewnętrznie. Był ciałem, ale jego dusza gdzieś uleciała...Wrócił do siebie. Na szczęście.- uśmiechnęła się na wspomnienie ich wspólnego tańca. Na krótką chwilę cała promieniała.-później Śmierciożercy zabili w torturach mojego... bliskiego przyjaciela...właściwie chłopaka...jego ciało... znalazłam je tu, w lesie wiszące na gałęzi, gnijące i przypalone i jak się można było spodziewać- prychnęła kpiąco pod nosem-upomnieli się o mnie. Porwano mnie z wioski i zaprowadzono do jakiegoś lasu...kazano torturować a potem zabić dwójkę staruszków.- powiedziała jakby zobojętniałym głosem. Na kilka chwil wróciła do stanu w jakim się znajdowała w tamtym okresie. Do kompletniej emocjonalnej apatii- Zrobiłam to.- smutno zaśmiała się – nie będę nawet próbowała się tłumaczyć strachem o własne życie, bo to bez sensu... zabiłam...nic tego nie zmieni. Później zabrali mi brata, a na koniec po raz kolejny przyjaciela, tym razem przekonując wszystkich, ze nie żyję. A teraz.. zagrozil, ze jeśli nie będę posłuszna zabije innych moich bliskich. Musze więc wypełiać jego rozkazy mimo szczerej nienawiści by, choć trochę ochronić tych niewielu których kocham...- skończyła, dalej patrząc w przestrzeń, apatyczna. Przypomnienie sobie tego wszystkiego, opowiedzenie o tym, nawet tak jak teraz w największym skrócie, same suche fakty, wiele ją kosztowało. Znów popadła w..bez ból...stan w którym nic nie czuła. To już stała się dla niej jakby reakcja obronna. Jej umysł cierpiał tak, ze wolał nie czuć nic, niż choćby namiastkę cierpienia tamtych dni.
Później słuchała go w ciszy. Nie komentowała. Nie chciała. Nie miała siły.
-Ludzie są leniwi. Wolimy, żeby coś było proste i łatwo przychodziło. By się nie meczyć. -uśmiechnęła się krzywo.
Nie skomentowała stworzonej przez Lisa koszulki nocnej. Cieszyła się chociaż z tego. Trochę się zrelaksowała czując dotyk materiału na skórze. Cienka koronka stanowiła dla niej jakąś granicę między nią a światem. Mało racjonalne, ale tak to dla niej wyglądało. Tak czuła.
Poczuła lekkie zawirowania powietrza,a gdy spojrzała na Lisa wydał jej się. Milszy i bardziej przyjazny. Była bardzo wrażliwa, jednak nie była zadnym medium więc nie widziała aury, mogła jedynie zauważyć drobne zmiany jakie zawirowania aury wywoływały.
Tym razem, trochę nieśmiało i z dużym opóźnieniem odwzajemniła pocałunek.
-Nie mogę zostać w lesie.- wyszeptała z żalem. Na prawdę chciałaby zostać, ale wiedziała ze nie może.
-Chciałabym, ale muszę wrócić na zajęcia...chce wrócić...-powiedziała patrząc mu prosto w oczy z mocą. Chciała wrócić i chciała zostać. Czy to nie absurd? Chciała zostać, by poznać Lisa i... uciec od świata zza drzewami. Chciała wrócić by nauczyć się walczyć z Czarnym Panem i już nigdy nie musieć wypełniać jego rozkazów... I to wewnętrzne rozdarcie widać było w jej oczach.
Powrót do góry Go down
http://list-z-hogwartu.my-rpg.com/t382-amelia-mary-fern
The author of this message was banned from the forum - See the message
Amelia Mary Fern

Amelia Mary Fern

Liczba postów : 1107

Nora Kitsune Empty
PisanieTemat: Re: Nora Kitsune   Nora Kitsune EmptyPią Paź 31, 2014 4:52 pm

