Jako persona o osobowości książkowo histrionicznej każdemu pozwoli poznać się od innej strony, na inny sposób. Marcel ma setki twarzy, wchodzenie w kompletnie inną, nową rolę nie stanowi dlań żadnego problemu. Wszystkie swoje oblicza wchłonął i bierze je za własne oraz prawdziwe, nawet jeśli często wzajemnie się wykluczają.
Do niektórych form przywykł bardziej i chętniej do nich wraca, potrafi obstawać przy jednej konkretnej przez dłuższy czas.
Nie jest w stanie określić się precyzyjnie, bez osób przy których mógłby się samokreować i wchodzić w rolę kompletnie się gubi i panikuje.
Raz na jakiś czas zdarza mu się popaść w depresyjny, dekadencki nastrój - nie jest wtedy ani zdolny ani dość zmotywowany by zmusić się do czegokolwiek, a wszelkie próby nakłonienia go do zmiany postawy kończą się nie tyle fiaskiem, co infernalną awanturą. W takich chwilach należy pozostawić go samemu sobie, by w spokoju przezimował spadek formy.
Z cech mniej-więcej stałych i powtarzających się cyklicznie w większości jego odsłon, wymienić można przywiązanie do naturalnego piękna - ma ono wiele twarzy i przez jakiś czas stanowiło dlań inspirację. Obecnie romansuje zawzięcie z symbolizmem i brzydotą, gdyż jest zdania, że paradoksalnie lepiej od piękna uwydatnia wartości które chciałby przekazać - wówczas ludzie zwrócą uwagę nie tyle na powierzchowność co na ideę. Jest człowiekiem dociekliwym i zainteresowanym przyczyną, nie zawsze celem.
Szybko adaptuje się do warunków zewnętrznych, w zależności od fantazji przejawia się na tej płaszczyźnie dosyć plastycznie. Nie należy tego mylić ze spolegliwością, jeśli coś mu nie odpowiada czy kompletnie gryzie się z jego wewnętrznym poczuciem wartości (w którym nieodzowny prym wiedzie estetyka) - mówi o tym od razu, i to dobitnie.
Nie potrafi radzić sobie ze stresem, ani też o nim mówić, czy rozładowywać go w sposób konstruktywny. Stosunkowo łatwo jest wyprowadzić go z równowagi, w domu rodzinnym to zawsze Marcel był tym gniewnym, szalonym i impulsywnym, Constance równoważyła zaś owe popędy dla jego własnego dobra. Przyniosło to całkiem wymierny efekt, z biegiem lat Francuz ustabilizował się i podjął próby okiełznania swojego temperamentu.
Upór, oddanie własnym ideom, silna potrzeba odnalezienia ładu i harmonii oraz niekiedy wyjątkowa determinacja i konsekwencja w dążeniu do wyznaczonych przez siebie celów czyni z niego fanatycznie oddanego i niebezpiecznego człowieka w zestawieniu z pojawiającymi się na obranej przezeń drodze przeszkodami. Nie ma za to serca do rzeczy błahych, w wykonywaniu których nie widzi większego sensu.
Mimo iż jest brany za figurę awangardową, kontrę, przeciwnika wszelkiego moralnego porządku i skostniałych zasad przyjętych odgórnie "bo tak" (dosłowniej takich, których wytłumaczalność ich słuszności jest znikoma), ma w sobie pewną dozę bojaźni i głębokiego szacunku wobec osób które z własnych powodów uzna za autorytety. W połączeniu z zawziętością w obronie własnych racji kreuje go to na zawziętego bojownika i obrońcę swoich przekonań.
Co zabawne, pomimo jego względnej chaotyczności (w której swoją drogą doskonale się odnajduje) jest w stanie dokładnie zaplanować swoje działania, a jego metodykę cechuje pasja, oddanie i staranność czy precyzja. Nienawidzi fuszerki, krew mu się ścina gdy widzi, że coś zrobione jest na przysłowiowe pół gwizdka.
Jest przeciwieństwem swojej matki - w świecie własnego twórczego szaleństwa i porywczości, momentami skrajnej nieodpowiedzialności, - istny Deus faber i exterminans w jednym.
