Alice nie mogła uwierzyć w to, co widziała. Wiedziała, że Diana jest pozbawiona skrupułów, ale ataki głową czy gryzienie? Niemniej cicho ją dopingowała. Chciała, żeby w końcu dali małej spokój i pozwolili jej wyjść. Niestety, Arabella miała chyba inne zamiary. Gdy Puchonka upadła ze zrośniętymi nogami, szybko do niej podbiegła, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku. Westchnęła. Miała nadzieję, że uda jej się to załatwić bez użycia magii, nie lubiła używać magii w stosunku do innych czarodziejów. Jednak już drugi raz tego dnia przekonała się, że są rzeczy ważne i ważniejsze, tym bardziej, że właśnie przyjęła rolę oddanej przyjaciółki Diany. Wyciągnęła różdżkę i uśmiechnęła się. Skoro już muszą walczyć, to może przynajmniej nie używać oklepanych zaklęć ofensywnych, tylko troszeczkę się pobawić. Raz na jakiś czas też może spłatać komuś małego psikusa, a zwłaszcza Ślizgonów nic chyba nie rani bardziej, niż obrażona duma. Wycelowała różdżkę w stronę dziewczyny, która poczęstowała Dianę Locomotor Mortis, wiedząc już, co zrobić.
- Same chciałyście. Śmiech bywa lekarstwem na wszystko. Tarantallegra!