| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Mistrz Budowy
Liczba postów : 299
| Temat: Nora Kitsune Czw Paź 23, 2014 8:40 pm | |
| Oto nora, w której rezyduje Kitsune. Przed wejściem do można zauważyć nadmierną ilość kolorowych kwiatów. Nad całą jamą stoi drzewo, którego korzenie lekko opadają na wejście, co służy za prowizoryczne "drzwi" kiedy tylko lis sobie tego zażyczy. Jama ma kilka tuneli wychodzących w różnych miejscach. Wiadomo, że wewnątrz znajduje się legowisko owego stworzenia, które jest zrobione z kwiatów przez co każdego dnia jego futro pachnie niczym różany ogród. Tunele ciągną się przez jakieś 300-500 metrów w głąb lasu, w stronę południa oraz wschodu. Miejsce znane jest tylko zwierzętom oraz magicznym istotom, które przychodzą po błogosławieństwo.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz Budowy dnia Czw Paź 23, 2014 10:03 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | The author of this message was banned from the forum - See the message | Kitsune
Liczba postów : 98
| Temat: Re: Nora Kitsune Czw Paź 23, 2014 8:58 pm | |
| Kitsune po dosyć ciężkim dniu (bo przecież pilnowanie porządku w całym zakazanym lesie, oraz emanowanie boskością męczy), wrócił do swojego domu. Swojej wygodnej, ciepłej oraz pachnącej świeżymi kwiatami jamy. Na szczęście dziś nie musiał za dużo interweniować, bo przecież na razie żaden uczeń się tu nie zapuścił. Ba, żaden nie był dziś tak głupi by samemu chodzić po Zakazanym Lesie. Lis powolnym krokiem skierował się ku wejściu, nad którym momentalnie rozkwitły kwiaty. Jego ścieżkę znaczyła bujna roślinność oraz życie, które zwyczajnie za sobą zostawiał. Tak, dzisiaj był pracowity dzień i Inari na pewno jest zadowolony, ze swojego pokornego sługi. Szkoda tylko, że nie miał okazji zapuścić się w okolice zamku, by podokuczać ludziom jak to zwykle miał w zwyczaju. O tak, kilka drobnych żarcików byłoby całkiem niezłym pomysłem, chociaż jakoś lenistwo go dopadło dziś. Taki leniwy, spokojny dzień ociekający nostalgią. Miał ochotę zwyczajnie paść i zdrzemnąć się w ramach nagrody za to wszystko co do tej pory zrobił, bo przecież pilnowanie porządku w przyrodzie samo się nie zrobi. Opadł przed wejściem, zostawiając na zewnątrz kawałek jednego ze swoich ogonów. Przymknął oczy i począł drzemać. Rzadko w te rejony zapuszczały się inne istoty niż magiczne stworzenia, czy zwierzęta pragnące jego błogosławieństwa. Miejsce było na tyle dobrze ukryte, że rzadko kiedy mógł się znaleźć tutaj człowiek. Jako istota półboska, on także wymagał snu i odpoczynku. Zamknął swoje lisie oczęta, po czym oddał się w objęcia Morfeusza. Jego zmysły częściowo były przytępione przez zmęczenie, dlatego sen miał w miarę mocny. Przybliżmy zatem co mu się śniło. Jego sen był pewnego rodzaju astralną konferencją z bogiem, który go tutaj zesłał. Kitsune siedział właśnie przed Inarim, wysłuchując jego kazania oraz sutr buddyjskich, które leciały w tle. Znajdowali się na pięknej kwiecistej łące, gdzie obok lisa były także inne zwierzęta oraz inne lisy takie jak on. Był to nader przyjemny sen, ba jeden z lepszych i gdyby ktoś mu przerwał mógłby się bardzo rozgniewać. |
| | | Amelia Mary Fern
Liczba postów : 1107
| Temat: Re: Nora Kitsune Czw Paź 23, 2014 9:22 pm | |
| Dziś by na prawdę piękny dzień, choć dziwnie... melancholijny. Ponieważ był już weekend Amelia miała cały dzień wolny od wszelkich zajęć i właściwie nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Afrah jak zwykle ostatnio gdzieś zniknęła. Puchonka ciągle gdzieś znikała i Amelia zwyczajnie się o nią martwiła, tym bardziej, że podejrzewała, gdzie może być. Chociaż... sama nie wiedziała. Powoli przyzwyczajała się i nawet zaczynała przyzwyczajać do wybranka Af. Nie zmieniało to jednak tego, ze zwyczajnie tęskniła za nią i sie o nią martwiła. Jeszcze bardziej martwiła się o Sebastiana, który całkiem gdzieś zniknął i tylko Moxie raz na jakiś czas przychodziła do niej, jakby chcąc powiedzieć, ze z jej panem wszystko ok. Mając za wiele czasu dla siebie, Am za dużo myślała i siedząc w dormitorium powoli zaczynała popadać w lekką paranoje, więc wyszła na krótki spacer.... który trwał jakieś 6 godzin. Zamyślona nawet nie zauważyła gdy sie ściemniło ani gdy weszła w las i zagłębiła się w leśne ostępy wciąż z głową w przysłowiowych chmurach. Jej jedynym towarzyszem podróży była jej kochana sówka, siedząca jej cały czas na ramieniu w swojej najmniejszej postaci, przez co wyglądała trochę jak spinka do włosów. W pewnym momencie, jak na niezdarę przystało, wywróciła się, jednak mogła by dać słowo, ze nadepnęła na coś co poruszyło się pod jej stopą. Coś miękkiego... Ogon jakiegoś zwierzęcia? Zaraz się chyba przekona... |
| | | The author of this message was banned from the forum - See the message | Kitsune
Liczba postów : 98
| Temat: Re: Nora Kitsune Czw Paź 23, 2014 9:41 pm | |
| Już lisek rozmawiał z Inarim o tym co ma dalej zrobić. Już słuchał pierwszych słów istoty boskiej, która odziana była w eteryczne piękne kimono plecione z fragmentów niebios oraz złotych nici. Ten widok był nie do opisania dla istoty ludzkiej, gdyż postrzeganie boga przez zwykłego człowieka było czymś niemożliwym. Nie mogli ogarnąć pełnego majestatu, dlatego bogowie przybierali prostsze formy. Słyszał pierwsze słowa, które brzmiały: "良い狐。。。". co w wolnym tłumaczeniu oznaczało "dobry lisie...", był chwalony gdyż sprawdzał się dobrze, jednak nie mógł słyszeć tego co się działo dalej. Jego sen został przerwany, poczuł ból w ogonie, który instynktownie podwinął, a sam lis zerwał się na równe nogi dosyć szybko rozglądając się za potencjalnym zagrożeniem. Nastroszył sierść i przekręcił się w stronę wyjścia warcząc groźnie, wychylając się przed wyjście. Wyszczerzył swoje kły oraz wytężył zmysły. Czuł znajomy zapach - człowieka. Przed jamą stała wysoka brunetka, 180 cm o błękitnych oczach. Miała dosyć dziwny strój, bardzo kolorowy i pewnie w stadzie ludzkim przez to była traktowana jako odmieniec. Lis powoli wyszedł z nastroszonym futrem, naturalnie broniąc swojego terytorium. Z obnażonymi kłami zbliżył się do Amelii. Jeśli próbowała coś wyciągnąć, wtedy jeden z ogonów lisa poruszył się malując rzeczywistość i tworząc korzenie, które oplotły dłonie kobiety. Był bardzo zły, gdyż przerwała mu jego sen. Jego piękny sen. Amelia mogła dostrzec 1,5 metra wysokości lisa, który był szary niczym dym. Jego futro było nastroszone w formie bojowej, a kły obnażone. Chciał ją tylko troszkę nastraszyć odrobinę, tyci tyci. Co rzucić się mogło dziewczynie to to, że lis ciągnął za sobą długą kitę, właściwie kilka długich kit, na oko 9. Usłyszała w głowie głos, mówiący: "Czy ty wiesz co zrobiłaś? Jak śmiesz plugawić to miejsce swoją obecnością człowieku!". Podszedł do niej bliżej, po czym kiedy była na wyciągnięcie pyska, zwyczajnie się uspokoił. Od tak, zwyczajnie. Nie był od zabijania istot, dlatego nie zrobi jej krzywdy. Znowu pojawił się w jej głowie głos "Nabrałem Cię i zrobiłem w wała. Nie zrobię Ci nic, ale nie budź mnie więcej i opuść to miejsce, jeśli nie boisz się o swoje życie". Pnącza wokół niej odpuściły i ukryły się. Od lisa czuć było aurę dostojności oraz boskości. Ułożył się przed nią i położył łeb na łapach, badawczo patrząc co owe dziewczę zrobi. |
| | | Amelia Mary Fern
Liczba postów : 1107
| Temat: Re: Nora Kitsune Czw Paź 23, 2014 10:43 pm | |
| Słysząc dobiegające z wnętrza jakiejś nory obok której upadła instynktownie sięgnęła po różdżkę ukryta jak zwykle w kieszeni. Jednak nie zdołała jej wyciągnąć bo jej ręce i nogi zostały spętane przez korzenie drzew. Zaczęła się szaleńczo szamotać, pewna, że zwierzę które wyjdzie z jamy nie będzie względem niej przyjaźnie nastawione. Zmarła, gdy stanął przed nią wielki i widocznie bardzo rozzłoszczony lis. Przełknęła głośno śline trwając w zupełnym bezruchu równie wystraszona jak zafascynowana zwierzęciem stojącym przed nią. Unosiła się wokół niego dziwna, ale bardzo... Dobra aura. Sama jego obecność sprawiła, że dziewczyna nieco się uspokoiła, mimo że sam lis na spokojnego ani pokojowo nastawionego nie wyglądał. Jakby na granicy świadomości zauważyła, że zwierz ma kilka ogonow. Jednak w tej samej chwili gdy zaczęła się nad tym zastanawiać w jej głowie odezwał się obcy głos. Pokrecila głową by odpędzić głosy, które jak sądziła powróciły. Dawno ich nie słyszała. Odkąd wrócił Sebastian wszystko, łącznie z jej psychika wróciło do normy, a przynajmniej tak sądziła. Zamknęła oczy walcząc z głosami, chcąc je odetchnąć... Dopiero po chwili wysluchala się w to co owy głos mówił i powoli się uspokajajac otworzyła oczy patrząc na Lisa z nowym zainteresowaniem. Wciąż ciężko oddychala, jakby przebiegła maraton, a jej serce było mocniej. Wyglądała trochę jakby oszalała. I może nawet tak było... -To ty? Mówisz w mojej głowie... Wprost do myśli? - zwróciła się do Lisa ostrożnie. Fenomen ten tak ja zainteresował że na moment zapomniałam strachu, jednak szybko sobie o nim przypomniała, gdy lis podszedł do niej bardzo blisko niemal dotykając swoim nosem jej twarzy... -Ja nie chciałam zrobić Ci krzywdy... Przepraszam - tłumaczyła a w jej głosie i oczach wyczuwalna była szczera skrucha. Zamrugala zaskoczona gdy zwierz tak po prostu się uspokoił i usiadł... -Nabrać? - powtórzyła szczerze zaskoczona rozmasowujac nadgarstki uwolnione z kajdan korzeni. -I udało Ci się - zaśmiała się wciąż trochę niepewnie, a jej oczy pozostały jakby odległe, zamyslone. -To z korzeniami to też ty? - spytała ciekawa. W końcu to była jej dominująca cecha - ciekawość. -Przepraszam, że Cię obudziłam. Na prawdę nie chciałam. Spacerowalam i zamyslilam się - posmutniala - nawet nie wiem za bardzo jak tu dotarłam. Co w moim wypadku nie wykracza za bardzo ponad normę-uśmiechbęła się krzywo komentując własną niezdarnosc i ciągłe gubienie się. -Bałam się... Ale... Nie wydajesz się chcieć mnie skrzywdzić - zwróciła się do Lisa patrząc na niego uważnie. Po chwili usłyszała ciche pohukiwanie koło ucha. -Ty wiedziałaś że nic mi nie zrobi - poglaskala czule siedząca aktualnie na jej ramieniu sowke, która po chwili wyleciała w powietrze i przyjęła rozmiary zwyczajnej sowy. Amelia dość dobrze już znała swoją sowia towatzyszke by wiedzieć, że gdyby coś jej zagrazalo ptak by ją obronił ukrywając za sobą, tak jak to zrobiła z syrena gdy się poznały. Skoro sowa spokojnie oddalila się od Amelii oznaczało to ze dziewczyna jest bezpieczna. Usiadła koło Lisa po turecku. -Jestem Amelia, a ta magiczna sowka to moja przyjaciółka Defene, a ty? Kim lub czym jesteś? Bo raczej nie normalnym lisem, prawda? Wybaczysz mi ze stanęłam na twoim ogonie? - spytała z nadzieją niepewnie wyciągając powoli dłoń w stronę głowy liska, nie dotknęła go jednak, a przytrzymala dłoń milimetry od jego uszu pozostawiając mu decyzję czy pozwoli się dotknąć. |
| | | The author of this message was banned from the forum - See the message | Kitsune
Liczba postów : 98
| Temat: Re: Nora Kitsune Czw Paź 23, 2014 11:15 pm | |
| Och tak, dostrzegł to że dziewczyna chciała coś wyciągnąć. Zresztą, każdy by próbował i istniała całkiem realna szansa, że wyciągnęłaby różdżkę. Wszakże las sąsiadował ze szkołą magii, więc uczniowie, którzy byli ciekawi i myśleli, że złapali pana boga za nogi, udawali się tutaj by próbować pokazać swoją wyższość nad rówieśnikami. Patrzcie, byłem w Zakazanym Lesie i nadal żyję! Tak pewnie brzmiały ich przechwałki, jeśli nie zostali zjedzeni. Lis tylko asekuracyjnie wiązał jej ręce, bo przecież nie działała na niego żadna magia. Zresztą to był patent, aby ją nastraszyć ile wlezie. Ofiara, która jest spętana i szarpie się na pewno czuje większy strach niż ktoś kto może uciekać. Słyszał tamto głośne przełknięcie śliny. Wtedy wiedział, że osiągnął swój cel. Miał wrażenie, że przez moment nie ufała temu co słyszy w głowie. Wszakże, kto by sądził że mowa w czyjejś głowie jest czymś pozytywnym? Często to było związane ze schizofrenią, ale tym razem nie były to zwidy wywołane zakrzywieniem psychiki. Oddychała ciężko, w końcu przecież była przestraszona. Taki był zresztą jego zamiar, który osiągnął. - Tak dziecię ludzkie. Mówię wprost do Twojego chaotycznego umysłu i tylko Ty mnie słyszysz teraz – odpowiedział godnie oraz szczerze. Był półbóstwem, więc musiał się jakoś zaprezentować na początek. Był jednak też kapryśny… Czuł tą skruchę w jej głosie. Była dobrą osobą… albo była przestraszona na tyle, że miało to formę błagania o litość. By ten jej nie zjadał czy coś w ten deseń. - Nie gustuję w mięsie tak niskiego gatunku jak ludzie. Możesz być spokojna, nie zjem Cię – odpowiedział, gdyż jedyne co mu smakowało z mięs to zając lub ryby. Tutaj właśnie była ukazana kapryśna natura lisa. Właśnie w tym niepochamowanym żarcie, którego nie mógł sobie odpuścić. Nazywano to naigrywaniem się z kogoś oraz zabawa czyimś kosztem. Dziewczę zrozumiało, że jest to żart, ale brakowało jej trochę taktu. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, jednak postanowił zaspokoić jej ciekawość i kiwnął głową twierdząco. - Zatem nie powinnaś zapuszczać się na te tereny. Tutaj wszystko jest w stanie zabić wasz gatunek. Jesteś nierozważna, jednak nie ja jestem by Cię oceniać czy karać. Nie ja też jestem waszym oprawcą, chociaż powinienem za to co uczyniliście przyrodzie – odpowiedział to ostatnie jakby przez kły, jednak nie miał nic do samej dziewczyny. Raczej miał żal do rasy ludzkiej, że dokonują gwałtu na naturze odbierając jej tereny. Gdyby naprawdę dostał takie polecenie od boga, by zaprowadzić porządek krwawy, na pewno by się podporządkował owemu rozkazowi. Lis spojrzał na sowę. Widział ją od jakiegoś czasu i nie reagowała na to co on zrobił. Zresztą każde zwierzę czuło, przed nim respekt i nawet jeśli by coś chciała zrobić to tak jakby przeciwstawiała się samej naturze. Dziewczyna usiadła koło lisa, a on przekręcił łeb pytająco na nią patrząc. Przedstawiła się. Sprytne to było dziewczę, gdyż próbowało nawiązać jakiś kontakt z tą istotą. Jakby pragnęła być w pobliżu jego boskości oraz aury. Niemniej postanowił jej odpowiedzieć na to pytanie, wszakże mu nie zaszkodzi. - Me imię to Kitsune, posłaniec Inariego. Boga wszechżycia – odpowiedział. W sumie Amelia mogła dostrzec, że spod jego łap wyrastają kwiaty, a trawa staje się jakby zieleńsza, bardziej żywa. Niemniej jednak stworzenie było dzikie i odsunęło nieco łeb od dłoni. Mimo, że nie wydawała się groźna to odsunął się. Zaraz jednak owinął swój ogon wokół niej w geście tego, że wybacza jej. Mogła poczuć miękkie i ciepłe futro na sobie – Wybaczę Ci pod warunkiem, że będziesz codziennie modlić się do mego Pana – przysunął ją do siebie swym ogonem, jakby nic nie ważyła. Zwyczajnie podniósł ją i przysunął do siebie za pomocą samego ogona – Jesteś uczennicą tutejszej szkoły? Wiesz, że to zabronione by uczniowie tutaj się zapuszczali? – zapytał jej. Kiedy dotykała jego futra mogła poczuć się jakby lepiej, lżej. Jakby ta aura przenikała ją na wskroś. Tak naprawdę w tym momencie była błogosławiona ową płodnością przez lisa. Jeśli kiedykolwiek Amelii zdarzy się stosunek płciowy, to wtedy na 99% wydałaby potomstwo na świat rok później. Lis spojrzał w niebo. Zbliżała się noc, a dzisiaj była pełnia księżyca. |
| | | Amelia Mary Fern
Liczba postów : 1107
| Temat: Re: Nora Kitsune Pią Paź 24, 2014 2:31 pm | |
| To było czysto odruchowe. Jak każdy czarodziej, w chwili zagrożenia sięgała po swoją różdżkę, by móc się bronic. Czysty instynkt samozachowawczy. Grozi ci niebezpieczeństwo- bronisz się. Tym razem jednak Amelia nie mogła się bronić. Spętana nie była w stanie się ruszyć, a przez to bała się jeszcze bardziej. Jeśli celem Lisa było ją wystraszyć to jak najbardziej mu się udało. Nie mogła ani się bronić ani uciec i wpadała, jak osaczona ofiara w panikę. Jej psychika była w opłakanym stanie. W ostatnim roku przeszła tyle, pod względem emocjonalnym, co mało kto i niewielu byłoby to w stanie przeżyć bez żadnych konsekwencji. Głosy były jak do tej pory jej najmniejszym problemem. Ich bała się najmniej, choć nie znaczy to, że nie bała się wcale. Nie chciała ich. Sprawiały ból. -Nie pomyślałam nawet o tym. Nie kiedy już cię zobaczyłam. Ale dzięki za zapewnienie- uśmiechnęła się lekko do Liska.- Ale skoro możesz mówić do mojego umysłu, to nie słyszysz moich myśli?- spytała jak zwykle ciekawsko. -Nie jadasz ludzi, a czym się żywisz?- zaczęła wypytywać w typowy dla siebie sposób starając się dowiedzieć jak najwięcej. - Trafiłam tu przypadkiem. Zamyśliłam się po prostu i nogi same mnie poniosły- wytłumaczyła- Wiem, ze nie wolno wchodzić do lasu... i zazwyczaj raczej unikam nawet jego skraju. Tu jest królestwo zwierząt, do którego człowiek nie powinien zaglądać, by tylko je zniszczy, jak wszystko czego się dotknie- powiedziała nieco melancholijnie i krytycznie pod adresem własnej rasy. Zdawała sobie sprawę z tego, ze w całej swojej wspaniałości, mnogości wielkich i małych osiągnięć ludzie zapomnieli o tym skąd pochodzą i przestali dbać o przyrodę. Ba! Ludzie niszczą naturę. To było okropne. Przynajmniej dla Amelii, która kochała przyrodę. W lasach i zagajnikach, pod gołym niebem czuła się o niebo lepiej niż w czterech ścianach. Wyjątkiem była w pewnym stopniu biblioteka. Tam mogła siedzieć godzinami. Ale od każdej reguły jest przecież jakiś wyjątek. Wzdrygnęła się lekko widząc jak wypowiadając ostanie zdanie lis wyszczerzył kły. -Przyroda jest dla ciebie bardzo ważna- zauważyła nieśmiało. Automatycznie trybiki w jej głowie ruszyły. Składała elementy do kupy niczym puzzle. Nie umknęło jej uwadze, ze pod łapami lisa trawa jest jakby zieleńsza. W ogóle okolice nory, gdzie przebywali były … piękniejsze niż reszta lasu. Pełno tu było różnobarwnych kwiatów, trawa zieleniała i to wszystko było widać nawet w mroku głębi lasu. Coś niezwykłego... -Ty masz jakiś związek z przyrodę? W sensie wpływasz na nią, prawda?- spytała wysuwając takie, dość oczywiste wnioski. -Kitsune...- powtórzyła jakby smakując imię lisa.- Posłaniec boga? Z jakiej religii, wiary jest twój Pan?- spytała pierwszy raz słysząc imię owego boga, a z tego co się orientowała każda wiara miała jakiegoś swojego boga płodności czy też życia. - Czyli jesteś … istotą boską?- upewniła się. Może było to dość oczywiste, ale wolała się spytać, tym bardziej, ze lis wydawał cie całkiem miły i jak na razie odpowiadał na jej pytania. Odsunęła dłoń od Lisa uśmiechajac się smutno. Rozumiała, ze jest w pewien sposób istotą dziką i jak dzikie zwierze może jej zwyczajnie nie ufać i nie chcieć by go dotykała. Respektowała to. Tak samo jak to, ze przecież sam powiedział, że pochodzi od boga. Mógł zwyczajnie uważać ją za nie godną dotykania go. Pisnęła cicho czując jak miękki ogon Lisa oplata ją. Spojrzała na niego wciąż trochę zdziwiona, jednak po chwili otrząsnęła się i delikatnie położyła dłonie na oplatającej ją kicie. - Ja się nie modlę. W ogóle. Jednak jeśli twój Pan to uosobienie sił płodności i życia , tak jak podejrzewam, to nie ma problemu. Zawsze na swój sposób czciłam siły natury, szczególnie to w jaki sposób wszystko się rozrasta. Jednak... czy twój Pan ma jakieś upodobania...W sensie...jak powinnam się do niego modlić?- spojrzała na Lisa pytająco. -Ach...- westchnęła cicho czując, jak Lis unosi ją i przysuwa do siebie. Jakby była lekka jak piórko. -Silny jesteś-zaśmiała się pozwalając mu się ułożyć. Siedząc niepewnie obok, tuż przy jego boku niepewnie objęła go, by im obojgu było nieco wygodniej. Ledwie go dotknęła poczuła się jakby... lepiej... to było co najmniej dziwne, jednak na razie nie zwracała na to uwagi. Było jej tak dobrze. Ciepło i miękko. -Tak tak wiem. Ale zakazy są po to by je łamać- zaśmiała się cicho- a serio...mówiłam ci już, po prostu się zamyśliłam. Nawet nie wiem kiedy i jak się tu znalazłam. Wyszłam tylko na spacer. - wytłumaczyła ponownie. Rozglądnęła się, a wreszcie spojrzała w górę na korony drzew pomiędzy którymi prześwitywało niebo. -Późno już- stwierdziła, widząc na niebie już pierwsze gwiazdy.- Zaraz wzejdzie księżyc. Dziś pełnia, a koło księżyca zalśni sama Wenus, w drugiej kwarcie, często mylona z gwiazdą polarną, która przecież błyska dużo bardziej na zachód- powiedziała cicho.- Przepraszam- zaśmiała się lekko zawstydzona- kocham astronomię i czasem za dużo o niej mówię. Już milknę- uśmiechnęła się ciepło.
