Wstał. Był bezczelny. Wstał.
Faktycznie weszła na to biurko. Dobrze. Nie wyobrażał sobie przerwania pocałunku, by któreś z nich miało zbliżyć się do drugiego w taki sposób. Mogłoby do niej dotrzeć co ona właściwie robi i jeszcze by się rozmyśliła. Nie, tego by nie chciał. To byłoby gorsze niż samo obchodzenie mebla i zaczynanie od początku.
Wstał z krzesła powoli, ale nie oderwał się od jej ust. Wymusił, by wygięła kręgosłup, wyciągnęła się w górę. Miał w tym swój cel. Nie, nie, to nie była wstrętna manipulacja. W każdej sekundzie mogłaby przerwać ten i-tak-już-dosyć-długi pocałunek, ale wolała się poddać jego pomysłom. Spełniała jego zachcianki. Dwa kroczki do przodu, kolejne słodkie mlaśnięcie. Ułożył dłonie na jej biodrach i przemieścił je dalej, by w końcu zdecydowanym ruchem wciągnąć ją całą na siebie. Nie była ciężka, ale chyba nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Trzymał ją w ramionach, pozwalając jej ułożyć nogi. Opadł z powrotem na krzesło, usadzając ją sobie na kolanach. Wciąż skierowani twarzami do siebie, wciąż złączeni. Owinęła rękoma jego szyję, on zaś obejmował ją poniżej pasa.
Gdy się rozdzielili, pokusił się o jeszcze jedno szybkie muśnięcie. Wpatrywała się w jego oczy, totalnie prosząc o więcej.