-Jaki to fakt?- spytała cicho widząc, że Lis jakby coś ukrywa. Był pewny siebie. Zbyt pewny. Wydawał się dobrze wiedzieć, ze to co mówi jest zgodne z prawdą. To nie była brawura i arogancja, to była spokojna pewność. Niezwykle interesujące.
-Ogromną przysługę- potwierdziła. Zastanowiło ją jedno. Czemu wymienił najpierw ją a potem całą ludzkość. Podkreślił jej osobę. Zastanawiające.
-Ale skoro możesz...czemu do tej pory nic nie zrobiłeś?- spytała cicho. Mimo słów Lisa bała się o niego. On sam był pewny swoich sił i ona mu wierzyła, ale nic nie mogła poradzić na to, ze się martwiła.
Spokojny i delikatny dotyk lisa uspokajał ja nieco. Ale tylko trochę. Przywoływanie wspomnień było zbyt bolesne, by nawet najszczersze chęci lisa i najczulsze słowa lub gesty zdołały ją uspokoić. Była mu wdzięczna za cierpliwość, za to, że jej nie poganiał i pozwalał wszystko powiedzieć nie przerywając. Gdyby choć na chwilę odeszła od wątku, nie potrafiłaby
Trochę zdziwiło ją, że po tym jak mówił o zabijaniu nie zareagował na jej wyznanie. Nic nie powiedział na temat tego, że dopuściła się największej z możliwych zbrodni... zbrodni przeciwko niemu jako opiekunowi natury także... Spodziewała się potępienia,a on się przysunął i ujął ją delikatnie za ramie. Nie rozumiała tego...tej rozbieżności między tym co mówił i jak zareagował. Wydawał się ją pocieszać...
-Na prawdę nie wiem- spojrzała na niego żałośnie- Dla mnie czystość krwi czy cokolwiek innego nie ma znaczenia. To czy czyjś rodzic czy dziadek był mugolem nie wpływa na to jakim ten ktoś jest człowiekiem. -Dla niej hierarchia ustalana przez czystość krwi i pochodzenie także nie miała sensu.
Spojrzała na niego pytająco z lekkim strachem gdy usłyszała jego cichy warkot przez zęby. Nie wiedziała, czy warczy na nią czy ze względu na to co usłyszał od niej. Odsunęła ponownie sądząc, że dotarło do niego to co powiedziała na początku i za chwilę sam ją odtrąci. Zrobiło jej się przy tym trochę smutno. Jego obecność i czułość trochę ułatwiała jej powiedzenie tego wszystkiego.
Sama siebie do końca nie rozumiała. Nie znała Lisa właściwie wcale. A jednak... czuła się przy nim bezpiecznie. Przez kilka chwil ...nie czuła się obco. Lis sprawił, że jakby uznała to miejsce za swoje.
-Nie chce się mścić. Chce by już nikt nie musiał przeżywać tego co ja. Stracić rodziców, bo jedno z nich miało rodziców mugoli.- trochę bała się go, gdy tak warczał szczerząc zęby. Wzdrygnęła się aż czując jego ogon na swoim policzku, mimo że sam dotyk był uspakajający.
Zaczęła się wyrywać i protestować gdy chwilę później wziął ją w ramiona. Czuła się nie godna jego troski i czułości. Czuła się całkowicie nie godna czyjejkolwiek uwagi. Przerwała opowieść chcąc uciec od jego ciepłych ramion. Po dość długiej walce, poddała się wreszcie i uspokoiła nieruchomiejąc.
Na nowo zaczęła się wyrywać parząc pytającym i lekko przestraszonym wzrokiem na niego. Jego ryk ją tak wystraszył. Jednak gdy na niego spojrzała uspokoiła się nieco. Wydawał się nie być zły na nią... patrzył jakby chciał ją chronić. Niepewnie pozwoliła się znów przytulić.
Uniosła wzrok i spojrzała na niego z dołu.
-Dlaczego?- spytała cicho nie rozumiejąc postawy Lisa.- Dlaczego chcesz ich karać za krzywdę moich bliskich? - naprawdę tego nie rozumiała. W tej wypowiedzi ponownie podkreślił, ze to nią chodzi. Jakby... była kimś dużo ważniejszym niż w rzeczywistości była. A kim była? Nikim więcej jak zabłąkaną nastolatką, zbyt roztrzepaną i nieostrożną, którą się zaopiekował.