|
| | | The author of this message was banned from the forum - See the message | Kitsune
Liczba postów : 98
| Temat: Re: Nora Kitsune Pią Paź 24, 2014 7:08 pm | |
| Odczuł nieco tą chaotyczność jej myśli, jej troski oraz zmartwienia. Dlatego właśnie lubił komunikować z kimś kogo umysł jest spokojny oraz osoba nie jest wystraszona. Myśli zwyczajnie były bardziej przejrzyste, a przekaz docierał lepiej. Teraz musiał się bardziej wysilać, by przedrzeć się przez jej spanikowane myśli (czego sam był sobie winien swoją drogą). Na szczęście udało mu się to i doszło do komunikacji. Chociaż tyle dobrego, że rozumiała na czym polega telepatia. Jednak nie słyszał jej myśli bezpośrednio. Słyszał tylko zagłuszenia związane z emocjami. - Nie mogę czytać Ci w myślach, jednak potrafię do nich mówić. Twoje emocje mogą ułatwiać przekaz lub go utrudniać w zależności jak bardzo targają Tobą emocje – jej uśmiech sugerował, że troszkę się rozluźniła. To dobrze, bo lis miał łatwiej z komunikacją. Była ciekawą istotą, a to oznaczało że jej umysł był otwarty na nową wiedzę. Bardzo dobrze. Będzie z niej kiedyś świetny materiał na czarownicę, gdyż z takim zapałem na pewno opanuje określone arkany magii. - Żywię się tym co ofiaruje mi natura. Moja dieta nie różni się za bardzo od pożywienia typowego lisa. Jem surowe mięso oraz owoce naszej matki… Ziemi – nie miał z czym się kryć, wszakże to było całkiem oczywiste co mógł jeść. Nie dla niego były słodycze, gotowane mięso czy inne potrawy ludzkie. Jego żołądek nie był do tego przystosowany, a wykwintne potrawy zwyczajnie mu nie smakowały. Dziewczę się zwyczajnie zgubiło przez swoją nieudolność. Wygląda na to, że lis będzie ją musiał odprowadzić do wyjścia, chociaż o tej porze zwłaszcza tego dnia lepiej, aby gdzieś się ukryli i przeczekali czas zmiany. Lis nieco się wyszczerzył, bo najwyraźniej wiedziała jaka jest wartość natury. Znała także zakazy, przez co może wykazywała się roztropnością, ale jednocześnie obecność tutaj sugerowała roztargnienie owej dziewczyny. Poniosło go może odrobinę wtedy, jednak on nie jest w pełni bogiem. Także popełniał błędy, jednak starał się wykonywać swoje obowiązki należycie. Z największą troską i staraniem zresztą, by jego Pan był zadowolony. Kiwnął głową na jej stwierdzenie, wszakże miała absolutną rację. Przyroda oraz jej równowaga były dla niego najważniejsze. Wyczuwał w niej nutkę nieśmiałości, jakby nadal się go bała. To dobrze, bo miała instynkt samozachowawczy i nie była głupia. Okolice nory zwyczajnie były przepełnione życiem, było tu dużo więcej ptaków, kolorowej roślinności oraz drzew, które obficie rodziły owoce. Istny Eden na tym ziemskim padole. - Owszem. Jestem jej strażnikiem oraz duchem tego lasu. Ilekroć na świecie dzieje się jakaś katastrofa, ja uspokajam matkę naturę, by nie zniszczyła was – spojrzał na nią poważnie, a jego ton nabrał dostojności, jakby nauczyciel pouczał młodą studentkę, która była niedoświadczona –Wpływanie na naturę byłoby bluźnierstwem! – oburzył się lis, wszakże kim on był, by naturze dyktować co ma uczynić? Nie miał takiego prawa, a to że malowanie działało na przyrodę to była jedynie jej wola oraz zgoda, by takie coś mógł uczynić – Jedynie podążam za tym co wytyczył mi Inari. Natura jest jego uosobieniem. Chwilę się zastanowił. Posiadał bardzo rozległą wiedzę na temat wierzeń ludzkich oraz ich magii, którą to uznawał za naprawdę prymitywną. To był najsłabszy rodzaj magii i do bycia bogiem… brakowało im naprawdę dużo. By sięgnąć obcasów pana musieliby rozwijać się przez miliardy lat, a nawet wtedy… ledwo musnęliby cholewkę. Chwilę się zastanawiał czy odpowiadać jej na to pytanie, jednak… czy był sens kłamać? Przecież prędzej czy później to znajdzie, a lisowi nie zaszkodzi. Nie byłaby w stanie zresztą. - Wy ludzie nazywacie tą religię… Shinto. Jest bogiem płodności oraz urodzaju, Panem życia – powiedział z pokorą, gdyż samo wymienianie imienia swojego boga, a nawet wspominanie o nim wymagało wielkiego szacunku ze strony najwierniejszego z jego sług – Nie bluźnij dziecko – skarcił ją delikatnie, ale nie boleśnie. Miała prawo się pomylić, bo przecież ludzie bogów nigdy nie widzieli tak naprawdę – jestem czymś pomiędzy. Półbogiem najwyżej. Najwierniejszym z wiernych sług mego Pana – powiedział chyląc nieco łeb w dół, w geście ukłonu, kiedy to znowu wspomniał o Inarim. Postanowił przełamać pierwsze lody i dlatego owinął dziewczynę, a potem przybliżył do siebie. Jego futro było delikatne, a zarazem chroniło go przed ranami czy zimnem. Było jego dumą oraz… czymś na czym ludziom bardzo zależało. - Zatem zacznij. Jest uosobieniem życia, a to że je szanujesz dobrze o Tobie świadczy. To tylko pierwszy krok, ku temu by wiarę praktykować. Inari jest naprawdę łaskawy, jeśli tylko wyznawcy na to zasługują. Ja jestem pośrednikiem między nim, a tym światem – spojrzał na nią i przekrzywił łeb nieco. Znał ludzkie formuły, które stosowały kobiety prosząc o potomstwo, jednak to nie o słowa w tym wszystkim chodziło – Jeśli będziesz całym sercem czuć miłość do niego oraz do tego co stworzył… to nie potrzebne są formuły modlitewne. Sam akt poszanowania życia oraz naturalnego cyklu jest największą formą dziękczynienia, jakie możesz mu złożyć. Lis lubił komplementy, ale nie był istotą próżną. Jedynie przymknął oczy, kiedy ta pochwaliła jego siłę. Tak naprawdę ona nic nie ważyła dla niego, bo przecież jeden ogon może dźwignąć dorosłego mężczyznę i rzucić nim jak szmacianą lalką. Czuł jej niepewność oraz strach. Taki zapach czują zwierzęta, jednak po chwili go objęła. Przełamała się. Gdyby był złą istotą mógłby już ją pozbawić głowy, jednak był uosobieniem „dobra” oraz życia. Czuł dotyk jej drobnych rączek oraz to, że się przytula do niego. Nader przyjemne uczucie, zwłaszcza że on z takich się składał. - Niech Ci nie przyjdzie do głowy łamać zakazu bożego. Nigdy nie próbuj stać się bogiem, ani go przewyższyć, jak Ci wszyscy próżni ludzie z ministerstwa – odpowiedział, gdyż gardził takim typem człowieka, który chce przewyższyć samego boga. Nawet Czarnego Pana się nie bał, jedynie bardziej nim gardził z racji tego że tamten niszczył to co bóg tworzył. - Tak, jest późno – zerknął na gwiazdy. Czas mu się kończył – jest za późno bym Cię przeprowadzał przez las, dlatego dzisiaj ze mną przenocujesz. Jest w jamie ciepło oraz wygodnie, a na dodatek ja Cię ogrzeję. Nie powinno się nic stać. Zwierzęta mnie szanują i jeśli jesteś ze mną to nic Ci nie zrobią – spojrzał na gwiazdę – tak, to dzieło przodków mego Pana… - powiedział po cichu – Nic nie szkodzi. Dobrze, że podziwiasz to co się dzieje na niebie. To jedno z piękniejszych widowisk jakie wam ofiarowano, jednak niewielu na nie zwraca uwagę. Zaprawdę intrygujące z Ciebie dziewczę – powiedział ciepło i owinął ją resztą ogonów, kiedy zawiał chłodniejszy wiatr. Mogło być jej ciepło jak pod kołdrą. Posiedział z nią jeszcze chwilę by obserwować to zjawisko, po czym owinął ją ogonami i zaniósł do swojego legowiska, które było miękkie oraz pachnące świeżo ściętymi kwiatami – Czas odpocząć – powiedział, po czym ruszył ogonem, a na ścianach pojawiły się niewielkie kryształy, które miały oświetlać wnętrze, aby Amelia się nie bała. Lis westchnął ciężko, bo niechybnie zbliżał się czas, kiedy to chociaż na chwilę musi przyjąć ludzką formę. Nie lubił tamtej formy, bo czuł się zwyczajnie dziwnie. Ułożył sobie dziewczę wewnątrz ogonów, a potem pozwolił się wtulić w swoją lisią pierś. Kilka chwil potem mogła poczuć, że futro znika, a dziewczę trzyma się teraz skóry. Ludzkiej skóry. Przed nią leżał już nie lis, a młodzieniec, który był nagi i tulił ją swymi… ogonami!? Miał długie białe włosy sięgające do pasa, a jego ciało oraz uroda były wprost nieziemskie. Jakby ideał każdej kobiety, leżał właśnie tuż obok niej. Osobnik miał przymknięte oczy i oddychał spokojnie. Był bardzo ciepły i pachniał identycznie jak Kitsune. W końcu to był Kitsune, a co za tym idzie czuć było to samo poczucie dobroci oraz spokój.[/color] |
| | | Amelia Mary Fern
Liczba postów : 1107
| Temat: Re: Nora Kitsune Pią Paź 24, 2014 9:32 pm | |
| Myśli Amelii szalały jak zwykle zresztą, gdy miała do rozwikłania jakąś zagadkę, a tym był dla niej Lis. No i nie zapominamy, ze zwierz nastraszył ją i to nie mało na samym początku, tego jakże niezwykłego ich spotkania. Strach powoli ustępował, ale jego miejsce zastępowało zaciekawienie, nie mniej chaotyczne. Jednak jak to w przypadku Amelii bywa. Mimo, ze była osobą niezwykle... niezdarną i ciągle przez to pakowała się w kłopoty, wbrew pozorom była bardzo poukładana. Powoli jej myśli zaczynały się uspokajać i mimo wielotorowości, typowej dla młodej Puchonki, nabierały czystości. I nawet gdy kolejne dziwne dla niej rzeczy następowały, jej umysł pozostawał względnie spokojny, jedynie dokładał kolejny element do tworzącej się w jej głowie układanki, która prowadziła do poznania bliżej istoty Lisa. -Czyli im jestem spokojniejsza tym lepiej idzie komunikacja?-upewniła się, jakby automatycznie skupiła się dążąc do uspokojenia myśli, by poprawić komunikację między nimi i zobaczyć do czego to doprowadzi. Wysłuchała go uważnie, wszystko analizując. Teraz gdy wiedział, ze on i tak tego nie słyszy mogła pozwolić sobie na głębsze rozmyślania. W sumie, z tego co mówił wynikało, że żywił się jak normalny lis. Możliwe więc, ze ma więcej wspólnego ze zwykłym „liskiem chytruskiem” niż można było wywnioskować na początku. Pomijając rozmiar i posiadanie kilku ogonów, nawet zbytnio nie odbiegł pod względem wyglądu od leśnego rudzielca. I miejsce, w którym się znajdowali, jak podejrzewała Amelia, okolice jego legowiska nie różniły się specjalnie od lisiej nory w innych lasach. Ale jednak wszystko tu mocno odróżniało to miejsce. Tu było jakby... lepiej. Cała okolica była cudownie zielona, pełna kwiatów. Wszystko wydawało się tu po prostu... wspanialsze. W tej chwili nie żałowała już, zę się tu znalazła. Minął strach i zaczęła dostrzegać piękno tego miejsca, a przy lisie cła się wyjątkowo dobrze. Nie miała najmniejszej ochoty odchodzić. Pierwszy raz dziękowała za swoje roztargnienie. - Czyli takim opiekunem? Troszczysz się o cały las i jego mieszkańców- uśmiechnęła się z uznaniem. -Wybacz. Nie chciałam cię urazić. Chodziło mi o to co robisz z roślinami wokół ciebie- Ponownie rozejrzała się z zachwytem wokół jakby pokazując o co jej chodzi. Wszystko to kwitnie, rośnie. I to najwyraźniej twoja zasługa. Sama twoja obecność wydaje się sprawiać, ze wszystko pięknieje. Ale skoro jak powiedziałeś,jesteś duchem tego lasu, to chyb normalne, prawda? To twoje zadanie, dbanie by wszystko toczyło się tak jak powinno, rosło i kwitło i zachowywało swoja płodność, prawda?- wytłumaczyła swój tok myślenia jednocześnie zadając pytania, które miały ją naprowadzić a kolejne elementy postaci Lisa. -Myślisz, ze w którejś z książek w szkolnej bibliotece będzie coś o tobie? - spytała z uśmiechem. - Ciekawe co by o tobie napisali i ile byłoby w tym prawdy...-zastanawiała się na głos. Wiedziała, ze nie wszystkim książką i nie całkowicie można ufać. Wiele rzeczy jest koloryzowanych lub pomijanych. Zauważyła, że gdy jej towarzysz mówi o swoim boskim Panie, robi to z niesłychaną pokorą i szacunkiem. -Twój Pan musi być wspaniały. Mówisz o nim z takim … uwielbieniem, a nie wyglądasz na istotę, która byłaby taka...pokorna i pełna szacunku dla byle kogo. Podobno najlepiej poznać Pana po tym jak mówią o nim jego słudzy. Z tego co mówisz i jak to robisz... wydaje mi się, ze Inarim?- wypowiedziała imię boga pytająco, nie pewna czy robi to dobrze. Spojrzała na Lisa jakby prosząc o potwierdzenie, ze dobrze wypowiada imię jego Pana.- jest naprawdę wspaniałym i dobrym bogiem .Jednym z tych niewielu , którzy naprawdę zasługują na to by ich czcić. - uśmiechała się ciepło mówiąc wszystko to w co ułożyły się jej obserwacje do tej pory. Pokornie przyjęła skarcenie. -Czyli poniekąd jeśli będę traktować ciebie z szacunkiem, to tak jakbym czciła twego Pana?- rzuciła półgłosem, jakby do siebie.- Nie znaczy to, ze i tak bym cię nie szanowała. Uważam, ze wszystko co żyje zachowuje na szacunek. Tylko tak .. się zastanawiam- wytłumaczyła szybko, żeby Lis znów nie pomyślał, ze luźni czy coś w tym stylu. - Hmm- mruknęła myśląc intensywnie nad słowami Lisa- Można by było więc uznać, ze nieświadomie już od dawna czcze Inariego. Szanuje bowiem dary tego świata, wszystko co wydaje na świat matka ziemia, z tym ze nigdy nie przypisywałam panowania nad tym żadnemu bóstwu. Teraz, skro to twoja prośba i warunek wybaczenia...mogę swoim zabiegom czci dla natury nadać kierunek ku Inariemu, który jak mówisz jest panem tego wszystkiego- uśmiechnęła się szeroko. Dla niej to był żaden problem. Może czcić naturę, z myślą ze to dzieło boga, którego posłańcem jest siedzący obok lis. - Nie chce być bogiem- zaśmiała się- Po co mi to? Bóg to bóg. Człowiek to człowiek. Nie powinniśmy wychodzić poza ramy tego kim jesteśmy. Człowiek jest wspaniały taki jaki jest. Możesz się ze mną nie zgadzać. Z twojego stanowiska, my ludzie to raczej zaraza, prawda? Ale jednak... potrafimy być naprawdę wspaniali. Bo człowiek w sam w sobie jest wspaniały jako twór natury. Myślę, że jest majstersztykiem sztuki tworzenia. Każdy z nas jest wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju. Ciągle się zmieniamy i ewoluujemy,zmieniamy się. Czy to nie jest na swój sposób piękne? Gdybyśmy tylko pamiętali, że tak jak wszystko inne jesteśmy dziećmi świata i powinniśmy go szanować...-zakończyła ze smutkiem.- Ale co do twojego ostrzeżenia...nigdy nie chciałam i raczej nie zechcę być bogiem. Bo bóg ma wszystko. Wszystko może. Wszystko wie... to takie nudne. Ja lubię się dowiadywać. Uczyć się nowych rzeczy dążyć do kolejnych celów własnymi siłami. - powiedziała ponownie się uśmiechając.- człowiek to istota nieustannie nienasycona. Dlatego, nawet jemu samemu, wydaje się czasem, ze chciałby być bogiem. -dodała jakby na zakończenie. -Z tobą? W sensie, że tutaj w lesie?- nie kryła szoku i nutki strachu. Las był zakazany, bo grasowały po nim bardzo niebezpieczne zwierzęta. -Przodków? Czyli twój pan jest jakby młodszym bogiem? Przed nim byli inni? Im tez służyłeś?-dopytywała dalej.- Dziękuję, ty też jesteś bardzo interesujący- zarumieniła się lekko. Oglądali razem nocne niebo jeszcze kilka chwil, a później Lis zaniósł ją do swojej nory. -Wiesz, ja wbrew pozorom potrafię chodzić. Mam dwie nogi i umiem ich używać całkiem nieźle- zaśmiała się cicho, gdy Lis zwyczajnie wniósł ją owijając swoimi ogonami. - To wygląda z zewnątrz trochę jakbyś mnie porywał- śmiałą się coraz głośniej, radosna. Jakoś nie specjalnie przeszkadzała jej perspektywa nocy u boku Lisa. Przecież, on jest... Lisem. Nic jej nie zrobi. -Ciem- zaczęła, a w tym samym momencie na ścianach pojawiły się lśniące kryształki- no tu było- dokończyła ze śmiechem. Usłyszała ciężkie westchnienie. -Co się stało? Coś nie tak?- spytała patrząc na Kitsune z troską. Wtuliła się w niego, gdy owinął ja ogonami, ale wciąż zerkała na niego troskliwie i delikatnie, w uspakajającym geście głaskała jeden z jego ogonów. Po kilku chwilach, zaczęło dziać się coś dziwnego. Poczuła, ze futro które miała pod policzkiem … zniknęło, a jej twarz spoczywa na miękkiej skórze. Zdziwiona, a przede wszystkim zmartwiona uniosła wzrok i omal nie uderzyła się o jedną z ścian nory, odskakując odruchowo, gdy zamiast lisa zobaczyła wręcz zabójczo przystojnego młodzieńca, który był... nogi. Jej policzki oblał krwisty rumieniec. Delikatnie chwyciła jeden ogonów i uniosła go przykrywając najważniejsze miejsca anatomii chłopaka. Chwilę siedziała obok zszokowana, po czym w najmniej inteligentny sposób z możliwych, zaczęła dźgać lekko młodzieńca w pierś i bezczelnie uniosła jego rękę chwytając za nadgarstek i puściła. -Kitsune?- rzuciła pytająco...- Czy ty...eee...Czy ty właśnie stałeś się człowiekiem? Wiem mało inteligentne pytanie...ale...- nie wiedziała co ma powiedzieć. Nie bala się. Była tylko zszokowana. No bo kto by ni był? Tuliła słodkiego Liska, a po chwili tuli się do... niemniej słodkiego chłopaka. -Nie mogłeś mnie jakoś ostrzec, ze nocą bywasz sobie człowiekiem?- spytała. Dobrze wiedziała, zę to wciąż ten sam Kitsune. Czuła to. Jednak... był chłopakiem... nagim! -Podejrzewam, że nie masz tu żadnych ubrań...- była najzwyczajniej w świecie zawstydzona. |
| | | The author of this message was banned from the forum - See the message | Kitsune
Liczba postów : 98
| Temat: Re: Nora Kitsune Sob Paź 25, 2014 2:11 pm | |