biografia Wczesne dzieciństwo spędził we Francji w Dijon, wraz z matką i ojczymem oraz przysposobioną siostrą. Rodzice od najmłodszych lat faworyzowali jego dziewczynkę, choć w niezbyt zauważalny z zewnątrz sposób, poświęcali swój czas i uwagę, a przede wszystkim spędzali z nią długie godziny ucząc i wspierając. Marcel czuł się z tego wykluczony, co więcej - już wtedy wziął sobie do serca tę jawną niesprawiedliwość. Był to bardzo krótki okres czasu, w którym głęboko nienawidził ich wszystkich. Wiele zmieniło się natomiast podczas urodzin które nakreśliły jego pasje i zamiłowania. Wówczas otrzymał od rodziców komplet do kaligrafii wykonany na specjalne zamówienie (wiązało się to między innymi z tym, iż Marcel przez bardzo długi czas udawał, że nie potrafi pisać - do siódmego roku z resztą; o tym że jest inaczej wiedziała jedynie Kadma). Pierwsza rzecz jaką zrobił, było pokrycie kilkudziesięciu kart atlasu georaficznego pani Gray pierwszymi pałeczkowatymi ludzikami, jednorożcami i koślawymi smokami; był wówczas bez reszty oddany procesowi tworzenia, więc nie zauważył nawet, iż kobieta siedziała tuż za nim odkąd zbezcześcił dział poświęcony budowie skorupy ziemskiej. Gdy odkrył jej obecność w pierwszym odruchu chwycił go paraliżujący strach. Wtedy jednak kobieta wzięła książkę do ręki, przyjrzała się wszystkim rysunkom i objęła go ramieniem, nie mówiąc ani słowa - Marcel jest do tej pory przekonany, że uśmiechnęła się choć przez chwilę. Z czasem gdy przestał się stawiać i protestować na wszystko co mu narzucone, zauważył że to co zdawało mu się ostre, nastawione negatywnie i nieprzychylne jest w gruncie rzeczy łagodniejsze i dobre, a jeśli zajdzie się temat od innej strony może liczyć na ciepło i wsparcie. Poznał się na swoich pierwszych błędach, nadeszła zatem pora na kolejne, i kolejne, i następne jeszcze. Młodość ma swoje prawa - zwłaszcza, kiedy twoja matka jest wilą a ty dziedziczysz po połowie.
Mężczyzna który zajął miejsce ojca Marcela był entuzjastą sztuk czarnomagicznych. We własnym zakresie i oczywiście incognito, owy niewygodny fakt ukrywał również przed Constance, nie umknął on jednak nazbyt ciekawskiemu dziecku. Niejednokrotnie dzieciak włamywał się do prywatnej biblioteczki w gabinecie i jeszcze za czasów szkolnych przyswoił część teorii, ciekawy nie tyle faktycznego jej zastosowania co chłonny wiedzy i faktów niedostępnych dla większości.
W Beauxbatons spędził prawie sześć lat, był to nowy etap w jego życiu, na którym usiłował zdeterminować czymś swoją pozycję w świecie. Przez pierwsze trzy lata był dzieckiem wyjątkowo sumiennym, pracowitym, choć silnie nerwowym i niespokojnym. Za punkt honoru postawił sobie uszczęśliwienie matki i nawiązanie z nią silnej relacji, co rzutowało na ich późniejszą komitywę. Marcel był niezdrowo zazdrosny o wszelkie przejawy aktywności towarzyskiej, zwłaszcza o jej kontakty z mężczyznami. W wakacje poprzedzające trzeci rok jego nauki wpłynął na decyzję matki odnośnie małżeństwa ze znanym graczem Quidditcha francuskiej reprezentacji tamtych czasów; do tej pory nie pozwolił nikomu wejść w swoją rodzinę i wyklucza taką możliwość. Toleruje obecność mężczyzny w swym domu, tak samo jak i Kadmy zresztą – ich relacja są neutralne.
Po szóstej klasie rozhulał się już zupełnie, objął miejsce głowy rodziny (a przynajmniej jego zdaniem, bo matka niejednokrotnie studziła jego impulsywne zapędy i w ostatecznym rozrachunku to ona temperowała jego pomysły) - twierdząc, że ma do tego święte i niezbite prawo. W gwoli ścisłości chciał po prostu dbać o matkę, gdyż w jego mniemaniu tylko ona mu pozostała.
Zdarzały mu się kilkudniowe ucieczki z domu i ze szkoły, wchłonęła go francuska bohema i na początku szóstej klasy był już człowiekiem całkowicie oddanym sztuce. Spotkało się to z niejednoznacznym odbiorem matki, która okazywała pobłażanie i aprobatę wobec rozwijania talentów Marcela, ale i ostrożnością wobec wyrażania entuzjazmu o środowisku w jakim obracał się jej syn. Zachłyśnięty możliwościami jakie stwarzała sztuka, szybko pojął że jest to doskonały sposób translacji jego emocji, idei i poglądów, z czym miałby problem gdyby próbował oddawać je inną metodą.