Zdziwił ja sposób w jaki jego spojrzenie złagodniało gdy padło na nią. Naglę wydał się znów całkiem spokojny, łagodny i dobry. Zniknęła złość, gniew.
-Bo jestem słaba...chciałabym umieć się im postawić , ale się boje. Nie chce tylko by ktokolwiek przeze mnie cierpiał. Nie nie mam gwarancji, zę nie skrzywdzą kogoś tylko dlatego, by się zabawić, ale jeśli zacznę się sprzeciwiać na pewno ktoś ucierpi. Jeśli ja to ok...ale jeśli ktoś inny...nie mogę nawet o tym myśleć- potrząsnęła nerwowo głową, jakby próbując wyrzucić to z myśli.- A myślisz, ze dlaczego tak bardzo mi zależy na powrocie do szkoły? Chce się nauczyć walczyć by wiedzieć jak bronić tych których kocham.-zamyśliła się krótko nad słowami Lisa- Jakie wsparcie?- spytała nie do końca rozumiejąc o czym on mówi.
-Ty... chcesz mnie uczuć?- spytała nie dowierzając w to co usłyszała.
-Howaniec?- nie potrafiła ukryć ciepłego uśmiechu- nie pasujesz na howańca. No chyba, ze potrafisz pozbyć się 8 ogonów. Z chęcią przyjmę twoja ofertę nauki- aż za dobrze widać było po niej jak chętna jest do nauki.- Ale raczej na twoim terenie. Nie chce, by ktoś ci coś próbował zrobić, jeśli pojawisz się w zamku.- pogłaskała go czule.
-Nie da się tego przeoczyć- zaśmiała się. No bo jaka dziewczyna nie zauważyłaby go? Nawet pomijając ogony...był bardzo...rzucający się w oczy. Przystojny i wysoki...
W jej oczach pojawiły się niemal dosłownie znaki zapytania, gdy poczuła jak Lis mocniej ją obejmuję i zbliża się do niej. Powiedzieć, ze była zdezorientowana, to mało. Ona była w istnym szoku. Lis wydawał się ją.. adorować. Nigdy nie spotkało jej nic takiego, dlatego nie wiedziała co zrobić i była zakłopotana.
Z jej gardła wyrwał się cichy pomruk,a dłonie jakby samowolnie wplotły się we włosy Lisa, jednak ani go nie przyciągały ani nie odciągały. Jedynie w można powiedzieć czuły sposób głaskały po głowie i karku od czasu do czasu delikatnie drapiąc. Po chwili odwróciła twarz, na której widniały ogromne rumieńce i przytuliła się do Kitsune.
Wielkimi oczyma spojrzała na niego. Jej spojrzenie wyrażało dokładnie to kim była- dziewicą. Ta niewinność i zagubienie. Nie pewność, strach...
-Na nic nie zasługuje- powiedziała kręcąc uparci głową, a w jej oczach zalśniły łzy, które uparcie starały się wypłynąć. Na prawdę myślała, była wręcz święcie przekonana, ze nie zasługuje na żadne dobro. Takie myślenie jej wpojono. Była zawszę tą gorszą...
-Szansę na co?- spytała cicho patrząc na Lisa żałośnie. Pozwoliła mu się objąć. Przekonała się już, że nie ma po co walczyć. Jeśli Lis nie będzie chciał to jej nie puści. Zresztą nie miała zamiaru zaprzeczać...było jej bardzo przyjemnie i ciepło tak się do niego tulić.
Po kolejnym pocałunku, przyjemniejszym i dłuższym od poprzednich pokręciła głową posyłając Lisowi niemal błagalne spojrzenie. Cała jej postawa, spojrzenie mina...wszystko mówiło, ze to co robi Lis jej się podoba, ale nie jest na to gotowa. Nie jest tego pewna. Wewnętrznie rozdarta, sama nie wiedziała czego czego pragnie. Leżała wtulona w półnagiego mężczyznę, który niemal ewidentnie ją adorował i pieścił jej ciało wywołując w niej reakcję, o które sama siebie nigdy by się nie podejrzewała, a jednocześnie bała się. Nie wiedziała czego. Ale bała się... w tej chwili nie chciała ciągu dalszego. Była zagubiona...
Ponownie obróciła się tłem do lisa biorąc w ramiona jego ogon, którego głaskanie ją uspokajało i przytuliła go.
Nie chciała swoim zachowaniem w żaden sposób urazić Lisa, więc gdy trochę się uspokoiła na chwilę obróciła się do niego i pocałowała w policzek przepraszająco, by zaraz już leżeć znów plecami do niego z jego ogonem w ramionach.