| Nie była głupia, dosyć szybko kojarzyła to co Lis mówił i wysnuwała z tego wnioski. W miarę trafne, chociaż czasami nieco mijające się z prawdą. Uspokajała się, mógł się z nią na spokojnie komunikować bez większego wysiłku. Kitsune nigdy nie wszedłby do czyjejś głowy, by szperać w tym bajzlu zwanym ludzkim umysłem, chociaż czasami był zwyczajnie ciekawy tego co skrywają w tych swoich główkach. Jego dieta składała się głównie z owoców, ryb i surowego mięsa. Jednak mógł także pić alkohol, gdyż przecież naturalnym podarkiem dla boga może być właśnie sake (sake jest ogólnym pojęciem alkoholu, nie musi to być tylko ryżowa wódka). Z typowym lisem miał bardzo dużo wspólnego, jak chociażby wygląd (pomijając 9 ogonów), ale tak naprawdę też bardzo się różnił. Fizycznie przede wszystkim. Jego legowisko było praktycznie takie samo jak typowego lisa, z tymże wszystko wokół niego kwitło i rozwijało się ze względu na moc istoty. Miejsce było urokliwe oraz naprawdę wyróżniało się w lesie. Trzeba było tylko wiedzieć jak tutaj trafić i tyle. Przytaknął na jej słowa, wszakże był duchem tego lasu oraz całej przyrody. Opiekunem, wzorowym ogrodnikiem który dba o swój ogród. Realizował boski zamysł z wielką troską i uwagą. Był uosobieniem dobra oraz życia, dlatego te dwie rzeczy koło niego były naprawdę intensywne. Ponownie jej przytaknął, wszakże wysnuła prawidłowy wniosek na jego temat. Był dumny z tego co robił i zwyczajnie pierwszy raz człowiek go docenił. Może jest jeszcze dla ich rasy ratunek? - Tak, to jest moje zadanie. Dobrze kombinujesz – pochwalił ją, a jego pochwała brzmiała jakby to król chwalił poddanego. Mimo, że powiedział w jej myślach to w normalny sposób, to jednak forma miała ogromną ilość dostojności oraz respektu jaki czuć było od lisa. - Nie powinno być. Ukrywam się przed wami i nie nawiązuje kontaktu. Nie wykluczone jednak, że kiedyś ktoś mógł o mnie coś napisać –raczej ludzie nie mieli opcji by go poznać dogłębnie, chociaż wyjątkiem tu mogli być naprawdę potężni czarodzieje pokroju Dumbledore’a, który wszakże był stary oraz mądry. Staruch na pewno o lisie wiedział, ale nie przedsięwziął żadnych kroków by okiełznać siłę, która nieopodal jego szkoły egzystuje. Dobrze to o nim świadczyło i dlatego lis dawał mu trochę szacunku. - Tak. Jest najwspanialszym z wspaniałych – potwierdził jej słowa. Nie tylko był jego Panem, ale jednocześnie ojcem, który stworzył wszystkie lisy oraz wszystko co żyje. Nawet kiwnął głową, kiedy była niepewna co do imienia. Nie dziwiło go to, bo przecież są bardziej na zachodzie, a tutaj mało słyszy się takie egzotyczne wschodnie imiona. Inari miał ich wiele, bo tak naprawdę każdy bóg płodności w innych religiach to był on. Tylko przypisywano mu inne imię. - Każdy bóg zasługuje na cześć, gdyż każdy z nich coś do świata wniósł. Nie popadaj w skrajność dziecię me –odpowiedział niczym rodzic pouczający swoją pociechę. Pouczająco, a zarazem miło i grzecznie. - Jestem tylko jego pokornym sługą. To jemu powinnaś okazywać szacunek oraz wszelkiemu stworzeniu. Jednak twoje słowa są prawdziwe, bo i ja jestem jego stworzeniem – tak uroczo wyglądała kiedy się gubiła. Takie niewinne stworzonko, które boi się kogoś obrazić. Chociaż na jej miejscu lis by się bał widząc kogoś silniejszego i tak naprawdę mogącego zgasić życie w ułamku sekundy. Lis jednak taki nie był. Był zadowolony, że dziewczyna nie była jak typowy człowiek, który wykorzystuje naturę do swoich celów. Szanowała życie oraz przyrodę, dzięki czemu lis darzył ją swoistą sympatią, a uzyskać coś takiego od półbóstwa nie było łatwą rzeczą. - Dobrze, że nie jesteś próżna jak większość ludzi – odpowiedział całkiem szczerze. Nienawidził po prostu tej próżności ludzkiej i tego, że chcieli okiełznać cały wszechświat i sobie go podporządkować zamiast żyć z nim w zgodzie oraz harmonii. Nie rozumiała jednak koncepcji boga. Bóg jest istotą wszechwiedzącą oraz bytem transcendentalnym, przez co nie odczuwa czegoś takiego jak nuda. Cały czas musi realizować jakiś swój plan lub zamysł, jednocześnie przy tym dbając o równowagę tego co stworzył. Tutaj nie ma czasu na nudę i to wytłumaczył dziewczęciu w prosty oraz zrozumiały, a zarazem satysfakcjonujący sposób. Nie było innej opcji, przecież nie może w ludzkiej formie przemierzać tego lasu zbyt długo. Po pierwsze byłoby mu za zimno, a po drugie był dużo słabszy niż w formie lisa. Dlatego też musieli przeczekać noc, by nad ranem mógł zebrać energię i zmienić się ponownie w liska. Była przestraszona, jednak nie dziwił jej się. Ludzie już dawno wyszli z lasu i mieszkali w swoich osadach – Tak, tutaj ze mną. Zwierzęta nie zrobią nam krzywdy, jednak musisz się trzymać mnie na ten wieczór – odpowiedział ze stoickim spokojem, jednak o tego człowieka martwiłby się czy dotarła cało. - Na początku byli Izanagi i Izanami, którzy dali początek linii bogów, po tym jak stworzyli ten świat. Mój Pan jest ich potomkiem, a ja jestem jego tworem. Jest jednocześnie mym Panem oraz stwórcą. Wy ludzie określilibyście go mianem mojego ojca – nie rozumiał jej rumieńca, wszakże powiedział coś normalnego, oczywistego jednak faktycznie mogła to odebrać jako komplement. Półbogowie zwłaszcza ci zwierzęcy mieli inne postrzeganie emocji niż ludzie. - Wolę, abyś niczego nie dotykała i zostawiła jak najmniej zapachu po drodze. Ktoś może pomyśleć, że chciałaś mi zrobić krzywdę, przez co będziesz mieć problemy jeśli wejdziesz ponownie do lasu – inna sprawa, że pewnie przesiąknie tak jego zapachem i zwierzęta uznają ją za kogoś godnego zaufania. Nie odważą się jej ruszyć, zwłaszcza że pachnie jak duch tego lasu. - Z zewnątrz to wygląda jakby uczennica złamała regulamin – dodał żartobliwie, bo przecież nie była bez winy w tej sytuacji. Dobrze się bawiła, śmiała się, a miękkie futro oplatało ją i niosło jakby nic nie ważyła. Nie miał zamiaru jej krzywdzić, a jedynie przenocować. Nie widziała w ciemnościach tak jak lis, dlatego by nie odczuwała dyskomfortu stworzył owe „lampy”. Niewielkie kryształy nasycone energią, które powinny się palić aż do rana. - Wszystko w porządku. Zmęczony jestem zwyczajnie – odpowiedział jej uspokajając ją. Czuł jej troskę oraz ciepły dotyk. Głaskanie było przyjemne, jednak na początku musiał opory przełamywać przed tym. Przecież nigdy człowiek go nie dotykał i była to nowa sytuacja. To tak jakby ktoś chciał pogłaskać dzikiego wilka. Było jej przyjemnie i ciepło, a lis przechodził ową transformację. Dziewczę było zdziwione, a Kitsune otworzył na wpół zamknięte oczy ukazując te same tęczówki, które miał jako lis. Zwierzęcy wzrok w ludzkich oczach. Nadal jednak widział w półmroku całkiem nieźle, a widząc jej reakcję wyszczerzył się jedynie. Był nagi, bo przecież nie nawykł do noszenia jakiegoś odzienia. To uwłaczało jego godności jako tworowi natury. Nie rozumiał za to jej reakcji. Czemu się wstydziła? To przecież normalne, że mężczyzna wygląda tak a nie inaczej i… dlaczego przykryła jego genitalia za pomocą ogona? Czyżby ludzie nie radzili sobie z własną fizjologią? Zaczęła go dźgać, tak jak dźga się patykiem nową rzecz by zobaczyć czy ugryzie. Złapała jego nadgarstek i uniosła w górę, a potem puściła. Patrzył rozbawiony na tą całą sytuację, a jego włosy, które sięgały do pasa okrywały jego tył oraz opadały lekko na biodra. - No tak. Kitsune – podrapał się po głowie i spojrzał na nią, przekrzywiając głowę w bok – Raz w miesiącu podczas pełni księżyca mogę przybrać tą formę, by zregenerować energię. Nie mów jednak o tym nikomu – przeciągnął się, a ogon, który zakrywał tamte miejsca, zsunął się i wyprostował. Po chwili jednak ponownie okrył go, gdyż widział iż dziewczynę to krępuje. - Jedynie tej nocy. Ubrań nie mam, to dla mnie ujma. Stworzenie zrodzone z natury nie może być więzione przez zasady ustalone przez człowieka. Noce są tutaj zimne jeśli nie ma się futra dlatego polecam Ci przysunąć się do mnie. Inaczej zamarzniesz lub nabawisz się choroby – oparł się ręką o podłoże, które było miękkie i ciepłe, a następnie usiadł po turecku. Ogony opadły na jego dolne partie, po czym przysunął się do niej i objął ją. Tutaj było naprawdę zimno i Amelia powinna się zastanowić czy warto narażać zdrowie dla samego wstydu – Nic Ci nie zrobię. Nie masz co się bać – cały czas mówił do jej myśli. Przecież jako człowiek jego struny głosowe nie rozwinęły się ani trochę, przez co nie umiał mówić po ludzku. Posłał jej za to miły i ciepły uśmiech, a kiedy się zgodziła pociągnął ją za sobą na legowisko. Okrył ich ogonami i objął ją dłońmi w talii – Muszę Cię rozgrzać inaczej nie przetrwasz tutaj nocy – powiedział i użył malowania rzeczywistości, by pozbawić ją ubrań. Dla ludzi ten gest mógł być dwuznaczny, jednak on nie widział w tym żadnego podtekstu. Zostały ułożone gdzieś pod ścianą. Amelia mogła poczuć swoją nagą skórę ocierającą się o jego ciepłe ciało, które dawało przyjemne uczucie. Kitsune opierał swoją głowę na jej ramieniu, od czasu do czasu pocierając policzkiem o policzek. Jego ogony zacieśniły się wokół nich i zaczęły się ruszać oraz pocierać by rozgrzewać ich ciała. Tak samo jego dłonie, wędrowały po jej talii, plecach oraz miejscach, których nie powinno się wyziębić. Lis nie czuł wstydu. Było to dla niego naturalne. Po chwili zmienił pozycję głowy na drugie ramie, które także zaczął ogrzewać swoimi policzkami. Wsunął nogę pomiędzy jej nogi, by miała coś ciepłego i wokół czegoś mogła je zaczepić by nie marzły oraz by mogła komfortowo leżeć. Jednak jeśli nie pozwoliła mu na takie przytulenia, wtedy zwyczajnie zabrał jej ubrania w ten sam sposób i dał wybór: marznij na zewnątrz albo odrzuć wstyd. Jeśli odrzuciła wstyd i wtuliła się w niego, to wtedy lis zrobił to co wcześniej zostało opisane. Rozgrzewał ją, a ona coraz bardziej nasiąkała jego zapachem oraz mogła czuć dotyk jego ciepłej, miękkiej skóry. Na pewno była zawstydzona, dlatego powstrzymał się teraz od komentarza – Dla mnie to naturalne. Nie potrzebuję ubrań i nie wyobrażam sobie spać w inny sposób niż nago – powiedział jej całkiem poważnie. Spojrzał w jej wystraszone i zawstydzone oczka, by zaraz zacząć pocierać nosem o jej nosek, a potem policzkiem o przód twarzy, z troską oraz dokładnością ogrzewając każdy mięsień.
|
| | | Amelia Mary Fern
Liczba postów : 1107
| Temat: Re: Nora Kitsune Sob Paź 25, 2014 6:48 pm | |
| Zauważyła, że rzeczywiście im była spokojniejsza tym lepiej słyszała słowa Lisa w swojej głowie. Było to dla niej wciąż trochę dziwne, kojarzyło się z głosami które swego czasu słyszała. I nie było to zbyt dobre skojarzenie. Sama myśl o tamtym okresie, gdy sądziła, że Sebastian nie żyje, sprawiała jej ból, tym bardziej że chłopak ponownie zniknął i tak jak zawsze wiedziała, jakby podświadomie gdzie jest, tak teraz nie miała pojęcia i to ją okropnie martwiło. A jednak... Siedząc tak koło Lisa i słysząc w swoich myślach jego głos czuła się dobrze. Lekko. Mimo skojarzeń nie odczuwała tego bólu. To było dziwne dla niej, ale tak miłe, że postanowiła się tym nie zajmować myśli. Po co, skoro było to dobre? -Dziękuję. Lubię... Kombinować - przyznała śmiejąc się cicho z własnych słów. Mimo, że czuła się przy lisie tak dobrze, całkiem zrelaksowana, nie uszło jej uwadze, jak niezwykle dostojna jest on istotą. Cała jego postać emanowala wewnętrzna powagą, której przeczylo jego wcześniejsze zachowanie. -Jesteś niebywale ciekawa istota - powiedziała szczerze, głęboko zamyslona - nie tylko z powodu boskiego pochodzenia, czy niezwykłej budowy - wskazała na poruszające się lekko dziewięć ogonow - ale masz też jakby... Dwoisty charakter. Z jednej strony jesteś bardzo dostojny i pełen powagi, w pełni odpowiadającej twojemu pochodzeniu. Sprawiasz wrażenie bardzo mądrego i nie wątpię że posiadasz wiele mądrości i to nie tylko gra pozorów. Jednak emanuje mądrością starca. Kogoś kto ma wiele za sobą. Wiele widział i doświadczył. Z tego co mówisz i to jest bardzo prawdopodobne. Zapewne masz więcej niż 20lub, prawda? A jednocześnie nasze spotkanie zaczęło się od psikusa. Nabrales mnie i wtedy zdawales się bardzo z siebie zadowolony. Jak... - szukała odpowiedniego słowa - Rowen. Kolega ze szkoły. Dowcipnis. - mówiła wciąż bardzo głęboko zamyslona. - Wybacz jeśli cię urazilam. Myślę na głos - powiedziała szybko, gdy tylko wyrwala się z własnych myśli i zorientowala, że wszystko powiedziała na głos. -Szkoda. Ciekawa jestem Co by było o tobie napisane - uśmiechnęła się ciepło. -Nie którzy jednak niosą za sobą tylko zniszczenie.-rzuciła na swoją obronę. - Jak mówiłam. Jestem nie wierząca. Do tej pory nie spotkałam nigdzie takiej wiary, religii, którą uznałabym za godna kultywowania. Cenie sobie życie i jego bieg. Krąg w którym to wszystko trwa. Szanuje to ze czasem coś musi umrzeć by inni mogli żyć, choć nie zmienia to mojego żalu za wieloma wspaniałymi gatunkami które odeszły. Zawsze wierzyłam, że za wszystkim stoi jakąś wyższa siła, która wszystkim kieruje. Nie nadawałam jednak tej sile imienia - wytlumaczyla. Czuła i dostrzegła jego siłę, a jednak nie bała się. Czuła respekt, ale nie strach. Podświadomie czuła że lis je nie skrzywdzi. -No tak troszkę tak to wygląda. Ale raczej nikt się tym za specjalnie nie przyjmie. Wątpię by ktokolwiek w ogóle zauważył że mnie nie ma - rzuciła ze skutkiem w głosie. Bo taka była prawda niestety. Raczej nikt nie przejmował się jej osoba więc gdyby nawet została w lesie do poniedziałku, kiedy to zaczynają się zajęcia, nikt za specjalnie nie zwrócił by na to uwagi. Nie mogła wyjść z szoku, gdy on tak po prostu sobie leżał. Zamrugala szybko zaskoczona, gdy jego na wpół otwarte oczy okazały się takie same jak gdy był lisem. Znaczy on chyba nadal jest lisem tylko zmienił postać.. Sama już nie wiedziała... - Nikomu nie powiem, tylko się zakryj - rzuciła rozpaczliwym tonem zakrywajac oczy gdy ogon się wyprostowal. Pozwoliła by ją przytulil choć wciąż zarumieniona zakrywala dłońmi oczy zawstydzona i lekko skrępowana. -Rozumiem. - szepnęła. Znaczy może nie do końca rozumiała, ale starała się. pisnela cicho gdy jej ubrania zniknęły. -Wolałabym być ubrana - jej głos był niemal placzliwy. Dla niej to było dziwne o bardzo... Intymne. A jednak... Gdy zawstydzona tak ze aż bezwladna tulila się do Lisa i obserowala go przerażonym wzrokiem... Wstyd odchodził. Widziała że dla niego jest to jakby całkiem naturalne. Zachowywał się wciąż bardziej jak Lis niż człowiek i przez to powoli się odprezala tym bardziej że robiło jej się ciepło, a zdążyła zmarznac gdy od niego się odsunela. Niepewnie wyciągnęła dłoń i zaczęła wodzic palcami po jego policzku ledwie jednak dotykając jego skóry jakby się bała że nie jest prawdziwy. Z jej oczu powoli znikal strach, a zastepowala go fascynacja. -I tak co miesiąc? A.. Na jak długo? Godzinę, dobę? - dopytywala
|
| | | The author of this message was banned from the forum - See the message | Kitsune
Liczba postów : 98
| Temat: Re: Nora Kitsune Sob Paź 25, 2014 7:39 pm | |
| Był na tyle ciekawą istotą, że wiele osób by go pewnie chciało pokroić i oprawić. W świecie magii jego skóra była bardzo cennym materiałem, który mógłby zachwiać równowagę sił. Nagle ktoś stałby się w pełni odporny na magię i ministerstwo czy równie dobrze Czarny Pan nie mogliby nic z tym zrobić. Najbardziej tragiczną śmiercią chyba, by było odbicie Avada kedavra w samego rzucającego. Taka możliwość była bo skóra lisa mogła czasami odbijać czary. Była praktycznie jak metalowa płyta, a czary były niczym kule, które albo się zatrzymują albo rykoszetują. Jednak dziewczynie nie chodziło o ten typ ciekawości, a charakterek lisa. Miała całkowitą rację, otóż lisek był dwoisty. Był posłańcem boga, jednak i on ma pozwolenie na to by się bawić, lubić gry słowne czy rozerwać się. W końcu był ucieleśnieniem życia, więc energią też musiał jakoś emanować i jej się pozbywać. - Schlebiasz mi Amelio. To prawda, że jestem istotą mądrą, a mój żywot trwa od ponad 2000 lat. Widziałem wiele oraz wiele przeżyłem. Byłem przy wzlotach i upadkach władców, magów, czarnoksiężników. Widziałem spory kawałek historii jednym słowem – prychnął śmiechem w jej głowie – Mądrość starca? Cóż może coś jest w powiedzeniu głowa siwieje, dupa szaleje. Tak, nawet mogę Ci powiedzieć, że lubię zagadki oraz gry słowne – otarł pyskiem jej policzek – w końcu nie zawsze można być poważnym. Świat jest zbyt piękny na to, by z grobową miną iść przez niego – powiedział pouczająco jak na starca przystało, a potem się roześmiał melodycznie w jej głowie. Krytyka wobec siebie samego oraz własnej rasy jest czymś dosyć niespotykanym, a tu proszę lisek miał taki okaz przed sobą. - Praktykujesz magię, a jesteś osobą nie wierzącą? Kiedyś ludzie myśleli, że to magia nie istnieje, a potem się przekonali że jest inaczej. Czemu zatem sądzić, że bóg nie istnieje? Naprawdę nie rozumiem waszej rasy czasami – pokręcił głową, jednak nie winił ich. Ludzie działali na prostej zasadzie. Daj im dotknąć a uwierzą, powiedz… a Cię wyśmieją i każą udowodnić – tak moja droga. To naturalny cykl życia. Jedno ginie, by drugie mogło przeżyć. Jednak zabijanie tylko po to, by osiągnąć swoje nędzne ziemskie pobudki jest czymś nagannym i potępianym przeze mnie oraz mego Pana. Nie po to dał wam życie, abyście się zabijali o władzę. Dlatego ja nigdy nie zabiłem i nie zabije człowieka – powiedział jej szczerze, gdyż raz że sam się brzydził zabijaniem, a dwa nie mógł tego robić ze względu na swoją pozycję. Jak oni pilnowali tych uczniów? Pozwalali po nocach uciekać do lasu i nie interesowali się co może się zdarzyć? Nawet zwierzęta pilnują swoich młodych! Już on sobie z nimi porozmawia, jeśli nadarzy się okazja. Nie wskaże, która uczennica się zgubiła, jednak powie iż takie zjawiska mają czasami miejsce. Nie może monitorować całego lasu jednocześnie i być wszędzie, dlatego nie zawsze może zdążyć kogoś uratować, choć gdy może to robi to. - Zatem możesz zostać tak długo jak nie wzbudzi to podejrzeń – powiedział jej spokojnie. Była bardzo mile widziana w lesie, zwłaszcza że lis lubił z nią rozmawiać. Nakarmić ją nie będzie problemu, bo w końcu on może wszystko stworzyć czego tylko zapragnie. Umyć to też nie problem. Kwestia tego, by ta pochmurna myśl zniknęła z jej głowy. Dać jej znak, że ktoś by się martwił, chociaż wiedział że jest istotą boską i ta relacja, a raczej jej czas z perspektywy długowieczności może być tylko chwilą. No cóż, będzie miał co wspominać bo jeszcze nigdy żaden człowiek tak blisko nie podszedł. Leżał sobie na boku i bawiła go jej reakcja, zwłaszcza ten ton kiedy leżał sobie odkryty. No cóż, była jeszcze nie gotowa na takie rzeczy. Jej myśli były znowu chaotyczne, przez co wyczuł ten wstyd oraz panikę. Kiedy jej ubrania zniknęły a ona pisnęła, mimowolnie się uśmiechnął. Miał ładne, białe, zadbane zęby. - Jeśli będziesz ubrana to nie da rady przekazać ciepła i bardziej zmarzniesz. Nie znasz tej zasady fizyki zwanej indukcją? – zapytał przekrzywiając głowę w drugi bok. Mówił to oczywiście przez lekki śmiech, bo ta reakcja była naprawdę zabawna. Nie widział w tym nic intymnego, wszakże miał mentalność zwierzęcia. Zdawał sobie sprawę że ją to krępuje, ale kiedyś trzeba łyknąć tabletkę wstydu. Powoli ją rozgrzewał, a ona palcami wodziła po jego policzku. Na początku nieśmiało, ale zraz nabrała pewności siebie. Ciekawił ją i to bardzo, a ona jego. Czuł dotyk jej nagiego ciała przylegającego do swojej klatki piersiowej oraz równie nagiego ciała. Natura ją hojnie nagrodziła, chociaż jej ciało było jeszcze młode to pewnie wśród mężczyzn miałaby powodzenie. - Każdej pełni i minimum godzinę muszę tak spędzić, ale efekt mogę przedłużyć do 24h. W każdym momencie mogę to przerwać – odpowiedział patrząc jej w oczęta i objął czule w talii jej młode ciało. Mogło to dwuznacznie wyglądać jednak lis to robił naturalnie i spokojnie. Potem oparł czoło o jej czoło i przymknął sobie oczy. Ogony się zacieśniły w miłym uścisku – zostawię na Tobie mój zapach, przez co nie powinnaś mieć problemów z dotarciem tutaj ponownie. Zwierzęta nie powinny Cię ruszyć – pogłaskał ją miękką dłonią po policzku – zaprawdę uroczą istotą jesteś. Niczym młoda króliczyca. Inari przed twoimi narodzinami najwyraźniej pobłogosławił Cię darem urody – brzmiało to jak komplement, ale to był zwyczajny fakt – chociaż jesteś ciekawska to jednak Cię lubię. Możesz tu przychodzić kiedy zechcesz - z bliska Amelia mogła się dokładnie przyjrzeć zarysom jego pięknej twarzy, a pod skórą czuła jego ciało, które było ładnie wyrobione, jednak niezbyt przesadnie umięśnione. Tak jakby to natura go stworzyła z dbałością o każdy kobiecy gust.