Ostatnie dwa lata nauki różniły się znacząco od poprzednich, Marcel dojrzewał przez poprzednich parę lat i rozwijał się intensywnie, skupiając przede wszystkim na tym co wewnątrz. Wówczas nawiązał kontakt ze swoim biologicznym ojcem, co zaowocowało decyzją o zamieszkaniu w Londynie przez jakiś czas. Nie bez znaczenia pozostawał fakt, iż Gray nie zasymilował się do końca w Beauxbatons. W Hogwarcie znalazł się w drugim semestrze szóstej klasy, przydzielono go do Slytherinu i w zadziwiająco prędkim tempie zjednał sobie niewielu przyjaciół… oraz oddany tłum wrogów jego specyficznej postawy, poglądów i natury. Jako półwila, Marcel jest wyjątkowo temperamentny i uparty, łatwo wyprowadzić go z równowagi i tym samym rozpętać wojnę. Zazwyczaj zaczepki dotyczące swojej urody i pochodzenia znosił z wysoko uniesioną głową, jednakże rzecz ma się już inaczej, gdy zgryźliwości zaczęły imać się jego sztuki. Jest na tym punkcie wyjątkowo wrażliwy, nic więc dziwnego w tym, że gdy nadepnięto mu na odcisk, zareagował. Dał pokaz na środku szkolnego korytarza, prezentując niespodziewającym się niczego zupełnie inne oblicze wili. Jest artystą w każdym tego słowa znaczeniu, choć nie zawsze pielęgnował to, co słuszne. O ile zazwyczaj skupiał się na człowieku jako jednym z wielu oblicz sztuki, tak wtedy pojął, że może być zaskakująco dobrym materiałem czy środkiem. Pragnienie empirycznego i organoleptycznego zweryfikowania tej teorii nie pozwala mu swobodnie tworzyć i narzuciło mu blokadę twórczą, co potęguje frustrację. O ile Doth-Gray był do tego czasu osobą komunikatywną i otwartą, tak przed ukończeniem szkoły stał się zauważalnie wycofany i niechętny do nawiązywania niezobowiązujących znajomości, zdarzało się również, że na próby nakłonienia go do zmiany zdania reagował agresywnie. Na początku ostatniego roku nauki jego uwagę zwrócił pewien Krukon – ot, niskie to takie i niepozorne, wątłe niebaczne. Z pozoru. Gray przez kilka tygodni uprawiał podchody, dźgał i wycofywał się by zaraz wrócić i zaczepić po raz kolejny. Nie był pewien co myśleć o tym błyskotliwym i często zbyt wyszczekanym dzieciaku, noszącym się ekstrawagancko nawet jak na tamte czasy. Koniec końców, bardzo szybko nawiązali nić porozumienia i zżyli się ze sobą, do tej pory utrzymując stale korespondencję.
Po ukończeniu szkoły zdecydował o pozostaniu w Anglii przez wzgląd na matkę - gdziekolwiek nie poniosłoby go w rodzimej Francji, kobieta zawsze wiedziała gdzie i w jakim towarzystwie szukać syna. Jak to Francuz, za Anglikami nie przepada a ich flegmatycznego języka nienawidzi całym sercem, dlatego też nie zadał sobie nigdy trudu by nauczyć się go wybitnie dobrze. Jest komunikatywny i to wystarcza.
O dziwo, na miejsce w jego sercu zasłużyło sobie również... zielarstwo. Kontakt z naturą zawsze pomagał odnaleźć mu wewnętrzny spokój, instynktownie ciągnęło go poza sztuczną i umowną cywilizację. To była jego fuga od świata, który do tej pory przyniósł mu dość rozczarowań, by Marcel zapragnął odwrócić się od niego całkiem i zwrócić się ku temu, co wydało mu się najbardziej pierwotne i naturalne.
| informacje dodatkowe ■ Przez trzy lata od ukończenia szkoły aż do teraz uważany był za martwego. Jego śmierś została upozorowana, podczas gdy sam Marcel wykonywał misję zleconą przez Czarnego Pana. ■ Jest półwilą. ■ Rodzina wywiera na nim presję, chcąc by dołączył do Śmierciożerców i poparł ideologię Voldemorta. Marcel stara się wywinąć i najdłużej jak tylko jest w stanie, pozostać neutralny. ■ Jego patronusem jest... koliber. ■ Jest artystą całą duszą, więc to chyba nie dziwota, że jego boginem jest Michelangelo Merisi da Caravaggio - wyśmiewający jego sztukę. ■ Ma bardzo słabe krążenie, stąd i wiecznie lodowate dłonie oraz stopy. ■ Czym Marcelowi pachnie amortencja? Olejek goździkowy, terpentyna, kalafonia. Miłość pachnie jak sztuka.Chociaż w jego amortencji znajduje się już akord bazowy, średni i wysoki, Marcel utrzymuje, że jest coś jeszcze. Może mocny earl grey? ■ W siódmej klasie nie wrócił do szkoły po feriach zimowych - przez miesiąc podróżował z trupą wędrownych kuglarzy i aktorów obwoźnego teatru, nim nie znalazła go matka i nie wysłała z powrotem (wyciągnęła go za uszy z burdelu w Angers). ■ Gdy coś zwróci jego uwagę zdarza mu się zastygnąć w bezruchu, będzie to obserwował i analizował pod każdym kątem. Podobnie ma się sprawa z zasłyszeniem czegoś interesującego, momentami jego sympatię zyska pojedyncze słowo - tu często (choć z wiekiem coraz rzadziej) objawia się to echolaliami. ■ Trenował szermierkę.
|