Powrót do góry Go down
http://list-z-hogwartu.my-rpg.com/t382-amelia-mary-fern
The author of this message was banned from the forum - See the message
Amelia Mary Fern

Amelia Mary Fern

Liczba postów : 1107

Nora Kitsune Empty
PisanieTemat: Re: Nora Kitsune   Nora Kitsune EmptySob Lis 08, 2014 5:06 pm

Zaśmiała się cicho z żartu Lisa mimo,że był on dość słaby, choć w jej oczach wciąż czaiło się wyraźne zainteresowanie aspektem tego skąd półbóg ma taką pewność, że nic mu nie grozi ze strony Voldemorta i jego popleczników. Nie wątpiła w zdolności i moc Lisa, jednak przewaga liczebna i całkowita bezwzględność śmierciożerców napawała ją lękiem o nowego przyjaciela.  Ta troska widoczna była w jej czach i delikatnym uśmiechu jakim obdarowała Lisa, a także w sposobie w jaki jej dłoń przyczesywała gęste futro na jego ogonie.
Nie kontynuowała już tematu, słysząc w głosie Kitsune, ze dla niego jest on już skończony. Spojrzała tylko na niego pytająco, gdy wspomniał o „zagrażaniu dla stada”. W sposobie w jaki to powiedział było coś dziwnego, bardzo tajemniczego.
Była spięta, a dotyk Lisa rzeczywiście działał na nią w niewytłumaczalny sposób kojąco.
Wysłuchała go bardzo uważnie, jakby czując swego rodzaju respekt dla jego wiedzy i  doświadczenia. Można powiedzieć, że od samego początku ich rozmowy przyjęła rolę uczennicy. W jej oczach widać było podziw i lekki, pełen szacunku dystans. Poważny ton, którym mówił Lis tylko to wrażenie relacji Mentor- uczennica potęgował. Jednocześnie jednak Amelia czuła wobec Kitsune rosnącą sympatię. Może dlatego, że poświęcał jej dużo uwagi, a jak każda kobieta, mimo wrodzonej nieśmiałości, lubiła gdy ktoś się nią zajmował, choć paradoksalnie nienawidziła, gdy ktoś był wobec niej zbyt opiekuńczy. Lis jednak idealnie balansował na granicy. Był czuły i troskliwy, słuchał i nie oceniał. To sprawiało, że czuła się przy nim wyjątkowo swobodnie, mimo jego nagości.
Miarowy, silny rytm uderzeń serca w tak zwyczajnie ludzi sposób uspokajał ją i po chwili nieco już odprężona wtuliła się nieśmiało w pierś Kitsune.
Słuchała patrząc przed siebie niewidzącym wzrokiem i tylko od czasu do czasu mrucząc coś cicho pod nosem jako potwierdzenie tego, ze wciąż słucha uważnie. Nie miała sił by komentować, spierać się czy cokolwiek innego. Chciała tylko spać. Była zmęczona. Nie tyle dniem, który  gruncie rzeczy była raczej leniwy, ale tą rozmową, rozdrapywaniem starych powoli gojących się ran na swoim sercu. Powrót do tego cierpienia był dla niej wręcz wyczerpujący.
Uniosła wzrok, gdy zaczął mówić bezpośrednio o niej.
- Tak myślisz?-spytała z nadzieją. Nie miała sił walczyć z Czarnym Panem i ego poplecznikami. Nie miała w sobie nawet ćwierci tej pewności siebie jaka ukazywał Lis. Wręcz przeciwnie. Była niemal pewna, ze w starciu przegrałaby z kretesem. Jeśli jednak to miałoby sprawić, ze jej bliscy będą choć odrobinę bardziej bezpieczni...zrobiłaby wszystko.
-Ty się z nimi policzysz?Czemu?- wciąż nie bardzo rozumiała postawę Lisa względem swojej osoby.
Uśmiechnęła się delikatnie i mocniej w niego wtuliła słysząc swoje zapewnienia. I ten jego mroczny uśmiech. Jakby miał już gotowy plan.