|
| | | Amelia Mary Fern
Liczba postów : 1107
| Temat: Re: Nora Kitsune Sob Paź 25, 2014 11:27 pm | |
| Amelia nic nie wiedziała na temat magicznych właściwości skóry Lisa. Pewnie gdyby wiedziała i tym by się zainteresowała. W końcu to wspaniała właściwość. Zainteresowała by się tym, jak wszystkim do tej pory co tyczylo się Lisa. -Cieszę się - zaśmiała się słysząc, że mu schlebia, a potem zwyczajnie oniemiala słysząc ile mniej więcej lat ma lis. -To rzeczywiście wiele przezyles. Inaczej mówiąc mam obok siebie żywy podręcznik historii - zaśmiała się ciepło gdy potarl pyszczkiem jej policzek. -Masz rację. Świat jest zbyt piękny i radosny a ludzkie życie zbyt krótkie by być cały czas poważnym. Choć to drugie się ciebie nie tyczy. I też lubię zagadki i układanki. Zresztą zauważyłeś że jestem bardzo ciekawska. - uśmiechnęła się uroczo. Musiała przyznać że jego śmiech brzmiący w jej głowie był bardzo przyjemnym dźwiękiem. Aż jej samej zachciało się śmiać. -Myślę że sami siebie zazwyczaj nie rozumiemy - zaśmiała się - A co do mnie... Wiara to w dużej mierze kwestia wychowania. Moja rodzina wyznaje pewne wartości z którymi w sporej części się nie zgadzam, ale nie praktykuje żadnej wiary, przez co ja sama mam do religii dość krytyczny stosunek. Tak jak mówiłam. Wierzę w wyższa siłę która wszystkim kieruje według jakiegoś planu,ale nigdy nie nadawałam tej sile imienia żadnego Boga czy innej znanej w różnych religiach istoty - powiediziała cierpliwie powtarzając. -Krąg życia a zabijanie dla korzyści to dwie różne, skrajne sprawy. Ludzie... My popadamy w różne skrajności i pragniemy rzeczy do których czasem się tak na prawdę nie nadajemy. Chcemy się sprawdzić. I to jest na swój sposób dobre. Dzięki temu następuje rozwój, ale niestety czasem by osiągnąć cel podążamy po trupach, nie raz dosłownie - powiedziała spokojnie jednak z wyczuwalnym smutkiem i głębokim żalem nad ludzkim rodzajem. -Dziękuję, nie chce jednak nadużywac twojej gościnności- powiedziała cicho szczerze wdzięczna za jego propozycje. Poczuła się... Chciana. Było to bardzo miłe. Uśmiechnęła się więc szeroko. -Co się szczerzysz? - mimo wstydu zgromila Lisa wzrokiem widząc jego zadowolony uśmieszek. -Mało mnie teraz obchodzi prawo indukcji. Nie mam ubrań! - była tak zawstydzona że aż wściekła. Nie wiedziała bowiem co ma zrobić. W pierwszym odruchu chwyciła pierwsza rzecz nadająca się do zakrycia jej nagości, jaka była pod ręką, czyli w tym wypadku jeden z ogonow Lisa. Przykryla się nim jak kocem. -To fajne... Choć trochę dziwne, ale bardzo interesujące - tak bardzo w stylu Amelii. Jej ciekawość wygrywala nawet ze wstydem. Chęć zdobycia wiedzy była większa niż kulturowo wpojony, niemal naturalny odruch zakrycia nagości. Dla niej to było niewłaściwe by dwojka osób leżała obok siebie nago. To było po prostu... Tak... Krepujace. Jednak, gdy tak leżała z lisem., mimo że miał postać młodzieńca, całkiem przystojnego trzeba przyznać, widziała w nim tego samego Lisa, którego tulila na polanie. Miał ten sam zapach, otaczala go taka sama aura dobroci i miał te same oczy. Nawet ogony miał! -Też Cię lubię i z chęcią będę cię częściej odwiedzać jeśli tylko mi pozwolisz - uśmiechnęła się ciepło kładąc dłoń na jego policzku w geście pełnym czułości. Jej oczy także były pełne troski i pewnego rodzaju czułości. Ciagle dotykala jego twarzy glaszczac już pewniej jego policzki delikatnie. -Przemiana cie regeneruje... - wróciła do rozmowy - czyli tak trochę odwrotnie niż być powinno. Tak mi się przynajmniej wydaje. Bo lis to twoja naturalna forma, więc Przemiana powinna cie osłabić nie zregenerować - ponownie myślała na głos tym razem już świadomie. |
| | | The author of this message was banned from the forum - See the message | Kitsune
Liczba postów : 98
| Temat: Re: Nora Kitsune Nie Paź 26, 2014 12:25 am | |
| Ciekawość to podobno pierwszy stopień do piekła, jednak dziewczę nie było natarczywe. Pytała grzecznie i najwyraźniej się dobrze przy nim bawiła. Mógł jej oczywiście godzinami opowiadać co się kiedyś działo, jednak na to przyjdzie czas. Chociaż widać było, że nieco ją zagiął swoim wiekiem. Ten krótki momencik pauzy, między następną wypowiedzią był typowy dla człowieka, który dowiedział się czegoś naprawdę zadziwiającego. Pieszczota była kolejnym etapem zostawiania na niej swojego zapachu, a przy okazji oczekiwania na zwrotne uczucie, jakim było to że się uśmiechnęła. Byli bardzo podobni do siebie w swoich przekonaniach, nawet można rzec że w tym momencie tacy sami. Na dodatek ona sprawiała wrażenie takiej niewinnej, za to on na pozór wydawał się dosyć groźny. Uległa samica oraz samiec alfa na pierwszy rzut oka. - Mądrze mówisz. Często sami najpierw musimy się odnaleźć, by potem wkroczyć na naszą ścieżkę – odpowiedział mądrościami starca. Przysłuchał się jej wypowiedzi, z której to wyciągnął następujące wnioski. Prowadziła bunt przeciwko swoim rodzicielom, a to się odbiło zwyczajnie na jej postrzeganiu świata. Kolejną kwestią było to, że najwyraźniej jej rodzina nie uznawała czegoś takiego jak bóg. Czyżby byli ateistami? - Jesteście ciekawskimi istotami z natury. Chcecie zajrzeć tam, gdzie nie sięgacie. Widocznie mój Pan miał jakiś plan w tym, aby nadać wam tej cechy – odpowiedział w pokorze, bo przecież nie mógł kwestionować decyzji istoty będącej bogiem. Na pewno był jakiś większy plan, którego ani on ani ludzie nie rozumieli i nie zrozumieją. - Równowaga zawsze jest zachowywana. Ktoś się raduje, kiedy ktoś inny smuci. Ktoś żyje, kiedy ktoś umiera. Jednak po śmierci czeka nas zawsze inne, lepsze miejsce moja droga – powiedział i spojrzał jej w oczka, by zaraz ją czulej ująć ogonem i otrzeć policzek o jej. Pewien rodzaj pocieszenia. Lis mówił to wszystko ciepłym, wyrozumiałym oraz spokojnym tonem głosu. Nutkę współczucia także można było wyczuć. - Wy ludzie i te wasze głupie zasady. Nie nadużywasz jej, a moja jedyna praca to siedzenie i pilnowanie by na świecie nic złego się nie działo z przyrodą. A po lesie czasem hasam na poranny obchód i tyle. Jeśli chcesz zostań, gdyż nie sprawisz problemu – w końcu nie miał interesu kłamać, zwyczajnie przedstawił jej to co robi. Pilnuje porządku, a potem się obija kiedy ma przerwę, więc tak naprawdę mogłaby sobie tu z nim siedzieć cały czas jakby chciała. - Jakie to małe i groźne – wyszczerzył się bardziej. Na przekór jej gromieniu wzorkiem, bo przecież to było takie piękne. Dziewczyna próbuje przestraszyć półboga swoim wzrokiem. Na dodatek buntowała się z powodu braku ubrań. No nic na to nie poradzi, gdyż lis zwyczajnie nie pozwoli wrócić do punktu wyjścia. To by było bez sensu najmniejszego ponownie marznąć, by zaraz wrócić i tulać się. Akurat teraz czuł się w miarę luźno mając ją obok. Nie przeszkadzało jej, że to jest człowiek, zwyczajnie widział w niej dobrą osobę która wymaga uwagi. Zresztą była też naprawdę urodziwą niewiastą. Zamruczał zadowolony (tym razem wydał z gardła dźwięk, bo różne onomatopeje da radę wydać), kiedy położyła dłoń na jego policzku. Ciepłe, małe rączki dziewczyny znowu spoczęły na jego twarzy, głaszcząc ją co jakiś czas co było miłe. Nawet przyjemniejsze niż w formie lisa, kiedy go głaskała. - Tak to wygląda z grubsza . Jestem teraz trochę słabszy, jednak nadal mogę się bronić- powiedział, gdyż i tak nie miał co się z tym kryć. Wyglądał słabiej i tyle – jednak jestem na tyle silny, by wybronić się przed niewielkim oddziałem… i zrobić to – powiedział, po czym przysunął się do niej bliżej. Spojrzał jej w oczy, a w jego wzroku pojawił się przyjazny, a zarazem zawadiacki błysk. Przysunął twarz, lekko ją przekręcając w bok by ułatwić to co miał zamiar zaraz zrobić. W tym czasie ogony czulej oplotły Amelię, a jego dłonie przytuliły ją do niego. Przymknął oczy i musnął jej wargi swoimi, by po momencie droczenia złożyć na nich czułego całusa. W świecie zwierząt takie pieszczoty miały nieco mniejszy wydźwięk niż w zwyczajach ludzkich. Były oznaką głębszej sympatii oraz pieszczot, jednak od czegoś zawsze się zaczyna. Prawda? Amelia podczas całusa mogła czuć jego zapach, oraz dotyk, które nabrały dużo więcej delikatności oraz zmysłowości. Jego aura stała się jakby jeszcze bardziej przyjazna niż wcześniej. Kiedy skończył, na moment spojrzał w jej oczęta wyczytując jakie to reakcje będzie miała. Potem zwyczajnie wtulił ją w siebie i ucałował czubek głowy. Jeśli jednak chciała się buntować, czy krzyczeć... ponownie zatkał jej usta swoimi własnymi, tylko teraz z dużo większą czułością oraz czymś w rodzaju przeprosin.
|
| | | Amelia Mary Fern
Liczba postów : 1107
| Temat: Re: Nora Kitsune Nie Paź 26, 2014 10:44 pm | |
| Ciekawość to wyjątkowa cecha, która prowadzi do wielu rzeczy. Może również do piekła, jednak dla Amelii była drogą do wiedzy, sposobem jej zdobycia. To właśnie ludzka ciekawość prowadziła do nowych odkryć, a co za tym idzie rozwoju. Ciekawość była powodem dla którego wciąż ludzie drążyli nieznane, aż to poznali, a wtedy znajdowali w tym nową wartość, coś innego co pobudzało ciekawość i tak w kółko, a efektem tego była ewolucja cywilizacji. Amelia była osobą u której ciekawość była wręcz dominującą cechą i nie raz wpadał przez nią w tarapaty, więc może i jest to droga do piekła. Podobno im więcej wiemy tym mniej wiedzieć chcemy, ponieważ czasem niewiedza jest błogosławieństwem. Więc może... wiedza to droga do piekła...? Amelia jednak nie była, a przynajmniej starała się nie być w swoich dociekaniach zbyt natarczywa. Wiedziała, że czasem ktoś może nie chcieć jakiejś wiedzy udzielić i było to jego prawo. Dlatego zawsze starała się być subtelna i uprzejma. Nauczyła się już, ze „pokorne ciele dwie matki ssie”, jak to się czasem mawia. Dziewczyna bardzo dobrze bawiła się w towarzystwie Lisa. Uczył ją, co ona bardzo wysoko ceniła,ale nie był przy tym jak co poniektórzy przemądrzały, co potrafiło bardzo ją zdenerwować. Dzielił się swoja wiedzą zaspakajając odrobinę jej ciekawość, a przy tym był dowcipny i miły. Rzadkie, ale bardzo przyjemne połączenie. Nie tylko Lis zauważył, że wiele ich łączy. Amelia także z każdą chwilą coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu , że ona i Lis mogą zostać bliskimi przyjaciółmi, jeśli nie kimś więcej, choć w tej chwili ta myśl pojawiła się jedynie na pograniczu jej podświadomości. Świadomie zastanawiała się tylko, jak wiele łączy ją z Lisem, jeśli chodzi o poglądy i charaktery i czy możliwa jest między nimi przyjaźń. Bardzo by tego chciała, bo Lis wydawał si ją rozumieć, a przekonała się już na przestrzeni lat, ze znaleźć kogoś, kto cię rozumie jest bardzo trudno. Istotnie Amelia wydawała się osobą bardzo uległą, wręcz bierną w życiu, taką którą należałoby się zaopiekować. I nie było to do końca mylne. Dziewczyna wychodziła bowiem z założenia, że walczyć należy tylko o to o co naprawdę zawalczyć warto, a wszystko inne może się toczyć po swojemu. Nie przejmowała się błahostkami. Z reguły pozwalała, by to ktoś inny decydował, jeśli nie było to coś bardzo istotnego dla niej samej. Wolała być tą która słucha niż tą która wydaje polecenia. Nie oznacza to bynajmniej, że unikała bycia przywódcą. Jeśli trzeba było potrafiła być stanowcza, a nawet władcza. Teraz jednak, rola uległej jak najbardziej jej odpowiadała. Wiedziała już, że Lis jest dużo od niej starszy, a wpojono jej szacunek wobec starszych. Ponadto mimo przyjętej przez Lisa roli „alfy” nie był on wobec niej protekcjonalny. Wtedy by zaprotestowała. Mogła być pokorna, ale nie kiedy ktoś traktował ją z góry, jak osobę gorszej kategorii, nieudolną, nawet jeśli rzeczywiście była niezdarna i czasem wymagała by się nią zająć. -Właśnie odnalezienie siebie i swojej drogi jest zazwyczaj najtrudniejsze. By to zrobić trzeba zaakceptować siebie takim jakim się jest. A to ogromny wysiłek. Łatwiej zaakceptować potknięcia i wady innych niż dotrzeć te same negatywne cechy i błędy u siebie i się z tym pogodzić. Każdy chce widzieć siebie jako ideał. A ludzie nie są idealni. Mamy wady. Popełniamy błędy. Ale to chyba jest właśnie najwspanialsze- popatrzyła na niego jak uczeń szukający potwierdzenia swoich spostrzeżeń u nauczyciela- Ciągle możemy się doskonalić. Non stop stawiać siebie coraz wyższe cele. Dążyć do tego by być takimi jakimi sami siebie chcielibyśmy widzieć.- jej głos był bardzo cichy i melancholijny, gdyż była głęboko zamyślona. Rozmowy z Lisem dobrze robiły jej mózgowi. Pozwalały na głębsze zastanowienie się nad sprawami nad którymi wcześniej nawet nie pomyślałaby aby myśleć. Poznać siebie w sposób w jaki zazwyczaj nie jest nam dane poznać siebie na co dzień . W końcu nie codziennie rozmawia się z półboskim Lisem, prawda? Lis wyciągnął bardo trafne wnioski, choć raczej nie był sobie w stanie wyobrazić jak ciężkie i skomplikowane się jej stosunki z rodziną. Ona i jej bliscy mieli skrajnie różne poglądy na świat, przez co można śmiało powiedzieć ona swojej rodziny zwyczajnie nienawidziła. A może miała inne poglądy bo nienawidziła swoich bliskich? Czy to ważne? Efekt był ten sam... żyła z ludźmi, których powinna kochać i w pewien sposób darzyła ich ciepłymi uczuciami, a jednak jednocześnie szczerze nienawidziła ich i siebie, za to ze nie potrafi im się postawić i żyć wedle własnych zasad. Może to z braku odwagi, a może z rozsądku...przecież za postawienie się rodzinie mogłaby ją spotkać śmierć... - Wszyscy jesteśmy częścią jakiegoś większego planu, prawda? Nic nie dzieję się bez przyczyny. A dzięki temu, że sięgamy coraz wyżej rozwijamy się, to chyba dobrze, prawda?- uśmiechnęła się ciepło do Liska. Na prawdę przyjemnie się jej z nim rozmawiało. Poruszali naprawdę poważne tematy, a rozmowa toczyła się mimo to dość luźno. - Śmierć jest częścią życie, jego finałem. Każdy kiedyś umrze. Ważne by żył,a to wbrew pozorom bardzo trudne, nie uważasz? Większość ludzi niestety tylko egzystuje, życia smakując małymi kęsami bardzo rzadko. To smutne- zamyślona i rzeczywiście trochę smutna głaskała delikatnie jego ogon. - A ty byłeś tam, gdzie wszyscy trafimy po śmierci, prawda?- spytała wyrywając się z własnych smutnych przemyśleń, szczerze zainteresowana. Chciała jedynie wiedzieć, czy odwiedził chociaż to miejsce, choć podejrzewała, ze mniej więcej stamtąd pochodzi, ale nie chciała wiedzieć jak tam jest. Nie to, żeby jej to nie ciekawiło. Ciekawiło bardzo, jednak ...nie chciała psuć sobie niespodzianki. Przecież kiedyś i tak tam trafi i sama się przekona. Zaśmiała się czując jak Lis pociera policzkiem o jej w geście czułego pocieszenia, którego wcale nie potrzebowała. Już dawno, choć właściwie nie jakoś strasznie, bo zaledwie pół roku temu, pogodziła się ze śmiercią. Od tamtej pory zmieniło się tylko jedno- przestała śmierci pragnąć. Teraz chciała żyć. Słysząc jego następne słowa nie potrafiła powstrzymać wybuchu śmiechu. Wyobraziła sobie bowiem jak lis dosłownie hasa po lesie. Oczywiście jej wyobrażenia miały raczej niewiele wspólnego z rzeczywistością, były bowiem bardzo... groteskowe. W tej chwili bardzo się cieszyła, ze Lis nie czyta w jej myślach, bo pewnie by się za takie coś zwyczajnie obraził i wcale by się tym nie zdziwiła. -Twój try życia jest więc... leniwy- powiedziała, gdy opanowała już trochę swoja wyobraźnię i śmiech.- Skoro tak to może czasem wpadnę, jeśli oczywiście mi pozwolisz i nic po drodze mnie nie pożre, by urozmaicić ci trochę czas.- obdarzyła Liska serdecznymi przyjacielskim uśmiechem. Trzepnęła go w ogon, którym się zakrywała, nie jakoś specjalnie mocno, nie na tyle by go zabolało, nie chciała go krzywdzić, ale na tyle by wyrazić swoje oburzenie. Zaśmiała się słysząc jego mruczenie, będące chyba wyrazem zadowolenia. Nabrała przez to trochę więcej pewności siebie w tej drobnej pieszczocie, której teraz nie zamierzała przerywać, skoro jemu się podoba. Zamarła czując jak się do niej przybliża i pochyla lekko nad nią, tak jakby chciał...ale nie! No przecież... On nie zamierza chyba jej pocałować prawda?! Nie no, na pewno się. Znów się z niej nabija. Właśnie! Na pewno! Przecież widać po nim, ze bawi go jej nieśmiałość i skrępowanie. Tak. Na pewno tak. Przecież patrzy na nią tak zawadiacko... Myśli myślami, a ona i tak leżała jak sparaliżowana patrząc na Lisa zszokowanym wzrokiem. Nie wierząc temu co wydawało jej się, ze mimo wszystko zamierza zrobić. Delikatny ruch ogonów, które czule się zacisnęły się wokół niej, tylko potęgował jej szok. Czując, jak ich wargi dotykają się delikatnie, niemal czule poruszyła wargami szepcząc coś bezgłośnie. Lis nie mógł więc tego usłyszeć, a jednie wyczuć delikatne porudzenie jej warg, tak jakby odwzajemniała pocałunek. Gdy spojrzał na nią, mógł dostrzec malujący się na jej twarzy szok, który zmienił jej oczy w dwa talerze. A ona trwała zamarła z dłonią na jego policzku. Już nie tylko sam pocałunek ją szokował, ale to, że … jej się podobało. Ale ni była by sobą, gdyby nie spłonęła w tej chwili ze wstydu, tak też się stało. Jej policzki oblały się krwistym rumieńcem, spuściła wzrok i zdjęła dłoń z jego policzka. Chciała się uspokoić, naprawdę chciała. Jednak z każdą chwilą wstyd przeradzał się w jakiś rodzaj wściekłości... - Dlaczego?- powiedziała już nie szeptem jak wszystko wcześniej. Spojrzała na niego wściekle. Wątpiła by dla niego miało tak... osobiste znaczenie jak dla niej. I... on zdawał się doskonale zdawać sobie z tego sprawę...pocałował ją...i...właśnie...jak śmiał tak z nią igrać? Dla niego pewnie nic wielkiego to nie znaczy. A dla niej znaczy to bardzo wiele. Była wściekła i to widać było w jej oczach, których Lis nie mógł teraz zobaczyć. Ale nie tylko to... także zranienie i zawód...Bo... W jakiś sposób Lis sobie z niej zwyczajnie zażartował, a ona mu zaufała... Leży tu koło niego nago, ufna, ze nic jej nie zrobi, a on...pocałował ją... Poruszyła się niespokojnie, lekko ocierając się o niego niechcący, gdy znów ją pocałował, jakby w geście przeprosin. W oczach stanęły jej łzy, które z trudem powstrzymywała. Nie wiedziała co zrobić... Trwała więc cicho myśląc... |