-Co ci tam po główce chodzi?- spytała z uśmiechem, który aż sam cisnął się na usta, gdy tak patrzyła na Liska.
Podziwiała moc Kitsune, a raczej zaklęcia przez niego wyrecytowanego. Inkantacja była długa i skomplikowana. A elektryzująca moc, która powstała, choć zaklęcie nie zadziałało przecież, była naprawdę niezwykła i imponująca.
Pokręciła głową, z twarzą przy jego piersi, przez co delikatnie potarła nosem o jego skórę.
-Neee- zaprzeczyła z cichym chichotem przebrzmiewającym w głosie.
-Czemu?- uniosła wzrok i spojrzała Liska pytająco, chcąc wiedzieć czemu akurat ona. Przecież nie była nikim wyjątkowym...
Gwałtownie obróciła się i spojrzała na niego zszokowana słysząc jego słowa.”Samica alfa”? „Życiowy partner”? Nie bardzo docierało do niej to co powiedział później. Była zbyt zszokowana jego wyznaniem.
Nie wiedząc co zrobić i powiedzieć zwyczajnie obróciła się plecami do niego i pustym wzrokiem patrzyła przed siebie leżąc bezruchu. Mruknęła tylko cicho, potakująco na jego propozycję nauki następnego ranka. Ułożyła swoją dłoń na jego oplatającej jej talię, drugą ułożyła w formie poduszki pod swoją głową. Trwała tak dość długo rozmyślając.
„Samica alfa... jak to możliwe? Mówił serio? A może znów się ze mnie nabijał...nie no, chyba nie żartowałby w sprawie uczuć. Ale czy to są w ogóle dla niego uczucia? W pewnym sensie jest zwierzęciem, znaczy w tej chwili jest człowiekiem, ale przecież to wraz z pełnią minie. Znów będzie lisem, półboskim ale lisem. Więc może to dla niego zwykły instynkt... Ale...czemu wydaje mi się, ze to jest dużo bardziej na serio, niż gdyby naprawdę był w 100% człowiekiem...ile znaczą dla niego te słowa? Może powinnam z nim o tym porozmawiać....ale... nie wiem...”- rozmyślała zagubiona jeszcze ponad godzinę trwając w kompletnym bezruchu, by nie zwrócić na siebie uwagi. Wiedziała, że najpewniej powinna porozmawiać z nim, a jednak nie chciała, nie czuła się... gotowa... Wkrótce zmęczona zasnęła, przez sen tuląc jeden z jego ogonów niczym przytulankę.
Zaczęła się wybudzać. Będąc na granicy snu i jawy, nie do końca jeszcze świadoma tego drugiego czując się jednak cudownie błogo wypoczęta, zaczęła się rozciągać pomrukując jak rozleniwiona kotka, którą w tej chwili pewnie nieco przypominała.
Otworzyła powoli przysłonięte nadal mgiełką snu oczy i jakby całkiem automatycznie, a z całą pewnością wciąż nie całkiem świadomie odwzajemniła uroczy uśmiech lisa. Po chwili powieki znów opadły, a ona wtuliła się niczym małe dziecko w pierś lisa, która była tak przyjemnie ciepła i miękka, a przede wszystkim jego skóra pachniała lasem  kwiatami. Pomrukiwała cicho pocierając nosem o jego pierś, jakby się łasząc i przymilając.
-Dzień Dobry- powiedziała po chwili orientując się, ze jest już rano i że właśnie dość dziwnie zachowuje się względem praktycznie nieznajomego. Odsunęła się i przetarła oczy.
-Wstajemy?- spytała Lisa, lekko zarumieniona, pamiętając jednak o obietnicy złożonej jej przez Lisa wieczór wcześniej. Bardzo chciała się nauczyć nowych zaklęć.
Powrót do góry Go down
http://list-z-hogwartu.my-rpg.com/t382-amelia-mary-fern
The author of this message was banned from the forum - See the message
Amelia Mary Fern