| | | The author of this message was banned from the forum - See the message | Kitsune
Liczba postów : 98
| Temat: Re: Nora Kitsune Pon Paź 27, 2014 12:01 am | |
| Lis wiedział jak ciekawska jest ludzka natura. Wszystkiego muszą dotknąć, polizać, spróbować, żeby dowiedzieć się co czym jest i jakie ma właściwości. Wierzyli tylko w to co widzieli i co umieli wyjaśnić, a jeśli czegoś się nie dało wyjaśnić to przypisywano się temu metkę albo „boga” albo „magii”. Jednak kiedy już zyskiwali odpowiedź na jedno pytanie, to niczym głowy hydry wyrastały kolejne. Wszechwiedza była dla nich nieosiągalna ze względu na nietrwałość ich ciał oraz charakter gatunku ludzkiego. Za bardzo lubili wojny oraz zniszczenie, które wszakże prowadziły do niszczenia wiedzy danych kultur. Paradoksalnie sami odcinali sobie źródła wiedzy, poprzez niszczenie innych nacji oraz spory między nimi. Wszystko byłoby prostsze, gdyby pozostali na poziomie zwierząt i przestrzegali praw natury oraz jej cyklu, który został dawno ustalony. Wiedza jedynie sprawiała, że najbardziej błahe problemy, rodziły kolejne coraz to większe z którymi musieli się borykać. Według lisa to była strata czasu. Próby walki z tym co jest prawem świata nie powinny mieć nawet miejsca. Dziewczę mimo, że było ciekawe to jednak różniło się od swoich pobratymców gatunkowych. Nie dociekało za wszelką cenę, a jedynie grzecznie prosiło i było szczęśliwe z nawet najmniejszych urywków jakimi lis ją karmił. Zresztą Kitsune był ponad to, by zaspokajać nędzną chęć poczucia wyższości. Był istotą półboską i takie zachowanie mu nie przystoi. Narcyzm nie miał prawa egzystować w jego świadomości. Być może dlatego ich relacje tak dobrze się układały i mogli się dogadywać? Tak, zapewne to był jeden z czynników. Nie był srogim i zasuszonym nauczycielem, ani nie był obibokiem, który gada by gadać głupoty i robić z siebie pajaca – był czymś pomiędzy zwyczajnie. Lis od jakiegoś czasu zaczął ją traktować jak swoją podopieczną. Jak członkinię swojego małego stadka, do którego rzadko kto mógł wejść. Czuł, że w przyszłości to może się okazać dla niego zgubne, jednak postanowił jej dać szansę oraz sobie. Rozumiał ją, a ona rozumiała jego co w dzisiejszych czasach jest dosyć trudne. Był opiekunem lasu, więc dobroć zwyczajnie była jego cechą dominującą, jednak nie był nadopiekuńczy wobec dziewczyny. Jeśli jest się zbyt dobrym dla młodych, to one się niczego nie uczą. Inna sprawa, że znał naturę ludzką i wiedział, że oni z jednej strony lubią być w centrum uwagi, jednak z drugiej nie chcą by postrzegano ich jako słabych. Dziewczę wyglądało na takie, którym należy się zając od czasu do czasu, jednak sama miała sporo odwagi by wejść do tego lasu. Amelia na pewno umiała też pokazać pazur, jeśli zaszła taka potrzeba, chociaż dla lisa ona była zupełnie nie groźna. Może zachowywał się nawet jak ten samiec alfa, jednak tak podpowiadał mu instynkt, którym się kierował. To nie jakieś wysublimowane zasady, by być dobrym wobec płci przeciwnej, ale zwyczajna chęć opieki i obrony samicy, w tym przypadku także jej pouczenia. Nie traktował jej jednak jako słabą, gdyż mimo wszystko była uczennicą Hogwartu. Na pewno umiała machnąć tą różdżką i się bronić, chociaż on zdążył ją obezwładnić zanim po nią sięgnęła. - To jest problemem waszej rasy. Nie każdy potrafi siebie zaakceptować. Rodzicie się różni, pochodzicie z różnych środowisk i przywiązujecie wagę do tak błahych spraw jak rodzaj ubrania czy to jaki jest wasz status społeczny. Zawsze macie kogoś pod sobą i wykorzystujecie tą osobę, albo w niektórych przypadkach wyładowujecie frustrację ze względu, że ktoś jest nad wami. Czarny Pan jest tego dobrym przykładem. Jest istotą, która chce pokazać jak ważna jest, ponieważ kiedyś jej się nie powiodło. Jest pełen kompleksów oraz nienawiści wobec rasy, która go odrzuciła jak istotę nadrzędną. Podążają za nim tylko słabi, którzy się go boją i chcą zapewnić sobie byt na wypadek gdyby mu się udało. Takich ludzi najbardziej nienawidzę – spojrzał na nią i przytaknął – dobrze, że widzisz swoje wady i nie jesteś narcystyczna jak większość Twojej rasy – powiedział zadowolony, gdyż niewielu ludzi o takich zdolnościach samokrytycznych było. Lis celowo zadawał jej takie pytania oraz podsuwał takie dywagacje, bo przecież uwielbiał takie rozmowy. - Tak. Wszyscy jesteśmy niewątpliwie fragmentem planu. Akcja pociąga za sobą reakcję, a wszystko tak naprawdę jest z góry zaplanowane. Jest jednak pewna strefa, do której człowiek nigdy nie powinien sięgać, gdyż przyniesie tylko ból i śmierć. Dlatego bóg nie dał wam do dyspozycji całej wiedzy. Nie jesteście na nią gotowi, gdyż zaczęlibyście prowadzić między sobą dużo większe wojny niż do tej pory. Prowadziłoby to tylko do anihilacji własnej rasy – powiedział poważnie, pouczająco jednak nie na tyle inwazyjnie co nauczyciele w szkołach. Powiedzmy, że w tonie typowego filozofa, który przedstawia swój punkt widzenia. Owszem Amelia mogła się nie zgodzić z nim, a lis z chęcią by o tym porozmawiał. - Śmierć nie jest czymś złym, ani dobrym. Ona po prostu jest. Tylko tchórze kończą swoje życie przed wcześnie, bojąc się tego co ma nadejść. Życie nie jest łatwe, ale jednocześnie jest piękne w swojej trudności. Nie rozpieszcza nas, ale pozwala starać się aby rozwinąć skrzydła. Daje nam takie możliwości, z których ludzie często nie korzystają – podrapał się po szyi kończąc swój wywód na temat śmierci. Zjawisko to było dla niego tak naturalne jak to, że wieje wiatr. Był manifestacją boga życia, więc śmierć nieodłącznie mu towarzyszyła. - Trudno to określić. Byłem tam, gdzie był mój Pan – nie miał zamiaru jej mówić więcej, gdyż umysł ludzki nie jest w stanie ogarnąć tego zjawiska, jeśli tego nie ujrzy na własne oczy. Nie mógł przecież powiedzieć, jak wygląda druga strona, gdyż o to na pewno Inari by się pogniewał. Zaświaty nie były czymś do czego ludzie powinni mieć dostęp. Nie wiedzieć czemu, ona się zaśmiała po tym jak wspomniał o hasaniu po lesie. Co w tym takiego dziwnego? Poruszał się bardzo szybko, więc obiegnięcie całego lasu to kwestia paru chwil. - Mój tryb życia jest naturalny. Pachniesz mną, więc stworzenia nie powinny Cię zaatakować. Nie chcą się mnie narazić – odpowiedział szczerze i odpowiedział jej tym samym serdecznym uśmiechem. Nie poczuł nawet jej uderzenia z racji grubego futra oraz tego, że skóra lisa była naprawdę mocna. Praktycznie strzały z łuku nie dawały rady jej przebić, a najtwardsze pazury dopiero mogły ją zarysować. Prychnął pod nosem na jej oburzenie, ponownie śmiejąc się w jej głowie. Kiedy pieściła go, jemu było bardzo przyjemnie. Naturalna reakcja i widać, że podłapała iż jemu to się podoba. Jej myśli szalały, przez co przekaz telepatyczny byłby naprawdę niewyraźny. Dziewczę nie mogło opanować swoich emocji, które wybuchały w jej głowie w momencie pocałunku jaki na jej ustach złożył. Była zszokowana, kiedy obejmował ją czulej ogonami. Nie słyszał jej szeptu, jednak wyczuł ten drobny ruch warg, jakby prosiła o czułości i zaakceptowała ją. Patrząc na nią widział, jej szok oraz to że praktycznie znieruchomiała. Zaskoczyła go dosyć, że taką reakcją uraczyła jego półboską obecność. Pozytywnie znaczy się, bo przecież to było młode dziewczę jeszcze. Na razie nie uderzyła go, ani nic mu nie zrobiła. Byłoby to nawet zabawne jakby próbowała. Zarumieniła się, czuł palący żar policzków na swojej klatce piersiowej kiedy ją przytulał do siebie. Jej myśli wariowały, stawały się chaotyczne. Musiał się bardziej wysilić, by odpowiedzieć na to pytanie. Patrzyła na niego wściekle… prawie by się przestraszył gdyby nie była owinięta jego ogonami, a on byłby normalnym człowiekiem. Ten wzrok się zwyczajnie czuło, a raczej można było wywnioskować z paru rzeczy. Po pierwsze ton głosu, który był inny, a po drugie chaotyczność myśli idąca w kierunku agresji. Kiedy się poruszyła ponownie ją ucałował, a w jej oczach powoli gościły łzy. Nie chciał jej wszakże robić krzywdy, dlatego podsunął ją sobie wyżej i spojrzał w jej oczęta, przecierając jej policzki opuszkami swoich kciuków. - Dlaczego? – przebił się wreszcie przez tamtą blokadę – bo Cię lubię i postanowiłem dać Ci swojego pierwszego całusa. Jesteś pierwszym człowiekiem ,który wydaje się mnie rozumieć, a na dodatek mój samczy instynkt podpowiada mi, że… taki rozwój wypadków Ci się podoba. Na dodatek nie jesteś taka jak wszyscy inni Amelio. Jesteś wyjątkowa. Nie walczysz z naturą, a starasz się ją zrozumieć. Dlatego otrzymałaś taki cenny dar – mówił wszystko bardzo spokojnie, a zarazem czule obejmował ją ogonami – W świecie zwierząt ten gest jest symbolem tego, że otrzymuje się zezwolenie na głębszą relację oraz to, że samiec i samica pozwolą sobie na więcej niż do tej pory. W ramach podziękowania za to jaka jesteś oraz tego, że zaskarbiłaś sobie moją sympatię dostaniesz taki oto prezent od półboga – powiedział po czym ujął jej policzki w dłonie, a potem ponownie delikatnie i czule ucałował. Co tu począć, zwyczajnie widać że dziewczyna kogoś potrzebuje, a z takiej rzeczy żartować nie można. Po pocałunku spojrzał w jej oczęta, wyczekując reakcji. Jeśli potrzebowała pocieszenia to je otrzymała. |
| | | Amelia Mary Fern
Liczba postów : 1107
| Temat: Re: Nora Kitsune Pon Paź 27, 2014 7:35 pm | |
|
Oj tak. Ludzie byli niezwykle ciekawskim gatunkiem, ale to już chyba ustalili, prawda? Człowiek pragnął wiedzieć jak najwięcej, a najlepiej wszystko, co było dla niego całkowicie niemożliwe, choćby ze względu na to, ze nikt nie wiedział nawet co się stanie następnego dnia. Świat postępował tak szybko, pędził do przodu w zastraszającym tempie, że ci którzy 10 lat wcześniej zakładali cokolwiek, teraz mogą wielkimi oczyma obserwować, jak bardzo rzeczywistość przerasta ich wyobrażenia. Największą jednak przeszkodą by osiągnąć wiedzę było jednak nie to co przed ludzkim gatunkiem, lecz to co już minęło. Postęp zniszczył ta wiele wysoko rozwiniętych i mogących podzielić się niezwykłą wiedzą cywilizacji, że aż strach o tym myśleć. Dorobek tamtych cywilizacji został stracony i nigdy nie powróci to co mogliby nam dać. Jedynie archeologia dawała jakieś strzępy informacji. Jednak to i tak bardzo niewiele, a praktycznie nic w porównaniu z tym, co by mogło być. Błędem ludzkości jest z całą pewnością to, ze walczy z tym co ją otacza, a nawet z własną naturą. Ludzie wypierają się swoich instynktów, na wszystko szukają wytłumaczenia, a przecież wiele na świecie nie potrzebuje wcale wytłumaczenia. Czy musimy wiedzieć z czego zbudowany jest płatek róży by podziwiać jej zapach i głęboki kolor? Czy potrzebna jest wiedza z czego składa się powietrze by móc nim oddychać i cieszyć się jego świeżością?Nie. Świat jest piękny, czasem właśnie dlatego, ze niezbadany. Pozostaje tajemnicą. Dlaczego dzieci które nic nie wiedzą są takie szczęśliwe? Bo nie są obarczane zbędnymi informacjami. Wszystko jest proste, a przez to przynosi więcej radości. Oczywiście zdobywanie wiedzy także bywa przyjemnością, ale zabija to niezwykłe uczucie cieszenia się chwilą. Zamiast myśleć o tym co jest teraz, jak pięknie pachnie kwiat, jak przyjemnie wieje wiatr, człowiek niepotrzebnie całkowicie zastanawia się, czy kwiat to róża, czy może jednak tulipan... Amelia zawsze była... inna. Nie pragnęła wiedzy by czuć się lepszą. Chciała po prostu wiedzieć. Lubiła to. Kochała ten proces jakim jest uczenie się, odkrywanie wciąż nowych rzeczy. A Lis ciekawie opowiadał... Mimowolnie spięła się lekko na wspomnienie o Czarnym Panie. Właśnie on był powodem dla którego nie dogadywała się z rodziną i niestety, Amelia miała okazję poznać czarnoksiężnika osobiście i nie wspominała tego spotkania zbyt przyjemnie, a wiedziała, że będzie musiała jeszcze nie raz się z nim zobaczyć. Następne słowa Lisa jednak odciągnęły nieco jej myśli od tego jakże przykrego dla niej tematu. -Mówisz jakbyś dość dobrze go znał... Jemu się nie powiodło...nie wydaje się bynajmniej osobą, która pozwoliłaby sobie na jakiekolwiek nie powodzenie. A jego poplecznicy są... straszni.-powiedziała cicho trzęsąc się na samo wspomnienie wizyty w siedzibie i zdarzeń które to poprzedzały. Ledwie o tym pomyślała, w jej oczach stanęły łzy żalu i... strachu. Była przerażona perspektywą, bycia ponownie zmuszoną do takich czynów. Wiedziała, starała się sama przed sobą siebie wytłumaczyć...przecież gdyby nie zrobiła tego sama by zginęła... staruszkowie i tak by zginęli przecież, a tak przynajmniej ona przeżyła... Ale to niewiele dawało, wyrzuty sumienia, żal i poczucie głębokiej winy dręczyły ją od tamtego dnia cały czas. Zabiła...i co z tego, ze ratowała w ten sposób własne życie, a oni tak by zginęli? To ona rzuciła zaklęcie...ona ich zabiła. A teraz... spojrzała z wielkim żalem na Lisa i odsunęła się lekko kuląc się. Nie potrafiła go dotknąć myśląc o tym co zrobiła. -Mam więcej wad niż możesz sądzić.- mruknęła cicho. „I dużo więcej grzechów”-dodała w myślach wciąż myślami w zdarzeniach tego dnia, którego popełniła największa zbrodnię wobec natury swojej i świata. Zabiła. Spokojny głos Lisa i poruszane przez niego tematy odciągały powoli jej myśli od tych przykrych wspomnień. Słuchała go uważnie, wciąż lekko się trzęsąc, nie z zimna, tylko...wewnętrznego bólu i powstrzymywanego płaczu. -Więc nawet nasze spotkanie jest jakąś częścią planu...-zaczęła cichutko, wciąż niepewna swojego głosu, który tak jak podejrzewała drżał lekko.- Ale jaki w tym cel? Nie mówię, ze nie cieszę się, ze cię spotkałam, ale tak w temacie... zastanawiam się jaki jest cel tego jednego zdarzenia...- dokończyła trochę pewniejszym głosem, choć wciąż bardzo cicho. -A może wiedza sprawiłaby, ze przestalibyśmy walczyć?- popatrzyła na niego pytająco. Nie wiedziała, o czym, o jakiej wiedzy dokładnie mowa, ale przecież nie może być tak, by jakaś informacja doprowadziła do zagłady całego ludzkiego gatunku, a przynajmniej jej było bardzo trudno sobie to wyobrazić... -Czasem śmierć wydaje się jedynym wyjściem...drogą by przestać... cierpieć- powiedziała, a po jej głosie, jego tonie i barwie można było wyczuć, ze nie mówi od tak sobie, tylko … z własnego doświadczenia.-Ale życie to podobno cierpienie, a potem się umiera-zacytowała. - Gdyby było łatwo, nie doceniano by życia.-powiedziała cicho filozoficznym nieco tonem. Na następne słowa tylko przytaknęła nie drążąc. Zaśmiała się ponownie widząc jego lekko zdezorientowaną minę Nie miała najmniejszego zamiaru tłumaczyć mu czemu się śmieje, jeszcze by się obraził, pokręciła więc tylko głową ocierając łzy które pod wpływem śmiechu zebrały się w kącikach jej oczu. -Czyli... czysto teoretycznie...mogę sobie – zachichotała cicho- hasać po lesie i nic mi się ze strony jego mieszkańców nie stanie?- spytała tak dla upewnienia. Nie ciągnęło jej jakoś w leśne ostępy. Miała bardzo przykre wspomnienia związane z tym miejscem. Przed oczami niemal automatycznie stanął jej obraz wiszącego na drzewie ciała Alexa...Choć może czas zmienić wspomnienia...stworzyć nowe... Jego zachowanie bardzo jej się nie podobało... dopóki nie pomyślała jak to wygląda mniej więcej jego oczami... wtedy sama się zaśmiała cicho, chociaż nadal była przede wszystkim zawstydzona i skrępowana własną nagością. Amelia nie była osobą która zaczyna się rzucać i bić gdy jest zła, zdenerwowana czy oburzona. Zdarzało się, ze kogoś szturchnęła, ale zazwyczaj okazywała swoje... niezadowolenie mina, spojrzeniem ewentualnie artykułowała za pomocą bardzo dosadnych słów...tym razem jednak nie była zła, a zraniona...i zdezorientowana. Przede wszystkim była osobą bardzo nieśmiałą i z reguły skrytą. Jak do tej pory pozwoliła bardzo niewielu osobą się do siebie zbliżyć, poznać siebie taką jaka jest naprawdę, za maską dziedziczki rodu. Właściwie...Tylko Sebastian tak naprawdę ja znał, no i może w pewnym stopniu Lily. Jednak oboje długo pracowali na takie zaufanie z jej strony. A lis... jemu w jakiś sposób od razu zaufała, nie udawała. Była sobą. Lis zdawał się w tej chwili, składając na jej ustach pocałunek zdawał się z niej nabijać... dlatego czuła się zwyczajnie zraniona... Początkowo uciekała wzrokiem spuszczając głowę i zamykając oczy, jednak gdy on wciąż trzymał jej twarz czule głaszcząc jej policzki kciukami, wreszcie po dłuższej chwili, niepewnie uniosła wzrok i popatrzyła mu w oczy. W jej własnych widać było jak bardzo czuje się zdezorientowana i zawstydzona. Wysłuchała go uważnie. Nie odwzajemniła pocałunku, wciąż myśląc nad tym co powiedział. Gdy się odsunął, ujęła jego dłoń delikatnie, nie odrywając oczu od jego tęczówek, wtuliła policzek w jego dłoń, by po chwili bez słowa objąć go i się wtulić, niczym małe wystraszone dziecko. Jakby przepraszając, zę nie odwzajemniła pocałuku. -Mógłbyś mi zwrócić chociaż jakaś lekką sukienkę?Proszę-powiedziała cicho w jego klatkę piersiową. Gdy na jej ciele pojawiła się materia sukienki, obróciła się tak by być tyłem do Lisa. Wciąż opleciona w alii jego ogonami, owinęła swoje ramiona jego rękoma, tak, ze krzyżowały się na jej piersi, a sama chwyciła jeden ogon i zaczęła go machinalnie głaskać. Przez długi czas milczała, a jedyną oznaką, ze nie zasnęła były miarowe ruchy jej dłoni na jego ogonie. -Kitsune...-szepnęła cicho, by znów na kilka chwil zamilknąć, a gdy już wydawało się, że nie będzie ciągu dalszego – to naprawdę twój pierwszy w całym życiu pocałunek?- spytała patrząc przed siebie. Trudno jej było uwierzyć w całą wypowiedź Lisa więc postanowiła zadawać pytania po kolei do każdej jej części. -Nie różnie się zbytnio od innych ludzi. A jeśli to raczej nie pozytywnie, dlaczego myślisz, ze jestem wyjątkowa? Co oznacza „głębsza relacja”?- te pytania nasunęły jej się najwcześniej i najbardziej nurtowały. Leżała cicho patrząc przed siebie i głaszcząc lisi ogon czule. To w jakiś sposób ją uspokajało. Po chwili obróciła się nieco, tak by móc patrzeć na lisa i czekała na odpowiedź.
|
| | | The author of this message was banned from the forum - See the message | Kitsune
Liczba postów : 98
| Temat: Re: Nora Kitsune Pon Paź 27, 2014 9:29 pm | |
| Dziewczę zachowywało się dziwnie kiedy lis wspomniał o Voldemorcie. Trzęsła się, a jej umysł zakryły czarne chmury strachu oraz paniki. Do jej oczu napłynęły łzy. Czuć było od niej przerażenie, jednak czy to nie było naturalne? Przecież taki wizerunek sobie tworzył, by ludzie się go bali. Lis jednak nie miał co się bać, gdyż samego Czarnego Pana mógłby zdmuchnąć jak świeczkę, którą się gasi niewielkim oddechem. - Nie muszę go dobrze znać. Wystarczy, że widzę co czyni. Nie lękam się jego, ani sługusów, których ma pod sobą. Jestem istotą, która nie lęka się jego magii oraz może ją przezwyciężyć bez najmniejszego problemu. Jednak nie mogę zabijać. To jest tabu, którego nie mogę pod żadnym pozorem złamać – powiedział by trochę ją uspokoić, zapewnić że w razie czego może się do niego zwrócić – Nie pozwolę mu nawet tknąć kogoś z mojego stada. Nie mogę zabijać, lecz mogę połamać wszystkie palce jakie posiada oraz oderwać kończyny tak by nie mógł umrzeć, a jednocześnie był obezwładniony – odwarknął gniewnie, jednak nie do Amelii. Raczej w powietrze, tak by brzmiało to jak przysięga, że jeśli Czarny Pan położy na kimś mu bliskim łapy… to szybko je straci. Lis nie patyczkowałby się z nim i zwyczajnie wytropił go, a potem wymierzył karę. Czuł ten żal dziewczyny oraz to, że czegoś najwyraźniej się boi. Może swojej przeszłości? - Każdy z nas je ma, wszakże nie jesteśmy istotami boskimi. Jednak wady możemy zlikwidować dopełniając się wzajemnie. Powiedz mi co Cię trapi dziecię me. Jeśli jednak uznasz, że nie nadszedł czas zmierzyć się ze swoimi demonami, ja poczekam tyle ile zechcesz – rzekł spokojnie, czule, jakby zachęcająco by się przed nim otworzyła, a następnie czule i protekcjonalnie przytulił. Niczym dobry ojciec albo osoba bardzo bliska, która chce wysłuchać historii smutnego dziecka. Pozwolił jej się odprężyć, głaskał ją czule oraz pocieszał swoim dotykiem i obecnością. Próbował ukoić jej nerwy, dotrzeć do niej. - Shhh malutka. Spokojnie… nic Ci nie grozi ze mną – szeptał do jej myśli, by uspokoić ten ocean negatywnych emocji i zażegnać kryzys. Mówił to czule oraz spokojnie i ze zrozumieniem – wyrzuć to z siebie – dodawał czując to drżenie w krtani oraz głosu. Drgania jej ciała oraz niespokojny oddech, który sugerował stan przed rozpłakaniem się. Jeśli wyrzuciła to z siebie, to wtedy ocierał jej łzy oraz tulił do siebie czule. Pozwolił jej się wypłakać oraz uspokoić. - Gdybym to wiedział, to na pewno bym odpowiedział na to pytanie. Jednak sądzę, że nasze spotkanie nie jest czymś negatywnym, a ma wnieść jakieś zmiany dla nas obojga – powiedział tonem mentora, który rozmawia z uczennicą o pytaniu, które wcześniej zadał. - Nie. Im więcej wiedzy zyskujemy, tym większa pustkę zapchać chcemy. Tak działa mentalność ludzka. Wszechwiedza nie jest osiągalna dla waszego gatunku, a droga do niej którą sobie drążycie jest wytyczona krwią i zawsze była. Chciałbym by powróciły czasy, kiedy to ludzie żyli w zgodzie z przyrodą i podporządkowywali się jej prawom i naturalnym cyklom – rozmarzył się nieco lis. Pewne informacje nie były przeznaczone dla człowieka. Spójrzmy na to ile magia wyrządziła szkód tworząc chociażby Czarnego Pana. Przyniosła wiele dobrego, jednak rachunek nadal wychodził na minus. - Nie. To jest jedynie ucieczka. Śmierć następująca z przyczyn naturalnych, jest znakiem że przeżyliśmy nasze życia godnie. Jeśli sami je kończymy, wtedy okazujemy największy stopień egoizmu. Ranimy swoje ciało, boga oraz wszystkich naszych bliskich. Myślimy, że ulżymy im oraz sobie, jednak to błędne stwierdzenie – co musiało to dziewczę przeżyć, że jej wypowiedź tak brzmiała? Lis zastanawiał się czy kiedyś nie próbowała zakończyć swojej egzystencji – Życie to próba, która jest przed nami postawiona. Tak właśnie określa się miano istoty godnej – powiedział negując ową teorię – Coś co jest za łatwe nie jest warte zachodu, dopiero ciężka praca przynosi efekty – w pewnym sensie to była aluzja do ludzkiego nawyku, jakim było upraszczanie sobie życia na wszelkie możliwe sposoby. Za pomocą maszynerii, magii oraz wielu innych człowiek zmieniał przyrodę, by to ona go słuchała i robiła to co chciał. - Czysto teoretycznie tak, jednak pamiętaj że nie każde zwierzę ma zmysł powonienia. Roślinność nadal może próbować Cię skrzywdzić – odpowiedział, gdyż i on musiał się pilnować, kiedy niektóre rośliny myliły go ze zwierzyną łowną. Dopiero kiedy go łapały, wyczuwały aurę i natychmiastowo puszczały. Dziewczyna była naga, jednak lis nie czuł, że jest to coś złego. To było w pełni naturalne, zwłaszcza że nie miała się czego wstydzić przed półbogiem, który jednocześnie był zwierzęciem. Miała piękne i młode ciało, więc czemu miałaby je ukrywać a nie eksponować dumnie? Nigdy nie zrozumie tej mentalności ludzi. Za żadne skarby świata tego nie zrobi. Nawet gdyby go zwyzywała, czy uderzyła lis tylko by na nią spojrzał. Roześmiał się, a potem oplótł ogonami i zaczął łaskotać w ramach kary tak długo, aż ją mięśnie by rozbolały. To była najgorsza kara jaką mógł takiej młodej niewiaście zapodać. Nie chciał jej zranić, dlatego wtedy dał jej drugi pocałunek by uświadczyć ją, że to nie miał być żart, a coś szczerego. Wyglądała na taką skrytą, jednak do takich osób trzeba było wejść i zapukać, gdyż rzadko się zdarza, że one same przejdą przez czyiś próg. Lis zwyczajnie te drzwi wyważył i wszedł z buciorami do jej wnętrza, rozgaszczając się wygodnie w jej ulubionym fotelu i proponując by usiadła mu na kolanach. Jej oczy ukazywały zdezorientowanie i wstyd, na co odpowiedział miłym uśmiechem mającym przekazać „będzie dobrze”. Czuł pod opuszkami palców jej gładką i miekka skórę oraz rozgrzane rumieńcem poliki. To nadawało jej tylko uroku, którego i tak miała sporo. Wysłuchała go, jednak nie odwzajemniła całusa. Tak jakby się głęboko zamyśliła. Ujęła jego dłoń, a potem wtuliła policzek w nią, by zaraz zrobić coś czego się nie spodziewał. Nagle go objęła oraz wtuliła się, jakby bojąc się że jakoś go zraniła. Lis pokręcił głową i uśmiechnął się, a potem pogłaskał ją delikatnie po głowie. Ponownie miało to znaczyć „wszystko dobrze, maleńka”. - Jak sobie życzysz, tylko będzie Ci w niej chłodniej – powiedział i pacnął ją delikatnie jednym z ogonów, a na niej zaczęła pojawiać się sukienka, a raczej koszula nocna. Była czarna, z koronkami dosyć gustownymi oraz podkreślającymi typowo kobiece wdzięki. Była idealnie skrojona na jej drobne ciałko. Obróciła się do niego tyłem i wzięła go za ręce, które okryły ją niczym całun. Lis mocniej zacisnął palce i oparł głowę na jej ramieniu. Mruczał sobie cicho, kiedy ta głaskała jego ogon. Począł się do niej przymilać policzkiem, by się rozluźniła a ogony zacisnęły się ponownie na niej, okrywając jej ciało puchatym płaszczem. Wiedział, że nie zasnęła. Myśli reagują inaczej, kiedy ktoś śpi. - Tak? – zapytał i wyczekiwał dalszej części pytania, na którą odpowiedział zaraz po tym jak pogłaskał ją po dłoni oraz policzkiem po policzku – Jak do tej pory tak. Paradoks półboga płodności, wszystko inne wokół niego się łączy w pary, jednak on pozostaje sam – powiedział nieco smutno, a potem ucałował jej policzek i przymknął na moment oczy – Nie żałuję tego, że dałem go Tobie – powiedział szczerze i włożył nogi, między jej uda, by lepiej się wtulić. Jego pozytywna aura przybrała na sile, co mogło dać jej znak, że jeśli on odczuwa pozytywne emocje to ta aura jest silniejsza. - Każdy z was jest inny. W Tobie dostrzegam dobro oraz tą wyjątkowość, która sprawiła bym podążył za instynktem i ofiarował Ci to co dałem. Głębsza relacja? – poczekał, aż się do niego odwróciła, po czym ucałował jej usta delikatnie, tym razem dając jej nieco czasu na ogarnięcie sytuacji. Objął ją wtedy czule, a jedna ręka powędrowała na jej policzek. Całus był tak przeładowany pozytywnymi emocjami, że Am mogła czuć się przytłoczona tą aurą. To musiało jej wystarczyć za odpowiedź, a kiedy skończył spojrzał w jej oczy i posłał jej kojący uśmiech. Lis nie może także kumulować w sobie za dużo emocji. Musi je wyrzucać w jakiś sposób, kiedy nagromadzi się ich zbyt wiele – Zostań u mego boku jako członkini mego stada. Jako samiec obronię Cię przed wszystkim i nie pozwolę nikomu zranić, a jeśli ktoś to zrobi to spotka go za to kara.– dosyć dziwne wyznanie, jednak to co się zdarzył przed chwilą musiało naprowadzić dziewczynę na właściwy tor. Jego słowa brzmiały dostojnie, jako poważna propozycja oraz praktycznie tak jakby mógł to zagwarantować. |
| | | Amelia Mary Fern
Liczba postów : 1107
| Temat: Re: Nora Kitsune Wto Paź 28, 2014 12:26 am | |
| Zadawała sobie sprawę, ze dla Lisa jej zachowanie jest co najmniej dziwne. Dla kogo by nie było? Siedzi skulona trzęsąc się jak trzcina na wietrze bliska płaczu...Wygadała na lekko ...szurniętą. Lis miał dodatkowo wgląd w jej myśli i była niemal pewna, że widzi jaki chaos tam naglę zapanował na wspomnienie o Czarnym Panie. Wątpiła by jednak domyślał się chociaż skąd u niej taka reakcja. -Nie jesteś czasem trochę zbyt pewny siebie?-spytała szczerze zmartwiona. Nie to, że nie wierzyła w Lisa. W końcu był istotą półboską. Widziała jednak do czego zdolny jest Voldemort. On nie miał tabu. Zabijał bez skrupułów. Sprawiało jemu i jego poplecznikom to wręcz przyjemność. Popatrzyła na niego. -Nie chciałabym, byś z mojego powodu kogoś krzywdził- wyszeptała dość stanowczo jak na swój stan, spoglądając na niego poważnie. Zrozumiała, a przynajmniej jej się tak wydawało, przekaz- w razie potrzeby może się zwrócić do Lisa, a on jej pomoze. Jednak nie chciała tego. Nie chciała by przez nią w jakikolwiek sposób sprzeniewierzał się swoim zasadą. Nawet, gdyby osobą którą miałby skrzywdzić czy okaleczyć miał być Voldemort. Może i był istotą półboską, inaczej odbierał świat, ale nie miała najmniejszego zamiaru ryzykować, że będzie przeżywał to co ona od tamtego feralnego dnia. Na początku osunęła się od niego, gdy chciał ją przytulić. Zwyczajnie nie czuła się tego godna. Po chwili jednak widząc, że Lis raczej nie ustąpi w ty, pozwoliła mu się objąć, a w następnej sekundzie tuliła się do niego ufnie, znajdując w jego ramionach jakiś rodzaj pocieszenia Milczała jednak. Nie była jeszcze gotowa o tym opowiedzieć. Wiedziała, że jeśli się odważy to będzie musiała powiedzieć wszystko od początku do końca, bo fragment nic nie znaczył. Jeśli się otworzy to całkowicie. Wyrzuci z siebie wszystko. A jeszcze nie czuła się na siłach. - Ja...zabiłam człowieka-powiedziała i ponownie się od niego odsunęła. Usiadła w kącie i skuliła opierając brodę na kolanach. Patrzyła niewidzącym wzrokiem przed siebie. -Pochodzę z bardzo znaczącej i...konserwatywnej rodziny czarodziejów. Moi bliscy niemal od samego początku popierają Czarnego Pana. Dlatego... jestem jakby rodzinnym wyrzutkiem. Ja go szczerze nienawidzę za to co zrobił mi i innym podobnym mi. Nie jestem w pełni czystej krwi. Moja mama pochodziła z niemagicznej rodziny. Dlatego, krótko po moich narodzinach... ona i tata zginęli...a właściwie zostali zabici przez popleczników Voldemorta. Nienawidzę go za to, ze mi i innym dzieciom zabrał rodziców, możliwość normalnego wychowania i … zaznana rodzicielskiej miłości. Przez niego poznałam... dowiedziałam się, że mam brata zaledwie rok temu, a miesiąc później on...zginął bo sprzeciwiłam się i nie chciałam go skrzywdzić. Zabili go na moich oczach- po jej policzkach spłynęły łzy. Zamilkła i mogło się wydawać, że to koniec opowieści. Że człowiekiem którego zabiła był jej własny brat. -Ale to... środek opowieści...na samym początku zeszłego roku szkolnego Śmerciożercy dla własnej chorej przyjemności porwali i torturowali mojego najlepszego przyjaciela, podrzucili go później pod bramy zamku, ledwo żywego. Po tym wpadł w tak głęboką depresję, że próbował się zabić, a ja nic nie mogłam z tym zrobić- teraz już wybuchnęła płaczem przypominając sobie w jakim stanie był Sebastian- starałam się jak mogłam, ale on...po prostu umarł wewnętrznie. Był ciałem, ale jego dusza gdzieś uleciała...Wrócił do siebie. Na szczęście.- uśmiechnęła się na wspomnienie ich wspólnego tańca. Na krótką chwilę cała promieniała.-później Śmierciożercy zabili w torturach mojego... bliskiego przyjaciela...właściwie chłopaka...jego ciało... znalazłam je tu, w lesie wiszące na gałęzi, gnijące i przypalone i jak się można było spodziewać- prychnęła kpiąco pod nosem-upomnieli się o mnie. Porwano mnie z wioski i zaprowadzono do jakiegoś lasu...kazano torturować a potem zabić dwójkę staruszków.- powiedziała jakby zobojętniałym głosem. Na kilka chwil wróciła do stanu w jakim się znajdowała w tamtym okresie. Do kompletniej emocjonalnej apatii- Zrobiłam to.- smutno zaśmiała się – nie będę nawet próbowała się tłumaczyć strachem o własne życie, bo to bez sensu... zabiłam...nic tego nie zmieni. Później zabrali mi brata, a na koniec po raz kolejny przyjaciela, tym razem przekonując wszystkich, ze nie żyję. A teraz.. zagrozil, ze jeśli nie będę posłuszna zabije innych moich bliskich. Musze więc wypełiać jego rozkazy mimo szczerej nienawiści by, choć trochę ochronić tych niewielu których kocham...- skończyła, dalej patrząc w przestrzeń, apatyczna. Przypomnienie sobie tego wszystkiego, opowiedzenie o tym, nawet tak jak teraz w największym skrócie, same suche fakty, wiele ją kosztowało. Znów popadła w..bez ból...stan w którym nic nie czuła. To już stała się dla niej jakby reakcja obronna. Jej umysł cierpiał tak, ze wolał nie czuć nic, niż choćby namiastkę cierpienia tamtych dni. Później słuchała go w ciszy. Nie komentowała. Nie chciała. Nie miała siły. -Ludzie są leniwi. Wolimy, żeby coś było proste i łatwo przychodziło. By się nie meczyć. -uśmiechnęła się krzywo. Nie skomentowała stworzonej przez Lisa koszulki nocnej. Cieszyła się chociaż z tego. Trochę się zrelaksowała czując dotyk materiału na skórze. Cienka koronka stanowiła dla niej jakąś granicę między nią a światem. Mało racjonalne, ale tak to dla niej wyglądało. Tak czuła. Poczuła lekkie zawirowania powietrza,a gdy spojrzała na Lisa wydał jej się. Milszy i bardziej przyjazny. Była bardzo wrażliwa, jednak nie była zadnym medium więc nie widziała aury, mogła jedynie zauważyć drobne zmiany jakie zawirowania aury wywoływały. Tym razem, trochę nieśmiało i z dużym opóźnieniem odwzajemniła pocałunek. -Nie mogę zostać w lesie.- wyszeptała z żalem. Na prawdę chciałaby zostać, ale wiedziała ze nie może. -Chciałabym, ale muszę wrócić na zajęcia...chce wrócić...-powiedziała patrząc mu prosto w oczy z mocą. Chciała wrócić i chciała zostać. Czy to nie absurd? Chciała zostać, by poznać Lisa i... uciec od świata zza drzewami. Chciała wrócić by nauczyć się walczyć z Czarnym Panem i już nigdy nie musieć wypełniać jego rozkazów... I to wewnętrzne rozdarcie widać było w jej oczach. |
| | | The author of this message was banned from the forum - See the message | Kitsune
Liczba postów : 98
| Temat: Re: Nora Kitsune Wto Paź 28, 2014 1:16 am | |
| - Jest pewien fakt, z powodu którego Czarny Pan nic mi nie może zrobić, ani jego przydupasy. Powiedzmy, że swoimi śmiesznymi czarami mogą mnie co najwyżej połaskotać – odpowiedział zadziornie w jej głowie, chociaż w tych słowach była pewna nuta pewności. Jakby on coś wiedział, a ona nie. Znaczy wiedział, ale na razie jeszcze nie ten moment by odkrył tą kartę. - Wyświadczyłbym Tobie oraz całej waszej rasie przysługę rozbrajając Voldemorta – odpowiedział jej dosyć spokojnie. Dziewczę nie powinno się o niego bać, a raczej o osoby którym by się dobrał do skóry. Miał być strażnikiem życia oraz równowagi, a chaos właśnie wprowadzało takie a nie inne używanie magii przez popleczników Czarnego Pana. Od dawna myślał czy by nie zająć się tą sprawą, jednak nie miał powodu mieszać się w śmieszny konflikt ludzi… aż do teraz. Zupełnie inaczej istota boska postrzegała takie emocje. Według naturalnego prawa, każda istota ma prawo do zemsty oraz wykonania kary. Prastara zasada oko za oko nadal obowiązuje w świecie zwierząt. Starał się ją uspokoić jak tylko mógł, chociaż mógł też iść na łatwiznę i użyć cudu. Jednak nadużywanie boskiej mocy może mieć opłakane skutki, więc postanowił wykorzystać zwykłe gesty oraz rozmowę do tego. Zbudował sobie u niej zaufanie, dał miejsce gdzie mogła zawsze wrócić i znaleźć schronienie. Dał jej czas, był cierpliwy i głaskał ją po jej delikatniej główce. Czekał cierpliwe, aż dziewczyna wyrzuci z siebie to co ją gnębiło. Odsunęła się od niego i powiedziała, że zabiła człowieka. Gryzą ją wyrzuty sumienia z tego powodu, a to dobry znak. Nie jest przynajmniej pozbawiona emocji tak jak tamci mordercy. Przysunął się do niej bliżej i ujął delikatnie za ramię, wysłuchując jej opowieści. Tak jak podejrzewał, jej rodzina miała koligację z Czarnym Panem. Ona jednak była inna. Była czarną owcą w rodzinie, która sprzeciwiała się temu co prawili jej rodzice. - Czysta krew, brudna krew, co za różnica. Wasze podziały społeczne ze względu na pochodzenie są naprawdę idiotyczne. Człowiek to człowiek, po co drążyć temat? – skomentował temat krwi. Nie widział najmniejszego sensu ustalania hierarchii na podstawie tego kto z kim sypiał. Naturalny akt reprodukcji, który przedłużał ich gatunek. Ta „czysta krew” była równie idiotyczną koncepcją co próba nałożenia podatku na powietrze, którym się oddycha. Jej rodzice zginęli przez sługusów Czarnego. Lis tylko zacisnął kły i zawarczał lekko pod nosem. By takiemu dziecku odbierać rodziców ze względu na coś takiego? To nie do pomyślenia! - Masz do tego prawo. Tak samo masz prawo do zemsty – słuchał jej historii dalej. Straciła brata, którego niedawno poznała. Bestie zabiły go na jej oczach – nawet stworzenia z Zakazanego Lasu nie są takimi bydlakami pałającymi się mordem. Zabijanie w celu przetrwania jak to robi orzeł polujący na wróbla zrozumiem, jednak to zasługuje na srogą karę – wycedził jak przez kły. Otarł łzy dziewczyny swoim ogonem i pogłaskał ją po policzku by uspokoić nieco. Nie wiedział jak długo wytrzyma zanim spuści święty gniew na Śmierciożerców oraz ich dowódcę. Takie zachowanie nie było tolerowane w świecie przyrody oraz naturze. Kiedy dziewczę rozpłakało się lis nawet nie bacząc na jej przeciwskazania, zwyczajnie złapał ją i przytulił do swojej piersi. Mocno, by się nie wyrywała. Głaskał ją czule po głowie i pozwolił opowiadać dalej. Przeżyła tyle tragedii jeszcze w tak młodym wieku. Nic dziwnego, że była skryta. Została zmuszona do zabicia ludzi, tylko po to by się ratować. Znowu jej grozili i tym razem lis ryknął gniewnie. Jednak ten ryk na pewno nie był skierowany do niej, zwyczajnie nadal czuła tą dobrą aurę, którą ją otaczał. - Jeśli spróbują twoim bliskim coś zrobić… wtedy przyjdę po nich i wytłukę co do jednego. Każdego po kolei, a na koniec zajmę się Czarnym Panem, który będzie cierpiał tak jak cierpieli twoi bliscy – spojrzał na nią życzliwie, praktycznie zmienił się nie do poznania w ułamku sekundy – Nie masz gwarancji, że nie zrobią im krzywdy tak dla zabawy jak zeszłym razem. Podporządkowując im się, dajesz tylko świadectwo że jesteś słaba i zawsze zatańczysz tak jak Ci zagrają. Życie w ciągłym strachu to nie życie, jeśli naprawdę chcesz chronić swoich bliskich naucz się o to walczyć. Masz moje wsparcie w tej walce. Po raz pierwszy w życiu jestem skłonny wspomóc waszą rasę – odpowiedział poważnie i spojrzał na dziewczynę spokojnym, acz pełnym cichego gniewu wzrokiem, który tylko czeka aby był uwolniony na jej wrogów. We wzroku też było dużo protekcjonalności wobec niej. Nie miał pomysłu na inną niż ta, więc stworzył taką jaka mu przyszła na myśl. Zresztą było jej dobrze w niej i idealnie pasowała do jej figury i włosów. Materiał był najwyższej klasy, a koronki stworzone niczym przez największych mistrzów. Nieśmiało odwzajemniła jego pocałunek, a potem wyszeptała że nie może tu zostać. Musiała, a raczej chciała wracać na zajęcia chociaż oba stwierdzenia były sprzeczne. W pewnym momencie zaświtała mu pewna myśl. - Na razie zostań tutaj ile zechcesz, zwłaszcza na tą noc. Posiadam wiedzę na temat wielu zaklęć dawno zapomnianych oraz współcześnie używanych. Myślę, że to może zrekompensować Ci parę dni zajęć, jeśli postanowisz uczyć się ode mnie. Jednak nie dzielmy skóry na niedźwiedziu bo musisz uczęszczać na zajęcia. Inaczej zaczną Cię szukać. Powiedzmy, że mógłbym Ci towarzyszyć jako Howaniec, lub dać ludziom wrażenie takiegoż – plan wydawał się bez pudła. Tak czy siak będzie mógł się wymykać do zakazanego lasu, by pilnować porządku a jednocześnie będzie przy niej. Wewnątrz siebie poczuł takie dziwne pragnienie, kiedy ona przy nim leżała. Pragnąca z nim być, jednak nie mogąca – Skupmy się na tej nocy. Tej wyjątkowej, wszakże dziś pełnia i jestem człowiekiem – szepnął do jej umysłu kojącym głosem, a potem ponownie zbliżył swoje usta do jej warg, składając kolejny czuły, jednak tym razem pełen owego uczucia pocałunek. Z pozoru wydawał się dziki, jednak miał w sobie czułość oraz troskę. Lis ułożył dłonie na jej talii i przysunął do siebie. Jego ogony ponownie ją oplotły i zaczęły poruszać się po jej ciele w każdym czułym punkcie do jakiego miały dostęp. Wplótł palce jednej ręki w jej włosy i spojrzał w jej oczęta – Ta magiczna noc, kiedy możesz być szczęśliwa oraz mieć kogoś kto się Tobą zaopiekuje. Amelio, wiele przeszłaś i zasługujesz chociażby na trochę szczęścia – powiedział i musnął swoim polikiem o jej, a następnie czule objął w okolicy kości ogonowej, drugą rękę nadal pozostawiając w jej włosach. Przysunął ją do siebie, swojego ciała które było praktycznie dla niej. Ciepłe, silne oraz twarde męskie ciało lisa czuła praktycznie przy sobie – Daj sobie szansę – dorzucił, po czym posłał jej uśmiech i ucałował ją namiętnie. Jego aura zmieniła się. Stawała się bardziej przyjazna, być może pobudzająca nawet najskrytsze pragnienia oraz zmysły. Pełna dzikości, a zarazem łagodności. Pocałunek trwał dłużej niż poprzednie, a podczas niego ręka lisa wodziła po jej dolnych partiach, zaś ta, która była w jej włosach głaskała ją lekko, schodząc czasami na wysokość karku i drapiąc go delikatnie.