Amelia Mary Fern

Liczba postów : 1107

Nora Kitsune Empty
PisanieTemat: Re: Nora Kitsune   Nora Kitsune EmptyWto Lis 11, 2014 12:31 am


W słowach Lisa było wiele prawdy. Voldemort, choć spotkała go jak do tej pory na szczęście tylko raz, wydawał jej się być dokładnie takim człowiekiem jakim opisywał go Kitsune.
-Wiele ludzi, nie tylko mugoli ale i czarodziejów, nie raz wybitnych zginie, jeśli on dojdzie do władzy. A tak się pewnie stanie...Żaden czarodziej nie jest dość silny by mu się postawić, a większość się zwyczajnie boi. Ci którzy się stawiają giną od razu. Może tylko Dyrektor... chyba tylko przed nim Voldemort wydaje się czuć jakiś respekt...Ale już wiele osób zginęło... podczas ataku jego popleczników na szkołę rok temu chociażby...Ja się boję, ze zginie jeszcze więcej...-wyszeptała wciąż wtulona w Lisa i głęboko zamyślona.
-Oni wiedzą, że coś im grozi. Nawet jeśli nie ode mnie to zwyczajnie przez to czym się zajmują. Moja przyjaciółka i jej partner są aurorami. Walczą przeciw Czarnemu Panu. O nich boje się najbardziej. Lily bywa taka roztrzepana. To nawet zabawne czasem, gdy na przykład wpada do kuchni rozczochrana w jednym bucie, a drugiego znajduje w szafce nad zlewem- na wspomnienie przyjaciółki uśmiechnęła się szeroko. Bardzo kochała Lily i Stepha. Byli dla niej niczym rodzeństwo. W ich domach czuła się po tysiąckroć lepiej niż we własnym.
- A Steph...mój kochany...- zacięła się na chwilę- wielki brat...spotyka się z jedną z poplecznic Voldemorta... nie miałam jak mu o tym powiedzieć. Tak bardzo się o nich boję- wyznała mocniej się wtulając w jego pierś.
Rozumiała pobudki Lisa, a przynajmniej tak jej się wydawało. Jako strażnik życia musiał go bronić, a śmierciożercy przecież na zlecenie swojego pana gwałcili wszystkie prawa przyrody. To było zapewne dla Lisa coś z czym musiał walczyć. Jednak Amelię dręczyło wciąż to samo pytanie „Dlaczego teraz?”
Popatrzyła na niego z dołu pytająco, gdy nie udzielił jej odpowiedzi na pytanie o plan, jednak po jego uśmiechu poznała, że raczej jej nie dostanie, więc trochę wbrew sobie nie drążyła.
Widok mocy jaką dysponował z taką nonszalancją Lis w pewien sposób podniósł Amelię na sercu. Może rzeczywiście ma więcej niż sądziła powodów by nie bać się w żaden sposób Voldemrta. Jej troska w ząden sposób nie zmalała, jednak troszkę mniej się martwiła.
-Cóż nie wiem jak inni, ale ja tak. Zawsze wszystko analizuje i zgłębiam nie zależnie jak proste to jest. Czasem to co wydaje się proste, w rzeczywistości jest bardzo złożone. A ja lubię drążyć- uśmiechnęła się- Przyzwyczaisz się- zachichotała niezrażona irytacją słyszalną w głosie Lisa.
Zamarła na moment czując wsuwającą się między jej nogę Lisa, jednak po chwili nieco się rozluźniła nie reagując już na to niczym poza pogłębiającym się rumieńcem.