|
| | | Amelia Mary Fern
Liczba postów : 1107
| Temat: Re: Nora Kitsune Pią Paź 31, 2014 4:52 pm | |
| -Jaki to fakt?- spytała cicho widząc, że Lis jakby coś ukrywa. Był pewny siebie. Zbyt pewny. Wydawał się dobrze wiedzieć, ze to co mówi jest zgodne z prawdą. To nie była brawura i arogancja, to była spokojna pewność. Niezwykle interesujące. -Ogromną przysługę- potwierdziła. Zastanowiło ją jedno. Czemu wymienił najpierw ją a potem całą ludzkość. Podkreślił jej osobę. Zastanawiające. -Ale skoro możesz...czemu do tej pory nic nie zrobiłeś?- spytała cicho. Mimo słów Lisa bała się o niego. On sam był pewny swoich sił i ona mu wierzyła, ale nic nie mogła poradzić na to, ze się martwiła. Spokojny i delikatny dotyk lisa uspokajał ja nieco. Ale tylko trochę. Przywoływanie wspomnień było zbyt bolesne, by nawet najszczersze chęci lisa i najczulsze słowa lub gesty zdołały ją uspokoić. Była mu wdzięczna za cierpliwość, za to, że jej nie poganiał i pozwalał wszystko powiedzieć nie przerywając. Gdyby choć na chwilę odeszła od wątku, nie potrafiłaby Trochę zdziwiło ją, że po tym jak mówił o zabijaniu nie zareagował na jej wyznanie. Nic nie powiedział na temat tego, że dopuściła się największej z możliwych zbrodni... zbrodni przeciwko niemu jako opiekunowi natury także... Spodziewała się potępienia,a on się przysunął i ujął ją delikatnie za ramie. Nie rozumiała tego...tej rozbieżności między tym co mówił i jak zareagował. Wydawał się ją pocieszać... -Na prawdę nie wiem- spojrzała na niego żałośnie- Dla mnie czystość krwi czy cokolwiek innego nie ma znaczenia. To czy czyjś rodzic czy dziadek był mugolem nie wpływa na to jakim ten ktoś jest człowiekiem. -Dla niej hierarchia ustalana przez czystość krwi i pochodzenie także nie miała sensu. Spojrzała na niego pytająco z lekkim strachem gdy usłyszała jego cichy warkot przez zęby. Nie wiedziała, czy warczy na nią czy ze względu na to co usłyszał od niej. Odsunęła ponownie sądząc, że dotarło do niego to co powiedziała na początku i za chwilę sam ją odtrąci. Zrobiło jej się przy tym trochę smutno. Jego obecność i czułość trochę ułatwiała jej powiedzenie tego wszystkiego. Sama siebie do końca nie rozumiała. Nie znała Lisa właściwie wcale. A jednak... czuła się przy nim bezpiecznie. Przez kilka chwil ...nie czuła się obco. Lis sprawił, że jakby uznała to miejsce za swoje. -Nie chce się mścić. Chce by już nikt nie musiał przeżywać tego co ja. Stracić rodziców, bo jedno z nich miało rodziców mugoli.- trochę bała się go, gdy tak warczał szczerząc zęby. Wzdrygnęła się aż czując jego ogon na swoim policzku, mimo że sam dotyk był uspakajający. Zaczęła się wyrywać i protestować gdy chwilę później wziął ją w ramiona. Czuła się nie godna jego troski i czułości. Czuła się całkowicie nie godna czyjejkolwiek uwagi. Przerwała opowieść chcąc uciec od jego ciepłych ramion. Po dość długiej walce, poddała się wreszcie i uspokoiła nieruchomiejąc. Na nowo zaczęła się wyrywać parząc pytającym i lekko przestraszonym wzrokiem na niego. Jego ryk ją tak wystraszył. Jednak gdy na niego spojrzała uspokoiła się nieco. Wydawał się nie być zły na nią... patrzył jakby chciał ją chronić. Niepewnie pozwoliła się znów przytulić. Uniosła wzrok i spojrzała na niego z dołu. -Dlaczego?- spytała cicho nie rozumiejąc postawy Lisa.- Dlaczego chcesz ich karać za krzywdę moich bliskich? - naprawdę tego nie rozumiała. W tej wypowiedzi ponownie podkreślił, ze to nią chodzi. Jakby... była kimś dużo ważniejszym niż w rzeczywistości była. A kim była? Nikim więcej jak zabłąkaną nastolatką, zbyt roztrzepaną i nieostrożną, którą się zaopiekował. Zdziwił ja sposób w jaki jego spojrzenie złagodniało gdy padło na nią. Naglę wydał się znów całkiem spokojny, łagodny i dobry. Zniknęła złość, gniew. -Bo jestem słaba...chciałabym umieć się im postawić , ale się boje. Nie chce tylko by ktokolwiek przeze mnie cierpiał. Nie nie mam gwarancji, zę nie skrzywdzą kogoś tylko dlatego, by się zabawić, ale jeśli zacznę się sprzeciwiać na pewno ktoś ucierpi. Jeśli ja to ok...ale jeśli ktoś inny...nie mogę nawet o tym myśleć- potrząsnęła nerwowo głową, jakby próbując wyrzucić to z myśli.- A myślisz, ze dlaczego tak bardzo mi zależy na powrocie do szkoły? Chce się nauczyć walczyć by wiedzieć jak bronić tych których kocham.-zamyśliła się krótko nad słowami Lisa- Jakie wsparcie?- spytała nie do końca rozumiejąc o czym on mówi. -Ty... chcesz mnie uczuć?- spytała nie dowierzając w to co usłyszała. -Howaniec?- nie potrafiła ukryć ciepłego uśmiechu- nie pasujesz na howańca. No chyba, ze potrafisz pozbyć się 8 ogonów. Z chęcią przyjmę twoja ofertę nauki- aż za dobrze widać było po niej jak chętna jest do nauki.- Ale raczej na twoim terenie. Nie chce, by ktoś ci coś próbował zrobić, jeśli pojawisz się w zamku.- pogłaskała go czule. -Nie da się tego przeoczyć- zaśmiała się. No bo jaka dziewczyna nie zauważyłaby go? Nawet pomijając ogony...był bardzo...rzucający się w oczy. Przystojny i wysoki... W jej oczach pojawiły się niemal dosłownie znaki zapytania, gdy poczuła jak Lis mocniej ją obejmuję i zbliża się do niej. Powiedzieć, ze była zdezorientowana, to mało. Ona była w istnym szoku. Lis wydawał się ją.. adorować. Nigdy nie spotkało jej nic takiego, dlatego nie wiedziała co zrobić i była zakłopotana. Z jej gardła wyrwał się cichy pomruk,a dłonie jakby samowolnie wplotły się we włosy Lisa, jednak ani go nie przyciągały ani nie odciągały. Jedynie w można powiedzieć czuły sposób głaskały po głowie i karku od czasu do czasu delikatnie drapiąc. Po chwili odwróciła twarz, na której widniały ogromne rumieńce i przytuliła się do Kitsune. Wielkimi oczyma spojrzała na niego. Jej spojrzenie wyrażało dokładnie to kim była- dziewicą. Ta niewinność i zagubienie. Nie pewność, strach... -Na nic nie zasługuje- powiedziała kręcąc uparci głową, a w jej oczach zalśniły łzy, które uparcie starały się wypłynąć. Na prawdę myślała, była wręcz święcie przekonana, ze nie zasługuje na żadne dobro. Takie myślenie jej wpojono. Była zawszę tą gorszą... -Szansę na co?- spytała cicho patrząc na Lisa żałośnie. Pozwoliła mu się objąć. Przekonała się już, że nie ma po co walczyć. Jeśli Lis nie będzie chciał to jej nie puści. Zresztą nie miała zamiaru zaprzeczać...było jej bardzo przyjemnie i ciepło tak się do niego tulić. Po kolejnym pocałunku, przyjemniejszym i dłuższym od poprzednich pokręciła głową posyłając Lisowi niemal błagalne spojrzenie. Cała jej postawa, spojrzenie mina...wszystko mówiło, ze to co robi Lis jej się podoba, ale nie jest na to gotowa. Nie jest tego pewna. Wewnętrznie rozdarta, sama nie wiedziała czego czego pragnie. Leżała wtulona w półnagiego mężczyznę, który niemal ewidentnie ją adorował i pieścił jej ciało wywołując w niej reakcję, o które sama siebie nigdy by się nie podejrzewała, a jednocześnie bała się. Nie wiedziała czego. Ale bała się... w tej chwili nie chciała ciągu dalszego. Była zagubiona... Ponownie obróciła się tłem do lisa biorąc w ramiona jego ogon, którego głaskanie ją uspokajało i przytuliła go. Nie chciała swoim zachowaniem w żaden sposób urazić Lisa, więc gdy trochę się uspokoiła na chwilę obróciła się do niego i pocałowała w policzek przepraszająco, by zaraz już leżeć znów plecami do niego z jego ogonem w ramionach. |
| | | The author of this message was banned from the forum - See the message | Kitsune
Liczba postów : 98
| Temat: Re: Nora Kitsune Pią Paź 31, 2014 8:38 pm | |
| - Dobry gracz nie odkrywa wszystkich kart przed końcem partii. Powiedzmy, że niech to będzie moja niespodzianka na wypadek, gdyby „sfinks” mi podpadł. Hahaha suchar, przecież Voldemort nie ma nosa hahaha jak sfinks Egipski – zaczął się śmiać, jakby powiedział naprawdę dobry żart. Nie bał się z Czarnego Pana żartować, wszakże ten nie stanowił dla niego zagrożenia. Zwyczajnie mógł sobie na to pozwolić i było widać, że gdyby on się tutaj pojawił to lis by go wykpił zwyczajnie/ - Wasze ludzkie problemy nie interesowały mnie do momentu, kiedy to Czarny Pan nie zaczął szkodzić przyrodzie oraz magicznym stworzeniom. Przy okazji zagraża mojemu stadu – rzucił tajemniczo ucinając temat. W jej głowie czuł jakieś ciepłe emocje, jakby to była troska czy coś w ten deseń. Nie musi się przecież o niego martwić. Co mu mogą śmierciożercy zrobić? Wyczesać ogon zanim ich wymiecie z lasu? Czuł, że była spięta. Jego dotyk wychwytywał każdy napięty mięsień, chociaż powoli się uspokajała, jakby jego dotyk koił jej nerwy. Potrzebowała kogoś blisko siebie, kto ją obejmie i nie da jej uciec od problemu. Kogoś kto porozmawia i wysłucha jednocześnie. Był bardzo cierpliwą istotą i niełatwo będzie jej go do siebie zniechęcić. Domyślał się, że z własnej woli dziewczyna nie mogła tego zrobić. Została zmuszona i takie zabójstwo nie było czymś co należy potępić. Dokonała egoistycznego wyboru, czyli obrony siebie jednak nie winił ją za to. Była jeszcze młoda i niedoświadczona w kwestiach życiowych. Wymagała opieki, nauki oraz ciepła, które to naprowadzą ją na właściwą drogę. Mógł wiele rzeczy wybaczyć, jednak zabijania istot niewinnych, świadomie oraz z premedytacją jak to robili zabójcy. Ona zabójczynią nie była. Jedynie dzieckiem, które uległo wpływom. - Człowiek to człowiek. Kiedyś tak naprawdę wszyscy byliście mugolami, dopiero potem udało się okiełznać magię. Krew nie ma tu nic do rzeczy, jedynie ślepy traf. Nawet osoba czystej krwi mogłaby mieć problem z pojmowaniem zjawisk magicznych jeśli umieścić ją w środowisku w pełni odciętym od tego – odpowiedział z powagą w głosie. Nie miał zamiaru jej nastraszyć, a jedynie ukazać swoją dezaprobatę na temat niektórych rzeczy. Kiedy się odsunęła, on natychmiastowo ją do siebie przysunął i ponownie wtulił w swoją klatkę piersiową, która była miękka i ciepła, a serce biło mocno i wyraźnie. - Myślisz, że jeśli przejmie władzę to będzie się patyczkował? Wyeliminuje nawet w swoich szeregach każdego kto ma rodziców mugoli. Wszyscy, którzy są mu oddani są ślepi oraz głupi. Idą jak owce na rzeź, mięso armatnie, które zostanie zmiecione w pierwszej fali, żeby to on miał czyste ręce – skomentował uczucie jej strachu. To było logiczne, gdyż Voldemort tak zapewne zrobi, jeśli zyska władze absolutną. Zlikwiduje mugoli i pozostanie jedynie czysty świat potężnych czarodziejów, którzy to z kolei będą musieli podporządkować się lisowi, gdyż nie będą mu mogli nic zrobić, kiedy ten wpadnie w furię z powodu takich zniszczeń jakie to zjawisko dokona. Nawet nie miał zamiaru jej puszczać. Wyrwała się? To została mocniej przytulona i uspokajana czułymi słowami. Różnica w sile była znaczna, więc dziewczyna skapitulowała. Lis tylko się uśmiechnął i pogłaskał ją po głowie czule i z troską. Ryk wystraszył ją, jednak po chwili wtuliła się w niego. Tak, to był ryk złości samca, który chce ochronić swoją samicę alfa. Może miał kształt mężczyzny, jednak nie zapominajmy, że to wciąż zwierzę i kieruje się pewnymi zasadami. - W imię zasad. Pastwienie się nad słabszymi oraz bezsensowny mord jest zbrodniom przeciwko naturalnym zasadom. Na to nie mogę pozwolić, zwłaszcza że cierpią na tym niewinni tacy jak Ty – powiedział spokojnie, jednak w głosie czuć było ten cichy gniew skierowany przeciwko osobom, które lis dopadnie prędzej czy później. Była dla niego ważna, jednak nie zdawała sobie sprawy jak bardzo. Na razie nie zdawała sobie sprawy. Jej widok tylko go uspokajał ilekroć na nią zerkał. Drobne stworzonko pragnące ochrony oraz czułości. - Myśleniem takim, jedynie sprawisz że ktoś będzie cierpiał. Nie możesz pozostać obojętna. Nie masz gwarancji i tak na pewno zrobią, by ustawić Cię do pionu lub zabawy. Tak czy siak jesteś na przegranej pozycji w tym wypadku, jednak jeśli pokażesz im że takie karty nie robią na Tobie wrażenia, wtedy bezpośrednio do Ciebie się zwrócą. A wtedy… ja się z nimi policzę – powiedział głosem zapewnienia, że tak się stanie jeśli lis będzie w zasięgu i Amelia będzie miała kłopot –Szanuj swoje życie. Masz tylko jedno, a inne osoby to nie kukły, które bezczynnie będą stać. Uświadom ich, że są zagrożeni zwyczajnie i tyle. Zaczną się pilnować, w innym wypadku jeśli dadzą się złapać to Twoje poświęcenie pójdzie na marne i niezależnie co zrobisz to i tak ktoś zginie. Moja rada jest taka… zerwij współpracę. Oni są z tych co nie znoszą sprzeciwu i na pewno na twoich oczach będą chcieli coś zrobić. Wtedy pojawie się ja i rozpędzę to towarzystwo raz a dobrze –powiedział uśmiechając się mrocznie jakby miał jakieś złe zamiary wobec śmierciożerców. Oj tak miałby naprawdę spore pole do popisu, jak wyłączenie wszelkiej magii na danym obszarze na czas 30 minut, gdzie przybiłby ich w tym czasie do drzew i pozwolił wronom się najeść. - Tak. Znam praktycznie wszystkie zaklęcia, które istniały kiedyś i istnieją teraz. W przedziale do 2000-2500 lat – po chwili wyrecytował jakieś bardzo zaawansowane zaklęcie daleko wykraczające poza kompetencje przeciętnego nauczyciela magii. Bardzo stare zaklęcie sprzed 2000 lat. Choć nie miało efektu, gdyż nie użył magii to jednak czuć było moc. Ta magia opierała się na słowie oraz nadaniu mu mocy poprzez wolę. Cały czar był zwyczajnie potężnym rozbłyskiem energetycznym, który powinien płonąć z temperaturą bliską słońcu. - Zatem niech tak będzie – przyjął pieszczoty i się przymilił do niej ogonami oraz głową. Adorował ją, jak samiec samice. Dbał o jej samopoczucie, przyjemność. Była skołowana, jednak czuła się dobrze, o czym świadczył cichy pomruk i to, że wplotła palce w jego długie białe włosy. Głaskała go po głowie, na co on zaczął pomrukiwać, kiedy doszła do karku. Zarumieniła się i wtuliła w niego. Samiec czuł niebywałą satysfakcję z tego co się stało, jednak wiedział że to młodzieńcza reakcja. - Głupiaś dziecko, głupiaś. Sprzeciwiasz się półbogu? – otarł jej łezki i uśmiechnął się do niej miło. On był uosobieniem dobra i jego manifestacją. Wypływało to z niego oraz czuć było tą aurę. - Na to by zaznać szczęścia. Ja chcę Ci je zapewnić – powiedział, kiedy się do niego tuliła. Brzmiało to niczym głębsze wyznanie, po którym nastąpił owy pocałunek. Dziewczyna pokręciła głową, a on to zrozumiał. Tuliła jego ogon i go głaskała, a on dawał jej czas. Jedynie objął ją od tyłu i przytulił się do niej słuchając jej reakcji – Chcę abyś została moją samicą alfa. Zapewne wiesz, że zwierzęta potrafią dostrzec życiowego partnera w kilka sekund po ujrzeniu. Ja dam Ci jednak czas na przemyślenia oraz szansę, którą możesz podjąć w każdej chwili Amelio – powiedział czule, kiedy ona się do niego obróciła i ucałowała w policzek. Nie czuł się urażony, zrozumiał ją zwyczajnie. Ponownie objął ją, tylko teraz w pasie jedną ręką, a drugą w okolicy piersi i zacisnął lekko ogony by ją rozgrzać – Zaśnij. Jutro z rana nauczę Cię paru rzeczy. Dużo wygodniej mi będzie, jeśli wtulisz się we mnie, ale tak też mogę spać – szepnął jej do uszka, a potem ucałował policzek dziewczyny i jeszcze raz jej usta. Delikatnie, z wyczuciem, jak kochanek kładący swoją kobietę spać. Pocałunek przepełniony był dozą pozytywnych uczuć, która mówiła „śpij dobrze. Ja cię obronię”. W końcu pewnie Amelie zmorzył sen, a lis nad nią czuwał. Grzał jej ciało, tulał się do niej i nie pozwalał zmarznąć. Wkrótce nadszedł poranek w Zakazanym Lesie, a pierwsze promyki słońca zaczęły wpadać do jamy lisa. On na szczęście zasłonił dziewczynę kołdrą z ogonów i swego ciała, by przypadkiem to jej nie obudziło. Obserwował jak spała oraz jej mimiki twarzy. Przytulał ją i całował, jednak tak delikatnie by nie wybudzić z letargu. Kiedy w końcu się obudziła, spojrzał w jej oczęta i posłał uroczy uśmiech. - Dzień dobry Amelio – powiedział i ucałował ją delikatnie, po czym ponownie okrył ich ogonami. Słońce dopiero wstało, więc było w miarę wcześnie. Dziewczyna miała wybór: mogła wstać albo spać dalej w objęciach mężczyzny, który ją adorował.
|
| | | Amelia Mary Fern
Liczba postów : 1107
| Temat: Re: Nora Kitsune Sob Lis 08, 2014 5:06 pm | |
| Zaśmiała się cicho z żartu Lisa mimo,że był on dość słaby, choć w jej oczach wciąż czaiło się wyraźne zainteresowanie aspektem tego skąd półbóg ma taką pewność, że nic mu nie grozi ze strony Voldemorta i jego popleczników. Nie wątpiła w zdolności i moc Lisa, jednak przewaga liczebna i całkowita bezwzględność śmierciożerców napawała ją lękiem o nowego przyjaciela. Ta troska widoczna była w jej czach i delikatnym uśmiechu jakim obdarowała Lisa, a także w sposobie w jaki jej dłoń przyczesywała gęste futro na jego ogonie. Nie kontynuowała już tematu, słysząc w głosie Kitsune, ze dla niego jest on już skończony. Spojrzała tylko na niego pytająco, gdy wspomniał o „zagrażaniu dla stada”. W sposobie w jaki to powiedział było coś dziwnego, bardzo tajemniczego. Była spięta, a dotyk Lisa rzeczywiście działał na nią w niewytłumaczalny sposób kojąco. Wysłuchała go bardzo uważnie, jakby czując swego rodzaju respekt dla jego wiedzy i doświadczenia. Można powiedzieć, że od samego początku ich rozmowy przyjęła rolę uczennicy. W jej oczach widać było podziw i lekki, pełen szacunku dystans. Poważny ton, którym mówił Lis tylko to wrażenie relacji Mentor- uczennica potęgował. Jednocześnie jednak Amelia czuła wobec Kitsune rosnącą sympatię. Może dlatego, że poświęcał jej dużo uwagi, a jak każda kobieta, mimo wrodzonej nieśmiałości, lubiła gdy ktoś się nią zajmował, choć paradoksalnie nienawidziła, gdy ktoś był wobec niej zbyt opiekuńczy. Lis jednak idealnie balansował na granicy. Był czuły i troskliwy, słuchał i nie oceniał. To sprawiało, że czuła się przy nim wyjątkowo swobodnie, mimo jego nagości. Miarowy, silny rytm uderzeń serca w tak zwyczajnie ludzi sposób uspokajał ją i po chwili nieco już odprężona wtuliła się nieśmiało w pierś Kitsune. Słuchała patrząc przed siebie niewidzącym wzrokiem i tylko od czasu do czasu mrucząc coś cicho pod nosem jako potwierdzenie tego, ze wciąż słucha uważnie. Nie miała sił by komentować, spierać się czy cokolwiek innego. Chciała tylko spać. Była zmęczona. Nie tyle dniem, który gruncie rzeczy była raczej leniwy, ale tą rozmową, rozdrapywaniem starych powoli gojących się ran na swoim sercu. Powrót do tego cierpienia był dla niej wręcz wyczerpujący. Uniosła wzrok, gdy zaczął mówić bezpośrednio o niej. - Tak myślisz?-spytała z nadzieją. Nie miała sił walczyć z Czarnym Panem i ego poplecznikami. Nie miała w sobie nawet ćwierci tej pewności siebie jaka ukazywał Lis. Wręcz przeciwnie. Była niemal pewna, ze w starciu przegrałaby z kretesem. Jeśli jednak to miałoby sprawić, ze jej bliscy będą choć odrobinę bardziej bezpieczni...zrobiłaby wszystko. -Ty się z nimi policzysz?Czemu?- wciąż nie bardzo rozumiała postawę Lisa względem swojej osoby. Uśmiechnęła się delikatnie i mocniej w niego wtuliła słysząc swoje zapewnienia. I ten jego mroczny uśmiech. Jakby miał już gotowy plan. -Co ci tam po główce chodzi?- spytała z uśmiechem, który aż sam cisnął się na usta, gdy tak patrzyła na Liska. Podziwiała moc Kitsune, a raczej zaklęcia przez niego wyrecytowanego. Inkantacja była długa i skomplikowana. A elektryzująca moc, która powstała, choć zaklęcie nie zadziałało przecież, była naprawdę niezwykła i imponująca. Pokręciła głową, z twarzą przy jego piersi, przez co delikatnie potarła nosem o jego skórę. -Neee- zaprzeczyła z cichym chichotem przebrzmiewającym w głosie. -Czemu?- uniosła wzrok i spojrzała Liska pytająco, chcąc wiedzieć czemu akurat ona. Przecież nie była nikim wyjątkowym... Gwałtownie obróciła się i spojrzała na niego zszokowana słysząc jego słowa.”Samica alfa”? „Życiowy partner”? Nie bardzo docierało do niej to co powiedział później. Była zbyt zszokowana jego wyznaniem. Nie wiedząc co zrobić i powiedzieć zwyczajnie obróciła się plecami do niego i pustym wzrokiem patrzyła przed siebie leżąc bezruchu. Mruknęła tylko cicho, potakująco na jego propozycję nauki następnego ranka. Ułożyła swoją dłoń na jego oplatającej jej talię, drugą ułożyła w formie poduszki pod swoją głową. Trwała tak dość długo rozmyślając. „Samica alfa... jak to możliwe? Mówił serio? A może znów się ze mnie nabijał...nie no, chyba nie żartowałby w sprawie uczuć. Ale czy to są w ogóle dla niego uczucia? W pewnym sensie jest zwierzęciem, znaczy w tej chwili jest człowiekiem, ale przecież to wraz z pełnią minie. Znów będzie lisem, półboskim ale lisem. Więc może to dla niego zwykły instynkt... Ale...czemu wydaje mi się, ze to jest dużo bardziej na serio, niż gdyby naprawdę był w 100% człowiekiem...ile znaczą dla niego te słowa? Może powinnam z nim o tym porozmawiać....ale... nie wiem...”- rozmyślała zagubiona jeszcze ponad godzinę trwając w kompletnym bezruchu, by nie zwrócić na siebie uwagi. Wiedziała, że najpewniej powinna porozmawiać z nim, a jednak nie chciała, nie czuła się... gotowa... Wkrótce zmęczona zasnęła, przez sen tuląc jeden z jego ogonów niczym przytulankę. Zaczęła się wybudzać. Będąc na granicy snu i jawy, nie do końca jeszcze świadoma tego drugiego czując się jednak cudownie błogo wypoczęta, zaczęła się rozciągać pomrukując jak rozleniwiona kotka, którą w tej chwili pewnie nieco przypominała. Otworzyła powoli przysłonięte nadal mgiełką snu oczy i jakby całkiem automatycznie, a z całą pewnością wciąż nie całkiem świadomie odwzajemniła uroczy uśmiech lisa. Po chwili powieki znów opadły, a ona wtuliła się niczym małe dziecko w pierś lisa, która była tak przyjemnie ciepła i miękka, a przede wszystkim jego skóra pachniała lasem kwiatami. Pomrukiwała cicho pocierając nosem o jego pierś, jakby się łasząc i przymilając. -Dzień Dobry- powiedziała po chwili orientując się, ze jest już rano i że właśnie dość dziwnie zachowuje się względem praktycznie nieznajomego. Odsunęła się i przetarła oczy. -Wstajemy?- spytała Lisa, lekko zarumieniona, pamiętając jednak o obietnicy złożonej jej przez Lisa wieczór wcześniej. Bardzo chciała się nauczyć nowych zaklęć. |
| | | The author of this message was banned from the forum - See the message | Kitsune
Liczba postów : 98
| Temat: Re: Nora Kitsune Sob Lis 08, 2014 8:21 pm | |
| - Jestem tego nawet pewien. Śmierciożercy są zwyczajnie ślepi i myślą, że jeśli mu pomogą to wkupią się w jego łaski. Zginą kiedy przestaną być dla niego użyteczni, a na pewno przestaną jeśli on zyska władzę. Dyktator zawsze pozbywa się niewygodnych osób, a do tej roli on dąży – odpowiedział pouczająco. Widział tego typu zachowanie niejednokrotnie, kiedy to jeden człowiek zbrojnie przejmował władzę, a potem narzucał swoje jarzmo ludziom. Z nim będzie tak samo, Czarny Pan przejmie władzę, a potem wyrżnie w pień wszystkich, którzy mogą mu zagrozić, włączając w to sojuszników – Jeśli naprawdę Ci na tych osobach zależy to ostrzeż je, w innym wypadku świadomie narazisz ich życie. Policzę się ze śmierciożercami z kilku powodów. Po pierwsze występują przeciwko życiu czego nie mogę tolerować jako inkarnacja owej siły. Po drugie łamią naturalny porządek naturalny swoją magią, a po trzecie zagrażają niewinnym co niezbyt mi się podoba. Zabijanie dla czystej przyjemności jest czynem niewybaczalnym, zwłaszcza pastwienie się nad dużo słabszymi jednostkami – odpowiedział sędziwym głosem, gdyż mimo iż w przyrodzie to słabszy ginął, to jednak ginął szybko i bezboleśnie. Drapieżnik pożerał by się najeść i wykarmić młode, a nie dlatego że mu się to podobało. Pogłaskał ją po głowie, kiedy się w niego wtuliła. Milczał kiedy zapytała o plan, bo pewnie nie chciała usłyszeć wersji, że śmierciożercy zostaliby pozbawieni różdżek, języków oraz możliwości ruchu i pozostawieni na pastwę chmary wron, która by skubała ich ciała przez długie godziny. Jedynie posłał jej miły uśmiech mający znaczenie „nie chcesz wiedzieć”. Otarł się policzkiem o jej policzek ucinając ten temat. Dla Kitsune to zaklęcie, które wyrecytował było nieco bardziej zaawansowane, jednak nadal prymitywne gdyż była to ludzka magia. Inkantował długo, zgrabnie wymawiając dane słowa, akcentując sylaby oraz nadając za pomocą woli słowom mocy. Niby nic się nie działo jednak samo zaklęcie, a raczej jego wymówienie mogło siać popłoch w sercach wrogów oraz krzepić te sojuszników. - Mądre dziewczę – odparł i pogłaskał po plecach, kiedy stwierdziła, że nie będzie się sprzeciwiać. Bogu czy nawet jego wysłannikowi nie wolno się sprzeciwiać, jeśli czegoś oczekuje. Lis akurat był ugodowy i dało się z nim porozmawiać, jednak nie wszyscy wysłannicy Inariego tacy byli. Niektóre osobniki naprawdę były restrykcyjne oraz konserwatywne przez co Amelia mogłaby skończyć dotkliwie pogryziona, gdyby na takiego się natknęła. - Czemu? Czy kiedy dzieją się rzeczy najprostsze to wy ludzie musicie to wszystko analizować? Robię to, gdyż uważam to za słuszne – odpowiedział jej spokojnie, nieco zirytowany tym, że ona kwestionowała jego wybór swoimi pytaniami. Tak zarządził i ona tego nie zmieni, choćby się starała. Zszokował ją swoim wyznaniem i odwróciła się do niego plecami. Leżała bezruchu, ale jednak nadal kontaktowała, gdyż odpowiedziała cicho na jego propozycję nauki. Ułożyła swoją dłoń na jego, która to właśnie trzymała ją w pasie. Druga dłoń poprawiła się na jej piersi, lekko unosząc łokieć, żeby zapewnić dziewczynie wygodne oparcie na głowę. Jej myśli były niespokojne, niczym ocean podczas sztormu. Postanowił nie przerywać jej rozmyślań i leżał sobie wygodnie, tuląc i ogrzewając ją swoim własnym ciałem. Wsunął nogę między jej nogi, by byli jeszcze bliżej siebie, objął czulej w pasie jedną ręką, drugą natomiast podpierając jej głowę i robiąc z ramienia poduszkę dla niej. Oplótł ją ogonami czulej, by zaraz przekręcić się na plecy, a ją usadowić na swojej klatce piersiowej. Zrobił to delikatnie i powoli, dał jej leżeć, wchłaniać jego zapach i ciepło. Kiedy nadszedł ranek ona się przebudziła i odwzajemniła uśmiech. Było jej wygodnie, a lisowi nie sprawiała ta pozycja żadnego dyskomfortu, leżał i pilnował swojej samicy, która rozciągała się i mruczała niczym kocica. Wyglądała naprawdę zjawiskowo oraz uroczo, nawet jak na ludzkie standardy. Był ranek i przy glebie nadal była rosa, a co za tym idzie było chłodniej, więc trzeba było zabezpieczyć ją przed zimnem. Łasiła się i przymilała, co dawało lisowi poczucie, że ona jednak swoją rolę w pewnym sensie zaakceptowała. Także go w pewien sposób adorowała i było mu przez to przyjemnie. Dał jej się na moment odsunąć i przetrzeć jej zaspane oczka. Miała lekko nieogarnięte włosy, a koszula lekko się zsunęła przez noc, to wszystko nadawało jej swoistego uroku. - Jeśli tego chcesz, jednak powinniśmy coś zjeść. Poczekajmy jeszcze trochę z tym – wiedział, że niedługo zwierzęta zaczną się schodzić, a wraz z nimi dary w postaci żywności – Zaczniemy naukę niebawem, ale najpierw… - widział to jej zwątpienie, które gdzieś się kręciło w głowie dziewczyny – wyrzuć z siebie to co w Twoich myślach się kłębi – poprawił niesforny kosmyk włosów, który opadał na jej drobną twarzyczkę. Pełnia się skończyła, a lis wracał do swojej normalnej postaci. Po kilku chwilach Amelia mogła dostrzec, że jest wtulona w lisie futro, a ogony tym razem grubsze ją obejmują.
|
| | | Amelia Mary Fern
Liczba postów : 1107
| Temat: Re: Nora Kitsune Wto Lis 11, 2014 12:31 am | |
| W słowach Lisa było wiele prawdy. Voldemort, choć spotkała go jak do tej pory na szczęście tylko raz, wydawał jej się być dokładnie takim człowiekiem jakim opisywał go Kitsune. -Wiele ludzi, nie tylko mugoli ale i czarodziejów, nie raz wybitnych zginie, jeśli on dojdzie do władzy. A tak się pewnie stanie...Żaden czarodziej nie jest dość silny by mu się postawić, a większość się zwyczajnie boi. Ci którzy się stawiają giną od razu. Może tylko Dyrektor... chyba tylko przed nim Voldemort wydaje się czuć jakiś respekt...Ale już wiele osób zginęło... podczas ataku jego popleczników na szkołę rok temu chociażby...Ja się boję, ze zginie jeszcze więcej...-wyszeptała wciąż wtulona w Lisa i głęboko zamyślona. -Oni wiedzą, że coś im grozi. Nawet jeśli nie ode mnie to zwyczajnie przez to czym się zajmują. Moja przyjaciółka i jej partner są aurorami. Walczą przeciw Czarnemu Panu. O nich boje się najbardziej. Lily bywa taka roztrzepana. To nawet zabawne czasem, gdy na przykład wpada do kuchni rozczochrana w jednym bucie, a drugiego znajduje w szafce nad zlewem- na wspomnienie przyjaciółki uśmiechnęła się szeroko. Bardzo kochała Lily i Stepha. Byli dla niej niczym rodzeństwo. W ich domach czuła się po tysiąckroć lepiej niż we własnym. - A Steph...mój kochany...- zacięła się na chwilę- wielki brat...spotyka się z jedną z poplecznic Voldemorta... nie miałam jak mu o tym powiedzieć. Tak bardzo się o nich boję- wyznała mocniej się wtulając w jego pierś. Rozumiała pobudki Lisa, a przynajmniej tak jej się wydawało. Jako strażnik życia musiał go bronić, a śmierciożercy przecież na zlecenie swojego pana gwałcili wszystkie prawa przyrody. To było zapewne dla Lisa coś z czym musiał walczyć. Jednak Amelię dręczyło wciąż to samo pytanie „Dlaczego teraz?” Popatrzyła na niego z dołu pytająco, gdy nie udzielił jej odpowiedzi na pytanie o plan, jednak po jego uśmiechu poznała, że raczej jej nie dostanie, więc trochę wbrew sobie nie drążyła. Widok mocy jaką dysponował z taką nonszalancją Lis w pewien sposób podniósł Amelię na sercu. Może rzeczywiście ma więcej niż sądziła powodów by nie bać się w żaden sposób Voldemrta. Jej troska w ząden sposób nie zmalała, jednak troszkę mniej się martwiła. -Cóż nie wiem jak inni, ale ja tak. Zawsze wszystko analizuje i zgłębiam nie zależnie jak proste to jest. Czasem to co wydaje się proste, w rzeczywistości jest bardzo złożone. A ja lubię drążyć- uśmiechnęła się- Przyzwyczaisz się- zachichotała niezrażona irytacją słyszalną w głosie Lisa. Zamarła na moment czując wsuwającą się między jej nogę Lisa, jednak po chwili nieco się rozluźniła nie reagując już na to niczym poza pogłębiającym się rumieńcem. Obudziła się w innej pozycji niż pamiętała, ze zasypiała. Z reguły miała bardzo spokojny sen więc wątpiła by samodzielnie się tak ułożyła. Wciąż nieco zaspanym wzrokiem, nie do końca kontaktując, spojrzała na Lisa pytająco, a na jej policzki na nowo wpływał rumieniec. Nie mogła narzekać, ze było jej niewygodnie, jednak trochę dziwnie się czuła budząc się wtulona jego klatkę, praktycznie na nim leżąc. Czuła na sobie natarczywy trochę wzrok Lisa i była przez to nieco skrępowana. Zawstydzona spuściła głowę, kryjąc zarumienione policzki i zagubione spojrzenie za kotarą gęstych loków. - Dobrze- zgodziła się wciąż ze spuszczoną głową. Nie była jakoś szczególnie głodna. -W moich myślach?- powtórzyła pytająco, a raczej wymamrotała. -Nic takiego, ja tylko...- zacięła się czując jak Lis w dość czuły sposób odgarnia jej włosy z twarzy. - Zastanawiam się tylko... ile to wszystko dla ciebie znaczy. Bo masz chyba inny pogląd na emocje i uczucia niż ja i boję się... że dla ciebie to dużo mniej znaczy niż dla mnie...- patrzyła cały czas na swoje dłonie, dopiero na koniec unosząc wzrok i nieco zdziwiona zmarszczyła lekko brwi widząc, że przystojny młodzieniec znikł, a pojawił się znów słodki, choć nieco przerośnięty biały lis. - Już po pełni- zauważyła delikatnie głaszcząc oplatające ą wciąż ogony. Czuła się nieco lepiej, gdy Lis był w tej formie. Było nawet po niej widać, ze jest odrobinę mniej skrępowana. Po jakimiś czasie z jeszcze większym zdziwieniem zauważyła, że przed norą zbierają się różne zwierzęta i... znoszą jedzenie. -To tak się żywisz? Zwierzęta ci jeść przynoszą, a w zamian...dostają... jakiś boski dar?- spytała trochę niepewnie. Nie była pewna, cz zwierzęta nie robią tego za darmo, lub też co takiego Lis mógłby im dać w zamian a dary. Podejrzewała, ze jednak coś im daje skoro robią to tak chętnie i tłumnie. -Mogę już się ubrać?- spytał, gdy jakiś królik przysiadł na tylnych łapkach mniej więcej naprzeciw niej i się na nią zapatrzył przekręcając lekko łepek. Choć widok był naprawdę słodki, poczuła się nico skrępowana, szczególnie, że inne zwierzęta wydawały się brać przykład z uszatka i też zaczynały się jej dziwne przyglądać.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Nora Kitsune | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Permissions in this forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|