Obudziła się w innej pozycji niż pamiętała, ze zasypiała. Z reguły miała bardzo spokojny sen więc wątpiła by samodzielnie się tak ułożyła. Wciąż nieco zaspanym wzrokiem, nie do końca kontaktując, spojrzała na Lisa pytająco, a na jej policzki na nowo wpływał rumieniec.
Nie mogła narzekać, ze było jej niewygodnie, jednak trochę dziwnie się czuła budząc się wtulona jego klatkę, praktycznie na nim leżąc.
Czuła na sobie natarczywy trochę wzrok Lisa i była przez to nieco skrępowana. Zawstydzona spuściła głowę, kryjąc zarumienione policzki i zagubione spojrzenie za kotarą gęstych loków.
- Dobrze- zgodziła się wciąż ze spuszczoną głową. Nie była jakoś szczególnie głodna.
-W moich myślach?- powtórzyła pytająco, a raczej wymamrotała.
-Nic takiego, ja tylko...- zacięła się czując jak Lis w dość czuły sposób odgarnia jej włosy z twarzy.
- Zastanawiam się tylko... ile to wszystko dla ciebie znaczy. Bo masz chyba inny pogląd na emocje i uczucia niż ja i boję się... że dla ciebie to dużo mniej znaczy niż dla mnie...- patrzyła cały czas na swoje dłonie, dopiero na koniec unosząc wzrok i nieco zdziwiona zmarszczyła lekko brwi widząc, że przystojny młodzieniec znikł, a pojawił się znów słodki, choć nieco przerośnięty biały lis.
- Już po pełni- zauważyła delikatnie głaszcząc oplatające ą wciąż ogony. Czuła się nieco lepiej, gdy Lis był w tej formie. Było nawet po niej widać, ze jest odrobinę mniej skrępowana.
Po jakimiś czasie z jeszcze większym zdziwieniem zauważyła, że przed norą zbierają się różne zwierzęta i... znoszą jedzenie.
-To tak się żywisz? Zwierzęta ci jeść przynoszą, a w zamian...dostają... jakiś boski dar?- spytała trochę niepewnie. Nie była pewna, cz zwierzęta nie robią tego za darmo, lub też co takiego Lis mógłby im dać w zamian a dary. Podejrzewała, ze jednak coś im daje skoro robią to tak chętnie i tłumnie.
-Mogę już się ubrać?- spytał, gdy jakiś królik przysiadł na tylnych łapkach mniej więcej naprzeciw niej i się na nią zapatrzył przekręcając lekko łepek. Choć widok był naprawdę słodki, poczuła się nico skrępowana, szczególnie, że inne zwierzęta wydawały się brać przykład z uszatka i też zaczynały się jej dziwne przyglądać.
Powrót do góry Go down
http://list-z-hogwartu.my-rpg.com/t382-amelia-mary-fern
Sponsored content




Nora Kitsune Empty
PisanieTemat: Re: Nora Kitsune   Nora Kitsune Empty

Powrót do góry Go down
 

Nora Kitsune

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 3Idź do strony : 1, 2, 3  Next

 Similar topics

-
» Kitsune
» Okolice jednego wyjścia z jamy Kitsune

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
List z Hogwartu :: Wspomnienia :: Porządki 3. :: HOGWART :: TERENY ZAMKOWE :: Zakazany Las-